WojciechWężyk WojciechWężyk
182
BLOG

C-40. O tym będziemy rozmawiali na imprezach.

WojciechWężyk WojciechWężyk Ekologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Ostatnio trafiły mi się dwie imprezy urodzinowe u przyjaciół. Rozmawialiśmy o wszystkim, tylko nie o sprawach publicznych. Żeby uniknąć kłótni. Wbrew pozorom taka sztuka wcale nie jest łatwa. Ale, że czeka nas rok kampanii wyborczej, to warto się w niej ćwiczyć, bo inaczej można się srogo narazić współbiesiadnikom. Small talk (z języka angielskiego luźna, niezobowiązująca rozmowa na niekontrowersyjne tematy), jest czymś, co przychodzi mi dosyć łatwo, ale czego szczerze nie lubię. Z jednej strony towarzyszy mu poczucie straty czasu, bo ileż można rozmawiać o sprawach nieistotnych. Takich, które nie rodzą głębszych refleksji. Z drugiej, wbrew pozorom, niemal wszystko jest dziś „polityczne”, więc nawet najbardziej zdystansowana rozmowa, i tak przypomina trochę stąpanie po polu minowym.

Przez całe lata męska część stołu zaczynała imprezy od wymiany opinii na temat motoryzacji, co zresztą nudziło mnie okropnie. Ale teraz nawet ten jakże samczy wątek, nie jest już neutralny. Powiesz, że masz auto z silnikiem diesla, znaczy żeś konserwatysta i wstecznik pozbawiony miłosierdzia dla planety. Kupiłeś elektryka – przypiszą Cię do nurtu progresywnej lewicy i zwolennika mąki z chrabąszczy. Nie daj Boże wspomnieć coś o rowerze. To już jednoznaczna deklaracja ideowa jeszcze bardziej dosadna niż legitymowanie się ukończeniem studiów z antropologii.

Podobnie jest z jedzeniem. To był zawsze temat rzeka przełamujący skutecznie kłopotliwe milczenie. I w dodatku świetnie pasujący do okoliczności. Ot, na stół wjeżdża karkóweczka – a któryś z gości zaczyna ją chwalić i opowiadać, jaki sposób przyrządzania uznaje za najlepszy lub gdzie ją zazwyczaj kupuje. Ale po ostatnich doniesieniach medialnych związanych z deklaracją prezydenta Warszawy dotyczącą dążenia do wyeliminowania z diety zwykłych ludzi mięsa i nabiałów, takie zagajenie przypomina taniec z zapalona zapałką na beczce prochu. I przy okazji niebezpiecznie otwiera temat cen. A to już droga na skróty do kłótni o to, który model walki z inflacją jest najbardziej skuteczny i jaki powinien być poziom stóp procentowych.

A weźmy takie gawędy o urlopach. Najlepiej sprawdzały się zwłaszcza poza typowym sezonem. Siedzi sobie przy stole opalony osobnik i opowiada, gdzie to nie był, jakiej egzotyki nie zażył. Reszta bledziuchna od braku słońca, słucha z rosnącą zazdrością. A teraz lipa. No bo zgodnie ze wspomnianą agendą C-40, tą podpisaną przez Rafała Trzaskowskiego, latać będzie można tylko raz, czy dwa w roku. I to na odległość, która nie pozwoli na jakieś specjalne ekstrawagancje. Odpadają więc historie o safari, zgubionym bagażu w Azji i wędrówkach po Ameryce Południowej. Podobnie z tematem szykownych kreacji, które Panie lubiły zakładać na eleganckie spotkania. Jako, że można będzie kupić zaledwie 8 ciuszków na rodzinę rocznie, to o czym tu gadać? Zgroza.

A jeśli się mylę? Może te wszystkie postępowe ograniczenia wpłyną pozytywnie na „Polaków nocne rozmowy”? Wrócą czasy porad wypowiadanych pół-szeptem. Odżyją jakieś sąsiedzkie kombinacje, które budują wspaniałe więzi oparte o obywatelski sprzeciw wobec absurdów władzy. Gdzieś po cichu będziemy się wymieniać utajnionymi adresami mechaników czy rzeźników. Podanie namiarów na nielegalną hurtownię majtek, będzie przecież dowodem prawdziwego zaufania i przyjaźni.

A w tle, zamiast nudnych przebojów, sączyć się będą do uszu „zakazane piosenki”.



www.wojciechwezyk.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości