pleoneksia pleoneksia
65
BLOG

Śmierdzieć pobożnie, czy tylko dla zabawy?

pleoneksia pleoneksia Kultura Obserwuj notkę 47

A gdy zapytałem znajomego obieżyświata, który w niejednej imprezie plenerowej uczestniczył, o ów mityczny brud i smród na Woodstocku, potwierdził, a nie zaprzeczył.
"Na Woodstocku cuchnie, sprawy z myciem wyglądają kiepsko, walają się śmieci, resztki organiczne gniją w słońcu, a wszystkim to wisi".
Wypowiedź ta pozostaje w zgodzie z opisami, przedstawionymi przez salonowiczów, którzy Woodstock odwiedzili.

Gdy jednak dopytywałem się znajomego o to, czy Woodstock jest - jego zdaniem - pod względem panującego tam brudu i smrodu imprezą numer jeden w Polsce, zaprzeczył.

"Jeśli mam być szeczery - powiedział - bardziej smrodliwą imprezą są jasnogórskie pielgrzymki piesze, np. warszawska." Po czym znajomy wyjaśnił mi, na czym smrodliwość pielgrzymek polega.

W trakcie dziennej wędrówki pielgrzym przechodzi od dwudziestu kilku, do trzydziestu kilku kilometrów. Postoje organizowane są średnio co 6 kilometrów, w miejscach rozmaitych, w małych miejscowosciach, na skraju lasu, a bywa, że i w szczerym polu. Jeśli w miejscowości trafi się toaleta, którą właściciel zechce łaskawie udostępnić, szansa dostania się do niej jest niewielka i zależy głównie od tego, w której grupie weszło się do miasta. Jeśli jest to grupa odległa, pozostaje skrywanie się po opłotkach, za węgłem, szukanie krzaków, śmietników, i inszych miejsc odludnych. Skraj lasu to lokalizacja dużo bardziej przyjazna dla potrzebującego pielgrzyma. Zwłaszcza, gdy wchodzi się w pierwszej grupie. Stanowczy marsz w głąb zarośli, szybka decyzja i każdą potrzebę da się tu załatwić. W grupach środkowych sprawa nie jest już tak kolorowa. Za co drugim krzakiem w pozie pełnej nabożnego, lękliwego skupienia czai się pielgrzym, w miejscach, które wydają się wymarzoną przestrzenią na załatwienie prozaicznych ziemskich spraw, już ktoś był, na co wskazują niezatarte, parujące świeżością ślady.

"W ostatniej grupie jest najgorzej" - mówi mój znajomy. "Skraj lasu przypomina pole minowe".

W szczerym polu potrzeby załatwiają tylko najbardziej zdesperowani. "Pamiętam kiedyś, że do jednego krzaka, takiego niemal na środku pola, ustawiła się kolejka. Opowiadał mi potem kolega, który tego dnia cierpiał na rozstrój żołądka, że za krzakiem powstało istne gnojowisko".

Postój trwa kilkanaście minut. Na postoju jednak nie tylko się defekuje, ale także je. Zwykle przed posiłkiem nie ma możliwości umycia rąk. A i pielgrzym - za radą syna cieśli z Nazaretu -  nie nosi ze sobą srebrenej, sterylnej zastawy. Najczęściej je  rękami, czasem, gdy wydają ciepły posiłek, miskę podstawi  emaliowaną, tudzież menażkę, którą potem opłucze gdzieś w studni, strumyku, albo w kałuży, albo trawą wytrze (papier toaletowy to na pielgrzymce dobro niezwykle cenne, dlatego nie należy go marnować!). Co mu się tam po drodze trafi.

Pielgrzym zachodzi na nocleg. Rozbija namiot na poletku, albo idzie spać do stodoły. Sanitariatu zwykle brak.

"Jednego razu gospodarz udostępnił nam toaletę w domu. Masakra. 60 osób nas w grupie było, a jeszcze przyszli znajomi z innych grup. Toaleta wylała. Pamiętam, że zgoła niechrześcijańskim słowem nas ów gospodarz obdarzył".

Trafiaję się też drewniane sławojki, które w czasie inwazji pielgrzymów zapełniają się w tempie ekspresowym.

"Narastajaca góra nieczystości zbiła się w zwartą, obłą masę. Gdy przekroczyła znacznie poziom drewnianego otworu, odpowiednika deski klozetowej, chłopaki robili zdjęcia, komentując, że to >dinozaur się zesrał<".
"Łaziliśmy w pole. Raz nawet afera była, bo wytyczyliśmy gospodarzowi przez zboże >ścieżkę zdrowia<".

Pielgrzym ma swą miednicę. Do tej miednicy nalewa wodę i myje w niej swe ciało.

"Na wodę ciepłą nie było co liczyć. Jacyś desperaci, którzy poobcierali sobie pachwiny, albo miejsca szczególnie wrażliwe, prosili czasem gospodarza - z różnym skutkiem - o zagotowanie wody. Z myciem jednak na ogół było ciężko. Trudno też było znaleźć miejsce osobne, gdzie można by sie poddać dokładnym zabiegom higienicznym. Generalnie we dnie i w nocy śmierdziałem i lepiłem się od brudu. Prawdziwe mycie to było dopiero w Częstochowie."

"A sama Częstochowa?" - pytam.
"W kaplicy zwykle duszno. Zapach przepoconych ubrań miesza się z wonią kadzidła. Po takim przedzieraniu się w stronę obrazu człowiek ma ochotę wziąć prysznic i się przebrać. Pielgrzymom jednak śmierdzą głównie nogi. Ubranie można zmienić, buty zwykle pielgrzym pieszy ma jedne. Po kilku dniach wedrówki nie ma cudów. Muszą cuchnąć w zamkniętym pomieszczeniu".

Pytam o warunki zakwaterowania w Częstochowie. Część pielgrzymów trafia do specjalnie przygotowanych domów pielgrzyma, prowadzonych np. przez siostry zakonne. Część jednak zostaje na polu namiotowym. Tu znowu sytuacja wygląda niezbyt ciekawie. Śmieci walają się po polu. I to różne śmieci, nieraz takie nie licujące z powagą trudu pielgrzyma. np. puste butelki po alkoholu, zużyte prezerwatywy."

Dopytuję się, o te prezerwatywy. Otrzymuję odpowiedź, że pewna grupa pielgrzymów, głównie ludzie młodzi, przynależy do rozmaitych subkultur.

"Na polu namiotowym - mówi mój znajomy - kiedyś bywali np. hipisi, którzy popijali alkohol, palili zioło, grali na gitarze, walili w bębny i śpiewali o Jezusie, który jest ich panem. "

"Czy to towarzystwo także parzyło się na tym ścierwie?" - pytam poetycko.

"Różnie bywało. Powiem Ci tylko, że raz mój kumpel wyhaczył laskę z Tomaszowa. Jak zajrzał do apteki po gumy, to mu powiedziała aptekarka, że dopiero jutro dojdą, bo cały zapas wykupiony. A i w domu pielgrzyma opowiadała ze zgrozą jakaś starsza kobieta, że tam niedaleko Alei, w tym parku, gdy nocą szła ze swoimi kumami,  na ławce tam, młodzi >grzesznie sobie dogadzali<."

"Mówisz więc, że pod względem brudu i smrodu piesze pilegrzymki częstochowskie górują nad Woodstockiem?" - pytam.
"Tak. Trzeba by pewnie brać poprawkę na to, że warszawska pielgrzymka trwa 10 dni."
"Mówisz też, że i brudu moralnego na pielgrzymce nie brakuje?"
"Ano zdarza się."

"A Ty co wolisz? Woodstock czy pielgrzymki? Czekaj, inaczej zapytam. Wolisz śmierdziec dla zabawy, czy śmierdzieć dla Boga?"
"Każdy powód jest dobry, żeby sobie pośmierdzieć." - pojednawczo odpowiada mój obieżyświat.

Gwoli wyjaśnienia, mimo tej deklaracji, mój znajomy od kilku lat woli śmierdzieć na Woodstocku. Jego wrażenia z pielgrzymek dotyczą zaś trudu pątniczego, jaki podejmował kilka lat temu. Nie wyklucza, że sytuacja na pielgrzymkach mogła się obecnie zmienić.

pleoneksia
O mnie pleoneksia

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (47)

Inne tematy w dziale Kultura