#prawo cytatu
#prawo cytatu
Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz
361
BLOG

Lekcja okołokowidiańska. O demokracji i geopolityce

Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz Rozmaitości Obserwuj notkę 6
Liberalizm głosi pochwałę postaw wolnościowych, a demokracją są podobno rządy zgodne z wolą większości, przy poszanowaniu praw mniejszości. Jeśli tak, to arbitralny, mocno nieracjonalny sanitaryzm, który zamroził zachodni świat na dwa lata, ma się do tzw. demokracji liberalnej niczym pięść do nosa. Warto jednak mu się przyjrzeć, bo zapowiada nieodległą, groźną przyszłość.

Po przeszło dwóch latach obcowania z okołokowidiańskim theatrum życia i śmierci warto podjąć refleksję nad tym, czego – mimo wysoce niesprzyjających okoliczności – dowiedzieliśmy się jednak o sobie, a także o swoim najbliższym otoczeniu społecznym, medycznym, medialnym, wreszcie politycznym, a nawet geopolitycznym. I nie są to bynajmniej sprawy błahe. Przeciwnie, tylko pełne uświadomienie sobie, co nam, ludziom, w tym długim okresie zafundowano, kto był organizatorem oraz dysponentem całości, a kto tylko posłusznym wykonawcą mrocznej, bynajmniej jeszcze niezakończonej „operacji pandemia”, może ochronić świat przed jej kontynuacją, ze wszystkimi dalszymi, groźnymi dla rodzaju ludzkiego skutkami.

Komuś się marzy zbrodnia doskonała
Oczywiście znacznie sympatyczniej żyje się, nie pamiętając o tym, że w specjalnych obiektach typu PLA, czyli dokonujących „prawnie zastrzeżonych analiz laboratoryjnych” od wielu lat, w wielu krajach prowadzi się badania nad najróżniejszą bronią chemiczną oraz biologiczną. Rzecz przecież nie w tym, że o wydajne w uśmiercaniu trucizny, gazy czy patogeny jakoś szczególnie trudno, lecz w tym, że po Verdun gazami bojowymi już niezbyt wypada – a daj Boże! – że po SARS-CoV-2 również uzłośliwionymi patogenami biologicznymi nie będzie wypadało się zbyt ostentacyjnie posługiwać, toteż jak to często się zdarza podczas przygotowań do zbrodni doskonałej, zamawiającym idzie zarówno o pewną efektywność, jak i możliwie dyskretny, a przynajmniej nieostentacyjny przebieg tego procederu.

Dlatego nie wspomina się o militarnym charakterze tych placówek, lecz głównie eksponuje się ich naukowy charakter, a dla określenia podejmowanych tam eksperymentów np. nad uzłośliwianiem wirusów, które dotąd człowieka nie atakowały, chętnie używa się eufemizmów w rodzaju „wzmacniania funkcji” (ang. gain-of-function, GOF). Dziś już przecież wiadomo, kto to robił, kto pomagał, kto wspierał te badania pieniędzmi amerykańskich podatników; brak właściwie tylko pewności, czy wirus sam wyfrunął z chińskiego laboratorium w Wuhan, czy też wystrzelono go jak z katapulty. Ale sposób reagowania tych najlepiej poinformowanych – figury plus  środowiska związane z Eventem 201! – a także instytucjonalnie do tego zobligowanych w wymiarze światowym czy amerykańskim – WHO, NIAID, NIH, CDC – w zasadzie sprawę przesądza.

Wirus-niecnota na globalnych dróżkach
Nośnikiem umożliwiającym SARS-CoV-2 skuteczną proliferację jest aerozol, a więc zatłoczone środki komunikacji publicznej świetnie się do tego nadają. Utrzymanie w styczniu 2020 światowej komunikacji lotniczej za sprawą zapewnień WHO, że nie stwierdzono transmisji wirusa z człowieka na człowieka, mimo iż badacze z Tajwanu już  wcześniej dowodnie to potwierdzili, w znacznej mierze przyczynił się do proliferacji odzwierzęcego patogenu po świecie, a zwłaszcza do zawleczenia go do Europy oraz Stanów Zjednoczonych. Ale odyseja tego dziwnego wirusa, który zwichnął dzieje ludzkości i gospodarcze losy świata zaczęła się wcześniej. Przypadki zachorowań na dziwne formy zapalenia płuc, jak początkowo określano CoViD-19, pojawiały się u niektórych uczestników rozgrywanych po połowie października 2019 roku właśnie w Wuhan VII światowych igrzysk wojskowych w lekkiej atletyce. Powrót do Lombardii tysięcy chińskich pracowników po obchodach nowego roku księżycowego dopełnił nieszczęścia.

Wtedy też zaczęło się centralne, pozbawione racjonalnych przesłanek sterowanie rygorami obostrzeń i zaleceń, bez uwzględnienia czynnika inkulturacji, wiekowej czy zdrowotnej struktury społeczeństw, a przede wszystkim realnego docierania fali zakażeń do poszczególnych krajów czy terytorialnych społeczności. Np. wyjątkowo niski odsetek zachorowań w Polsce w okresie pierwszego lockdownu wziął się stąd, że zasadniczo kowid (pomijając przypadki incydentalne) jeszcze do nas nie dotarł. Pierwsza reakcja była w istocie nadmierna, bo po prostu wyprzedziła nadejście pierwszej fali masowych zachorowań.

Pytanie, czy reakcja naszych władz mogła być inna, skoro nominalnie suwerenne rządy podobno demokratycznych państw zostały wzięte w karby mantry: „wypłaszczyć krzywą zakażeń i kupić czas”. Pomijam już fakt, że na wysokości zadania nie stanęli nawet językoznawcy, którzy powinni alarmować, że w dobrej polszczyźnie krzywej się nie „wypłaszcza”, lecz spłaszcza, ludzi się nie „wyszczepia”, lecz szczepi, a czasu (wbrew wyznawcom Mamony) kupić nie sposób. Można ewentualnie „zyskać na czasie”. Niestety poprawnościowców też widać ogarnęła panika przed koronowirusem, którego pozwolili błędnie, wbrew zasadom naszego języka, przezwać „koronawirusem”, dając zgodę na przejęcie mechanicznego „zlepieńca” z języka niemieckiego.    

Presja na zuchwałych, złoto dla posłusznych
Wielkiego sporu o to, że warunkiem skutecznego działania jest dobre rozpoznanie zagrożenia – w tym jego etiologii oraz konkretnych uwarunkowań – raczej być nie powinno, bo to elementarz racjonalnej metodologii. Tym dziwniejszy wydaje się fakt, że w przypadku apokalipsy okołokowidiańskiej wszystko odbywało się inaczej, a pragmatyka działań zapobiegawczych i terapeutycznych niemal we wszystkich państwach zachodnich, modnie nazywanych liberalno- demokratycznymi, nosiła znamiona czysto mechanicznej imitacji.

A przecież, zwłaszcza w przypadku choroby tego rodzaju, istotne wydają się takie czynniki jak struktura etniczna oraz zróżnicowanie wiekowe społeczeństwa, jego faktyczna kondycja zdrowotna, a przede wszystkim rodzaj, ogólny stan oraz wydolność systemów lecznictwa. Parametry dość przecież odmienne w różnych krajach. A właśnie tego rodzaju analizy generalnie i globalnie zabrakło, wyjąwszy kilka przypadków, takich jak choćby Szwecja czy Wielka Brytania, przynajmniej do chwili, w której bliskie spotkanie z wirusem odbył późniejszy piewca pandemicznych rygorów premier Boris Johnson.

Niesubordynowaną Szwecję i jej głównego, realnie niezależnego epidemiologa Andersa Tegnella sekowano i grillowano w mediach kowidiańskiego głównego nurtu niemiłosiernie, choć suche dane liczbowe najlepiej chyba pozwalają na zobiektywizowaną ocenę skuteczności przyjętych strategii. Według portalu Worldometer (dane na dzień pisania tekstu) liczba śmiertelnych przypadków na 100 tys. mieszkańców wynosi w Szwecji – 184, 6, podczas gdy w Wielkiej Brytanii odpowiednio – 257, 8. Nasz kraj z liczbą 307, 7 przypadków na 100 tysięcy mieszkańców też nie ma się, niestety, czym chwalić.

Kto już wiedział, a kto się dowiedział  
Tym, co powinno nas, jako ludzką wspólnotę na Ziemi, niepokoić teraz najbardziej, są oficjalnie nieeksponowane, przeważnie raczej zaniżane lub wręcz ukrywane skutki masowego zaaplikowania sporej części ludzkiej populacji eksperymentalnego preparatu genetycznego,  dla niepoznaki oraz zmniejszenia naturalnych oporów przed czymś nowym, dość radykalnie odmiennym przezwanego „szczepionką”. Ów preparat, czy raczej preparaty Pfizera i Moderny, nie dość, że były od początku zapowiadane przez „wiedzących” (charakterystyczny jest tu zwłaszcza krajowy casus dr. Jarosława Pinkasa), nie dość że ujrzały światło dzienne w rewolucyjnie krótkim terminie, otoczone nimbem ekstraordynaryjności (czy ktoś pamięta jeszcze te lodówki, chłodzące  do minus 70 st. C?), to – co właśnie może najistotniejsze – były w dodatku stręczone ludziom przy użyciu licznych i perfidnych technik psycho- i socjoperswazyjnych. Przecież owo słynne „zaszczep się i uratuj babci życie” od wcześniejszej nieco dyrektywy „zabierz babci dowód” różniły się tylko odwróceniem strzałki emocjonalnego wektora. Ale cała bezwzględność w pozbawianiu podmiotowości raz starszego, innym razem młodszego pokolenia została tutaj zachowana, byle tylko „nasze było na wierzchu”.

Z tym, że Borisa Johnsona, który w Bożonarodzeniowym orędziu AD 2021 obowiązek tej eksperymentalnej iniekcji uczynił priorytetem chrześcijanina, raczej trudno już będzie przebić. A to wszystko działo się w czasie, gdy cwany wirus zasadniczo i w sposób naturalny już wyłagodniał, zgodnie z przewidywaniami tych specjalistów, którzy zdołali zachować zdrowy rozsądek, charakter oraz czyste sumienie, nie idąc w sukurs przedsięwzięciom globalistów ani zyskom ich farmaceutycznych konglomeratów, szykujących się już do przejęcia motywowanej sanitarnie, w istocie jednak dyktatorskiej, mocno opresyjnej władzy nad światem.

Fact-checkerzy: Pinokio nie ma z nimi szans
Mimo zasadniczej blokady w mediach głównego nurtu, a także dezinformacyjnych działań tzw. fact-checkerów, którzy za sprawą wirusa SARS-CoV-2 stali się synonimem bezczelnego kłamstwa, znacznie wyprzedzając poczciwego włoskiego Pinokia, wieści o szkodach poszczepiennych jednak się rozchodziły. Działo się tak zarówno dzięki rosnącej podmiotowości użytkowników internetu, tworzących metodą dobrowolnych zbiórek (z angielska crowd-fundingu) media alternatywne, głównie jednak za sprawą liczby NOP-ów, liczby daleko przekraczającej jakiekolwiek dopuszczalne wyjątki od reguły, która np. w ulotce załączonej do mocnego środka od bólu głowy ostrzega wszystkich przyjmujących ten specyfik, że w rzadkich przypadkach niepożądanym skutkiem ubocznym stosowania preparatu może być... ból głowy.

Niepokojąco wysoka liczba szkód poszczepiennych, zwłaszcza tych definitywnych i to często wśród osób młodych, wysportowanych, w dobrej kondycji rozchodziła się głównie metodą społecznej osmozy, bo okazało się, że niemal każdy dysponuje sprawdzalną, pochodzącą z własnego kręgu towarzysko-rodzinnego wiedzą o takich przypadkach. Wieści drastyczne szybko wędrują, bo przecież nic dziwnego, że ludzie z niepokojem mówią o tym, że komuś jednak zaszkodziło to coś, co miało niezbyt groźnej chorobie zapobiegać. Gdyby nie wojna na Ukrainie, to nadal nie wiedzielibyśmy dokładnie, ile dawek przypominających o wciąż chudnącej zawartości zbiorowego portfela trzeba by jeszcze Pfizerowi zasponsorować. A w obecnej sytuacji nawet dzielny dr Niedzielski wygłosił „swoje non possumus”.

Na szalce Petriego w szwedzkim Lundzie
Wróćmy jednak do Szwecji, bo 25 lutego 2022, na łamach Current Issues of Molecular Biology, naukowego recenzowanego periodyku o otwartym dostępie, z siedzibą w Szwajcarii, siedmioosobowa grupa badaczy z Uniwersytetu w Lund ogłosiła niepokojące wyniki swego laboratoryjnego eksperymentu. Streszczając istotę badań: szwedzcy naukowcy pokazali, że możliwa jest tzw. odwrotna transkrypcja, czyli wewnątrzkomórkowa konwersja mRNA w DNA. Dokonali tego na linii komórkowej pochodzącej z ludzkiej wątroby, co więcej, stało się to szybko, w zaledwie 6 godzin od wystawienia komórek wątroby na ekspozycję BNT162b2. Jeśli dodać ponadto, że owa techniczna nazwa (zawierająca znaki BNT jak BioNTech) odnosi się do preparatu o handlowej nazwie Comirnaty, to...    

Producenci tego eliksiru, znanego szerzej jako „szczepionka przeciw CoViD-19”, głosili wszem wobec i komu się tylko dało, że nic takiego nie ma się prawa zdarzyć. A ich obciążone konfliktem interesów zapewnienia potwierdziła w swej witrynie, w tekście zatytułowanym „Mity i fakty dotyczące szczepionek przeciwko Covid-19”, rządowa amerykańska agencja CDC (Centrum Kontroli i Prewencji Chorób), z siedzibą w Atlancie, której dyrektorem od stycznia roku 2021 jest Rochelle Walensky.

Po badaniach zróżnicowanej etnicznie, międzynarodowej grupy uczonych związanych Wydziałem Badań Klinicznych Uniwersytetu w Lundzie (dr Yang De Marinis, Marcus Aldén, Mohammad Barghouth et alii) dumne zapewnienie agencji z Atlanty, że „materiał genetyczny zawarty w szczepionkach mRNA nigdy nie zdoła wejść do jądra ludzkich komórek” jest w najlepszym razie wyrazem myślenia życzeniowego personelu CDC. Aż strach pomyśleć, że te słowa mogłyby być motywowane czymś innym.

(15 maja 2022)

 

Waldemar Żyszkiewicz

pierwodruk: Obywatelska. Gazeta założona przez Kornela Morawieckiego, przywódcę Solidarności Walczącej, nr 271, 20 maja – 2 czerwca 2022

Nagroda czasopisma „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki za Rok 2015 Kategoria - Poezja

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości