Tord Gustavsen w Butelkowni
Tord Gustavsen w Butelkowni
Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz
282
BLOG

Tord Gustavsen na ECM50 Warsaw Festival

Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 23

Świetny koncert tria Gustavsena w Butelkowni. To był nasz debiut w tym miejscu. Nie znaliśmy wcześniej praskiego Centrum Koneser, które jest przykładem naprawdę udanego  wykorzystania architektury poprzemysłowej. Trafiony melanż podrasowanej fabryki wódek z estetyką postindustrializmu... Może to nie wygląda przytulnie ani ujutnie, ani cosy, ani hyggelig, ale w charakterze czynnika kulturo- i miastotwórczego sprawdza się niewątpliwie. Nowe miejsce dla nowej publiczności jazzowej?

Tak, trio norweskiego romantyka fortepianu w odnowionym składzie zabrzmiało w rozległej sali bardzo dobrze. Bez wątpienia, koncert był przedni. Zaledwie troje muzyków, elementarne instrumentarium: fortepian yamaha z dodatkową elektroniką lidera, zestaw perkusyjny sonor, jasny, sporych rozmiarów kontrabas, raz tylko zastąpiony przez gitarę basową. Rozległa amplituda: od lekkiego jak tchnienie oddechu pianissima do potężnego forte.

Gustavsen jak zawsze korzysta z synkinezy, w nietypowy sposób dobierając się do klawiatury, chwilami prawie do niej przywiera, chwilami nad nią staje... Jarle Vespestad znakomicie uzupełnia partię fortepianu: on, maestro najcichszych pobrzękiwań, gdy trzeba znakomicie wzmacnia kaskadę rozkołysanych dźwięków płynących w stronę słuchaczy. Ellen Brekken, nowa postać w trio, dyskretnie, ale chyba skutecznie wpasowuje się w miejsce po Matsie Eilertsenie i Sigurdzie Holem.

Rozpoznawalne motywy Gustavsena: Re-melt z zeszłorocznej płyty, nieśmiertelne The Other side, które dało jej tytuł. Koncert w sporej mierze stanowił rodzaj medleya znanych kompozycji lidera, zręcznie łączonych, bez przerwy na ewentualny aplauz publiczności. Bądź,  zgrabniej rzecz ujmując, przypominał rozpędzoną jazzową suitę...

Raz było cichutko, ale absolutnie słyszalnie; za chwilę znów rozgłośnie, ale ta masa dźwięków nigdy nie przestaje być czytelną strukturą: nigdy nie przeistacza się w chaos ani tym bardziej w hałas. Nie ogłusza, nawet gdy stanowi jazzową aluzję do hard-rocka. Jest przejrzysta, powabna, melodyjna. Na przemian zwalnia i przyśpiesza, ale bez przerwy czuć w niej puls swingu, zawsze rozbrzmiewa tutaj  prawdziwa muzyka.

Po koncercie norweskiego tria na dole, przy stoisku z płytami, stała Ellen Brekken. Gdy przechodziliśmy obok, podziękowałem jej za muzykę. Spojrzała lekko zaskoczona...

– Koncert był świetny, ale teraz już znikamy – dodałem.

– Jesteś Szwedem? – zapytała.

– Nie, jestem Polakiem.

– Ale mówisz po szwedzku...

– Tylko tak udaję – zażartowałem. – Podziękuj od nas Tordowi i Jarlemu!

– Z pewnością przekażę – uśmiechnęła się, a my z Małgosią wyszliśmy z Butelkowni na plac Konesera.

Było cicho, spokojnie. Mimo lekkiej mgły przyjemnie. Poszliśmy spacerem w stronę Targowej.


(26 listopada 2019)

Zobacz galerię zdjęć:

sala przed koncertem
sala przed koncertem Koncert zaczął się z dobrym kwadransem... Tord Gustavsen (p, synth) Jarle Vespestad (dr) Ellen Brekken (b, bass guit) trio w akcji Ellen Brekken Jarle Vespestad
Trio Gustavsena w Butelkowni

Nagroda czasopisma „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki za Rok 2015 Kategoria - Poezja

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura