I.C I.C
115
BLOG

O bursztynie i Bursztynowym Szlaku. Cześć szósta

I.C I.C Kultura Obserwuj notkę 1

Dalej trasa prowadziła już prosto nurtem Wisły aż do Bałtyku.

Pytanie jest, gdzie wędrowcy osiągali w końcu morze i jaką nazwę tego miejsca zachowali oni w swojej pamięci.

Z mapy Ptolemeusza wynika, że to miejsce mogło się nazywać Scurgum. Z mapy, która znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego wynika jednak, że tę nazwę należy czytać raczej jako Sturgum.


image

Jeśli spojrzymy na mapę okolic ujścia Wisły do Bałtyku, to dwie nazwy wykazują pewne podobieństwo do ptolemeuszowej wersji. Są to gdańskie Stogi oraz miejscowość Stegna.

Miejscowość Stegna nie leży bezpośrednio na wybrzeżu i zapewne również w czasach rzymskich nie leżała bezpośrednio nad Bałtykiem.

Jeśli jednak poszukać na starych mapach, to ujście Wisły wyglądało kiedyś całkiem inaczej. Wisła dzieliła się na dwa główne ramiona, z których jedno prowadziło na zachód w okolice obecnego Gdańska i do Bałtyku, a drugie na wschód do Zalewu Wiślanego. Ten nie był jeszcze tak mocno wypełniony osadami jak obecnie i jego brzegi leżały zapewne tam, gdzie obecnie znajduje się miejscowość Stegna.

image

To położenie predestynowało tę miejscowość do stania się centrum handlu bursztynem nad Bałtykiem.

Problem jest w tym, że nazwę tę wywodzi się od niemieckiego Steg, czyli przystań, kładka lub keja.

Ale czy naprawdę słowo Steg ma niemieckie pochodzenie?

Oczywiście jest ono w języku niemieckim bardzo popularne, ale to o niczym jeszcze nie świadczy, bo sami Niemcy to przecież zgermanizowani Słowianie.


Już krótkie przemyślenie prowadzi nas do właściwego rozwiązania. W języku polskim wstępuje słowo „wstęga“ oznaczającego coś nieproporcjonalnie długiego w stosunku do szerokości.


Gwarowo znane jest również słowo stęga oznaczające belkę.


I to prowadzi nas do właściwego rozwiązania.

W pradawnych czasach nie budowano oczywiście skomplikowanych przystani i portów, przynajmniej nad Bałtykiem. Dla niewielkich płaskodennych lodzi, wystarczyło wyciąć nadbrzeżne drzewo tak, by upadło ono prostopadle do brzegu i już otrzymywano stęgę, czyli rodzaj kładki do cumowania. Od tego typu przystani wzięła swoją nazwę miejscowość Stegna.

Oczywiście Niemcy nie potrafią wymówić nasze „ę“ i uprościli „stęg“ do „steg“ i zachowali to określenie w swoim języku do dziś. W języku polskim to określenie na kładkę do cumowania zagubiło się gdzieś w wirach historii.

Za czasów Ptolemeusza było jednak inaczej i port, do którego zmierzali handlarze bursztynem, nazywał się „Stęgi“, od licznych stęg na wybrzeżu. Tę nazwę Ptolemeusz przerobił na Sturgum.

Oczywiście i w tym przypadku jest szansa na potwierdzenie tej hipotezy. Gdzieś w okolicach miejscowości Stegny są zasypane osadami pozostałości tego handlowego portu.

Oczywiście nie można pominąć istnienia nazwy Stogi, która to potencjalnie wchodzi też w grę jako odpowiednik ptolemeuszowego Sturgum. Najprawdopodobniej również i ta nazwa wywodzi się od słowa stęg, które to przez niemieckich kartografów zostało zdeformowane do polskiego słowa, jakie im najszybciej przyszło do głowy - Stogi. Również Niemcy nie mieli żadnego interesu w tym, aby ujawnić słowiańskie pochodzenie wyrazu „Steg“, który przecież uważany był za typowo germański.

Na zakończenie jeszcze jedna ważna kwestia. W naszej rekonstrukcji przebiegu Szlaku Bursztynowego nie natrafiliśmy na miejscowość Calisia którą większość specjalistów, i nie tylko, interpretuje jako miasto Kalisz.

Ten brak ma swoje przyczyny. Przedstawiona przez nas trasa szlaku była najłatwiejsza i najszybsza do pokonania. Jej słabością była konieczność poruszania się po Wiśle w bezpośredniej bliskości innego potężnego plemiona słowiańskiego - Wandali.

Wandale albo też prawidłowo Wendowie rościli sobie prawo do przywództwa nad wszystkimi plemionami Słowian, o czym świadczy już sama ich nazwa


https://krysztalowywszechswiat.blogspot.com/2015/08/starozytna-historia-polakow-na-krawedzi.html


i byli najważniejszymi konkurentami Gepidów w dążeniach do kontroli handlu bursztynem.

Te zmagania ciągnęły się przez długie stulecia i raz za razem dochodziło do nowych konfliktów zbrojnych, z których to Gepidzi wychodzili przeważnie zwycięsko. Jednak nigdy nie udało im się odnieść decydującego zwycięstwa. Wendowie zawsze mieli możliwość wycofywania się w góry, gdzie też ich tradycje przetrwały do dziś i nasi Górale mogą z pewnością uważać się za bezpośrednich potomków Wandali.

https://krysztalowywszechswiat.blogspot.com/2016/10/o-heraklesie-herosach-cheruskach-i.html


W każdym razie, czasy konfliktów uniemożliwiały handlarzom poruszanie się wzdłuż rzeki Przemszy i zmuszały ich do szukania alternatywnej trasy. Ta przebiegała na zachód od trasy głównej.

Po wkroczeniu do dorzecza Odry poruszano się łodziami dalej jej nurtem aż do ujścia rzeczki Stobrawy. Dalej trasa prowadziła w górę tej rzeczki, aż do obecnego Kluczborka, skąd ciąg kanałów prowadził kupców do rzeki Prosny.


Podążając jej nurtem, dopływali oni do miasta Kalisza.


Dalej trasa prowadziła do ujścia Prosny do Warty, a stąd w górę Warty, aż do ujścia potoku Meszna, który prowadził podróżujących do jeziora Słupeckiego, a dalej ciągiem kanałów i jezior prosto do stolicy Gepidów Kruszwicy.

Już ta krótka analiza wykazuje, że można z mapy Ptolemeusza wyciągnąć o wiele więcej ciekawych wniosków i to przede wszystkim takich, które potwierdzają słowiańskość tych ziem. Również samo nazewnictwo okazuje się całkiem łatwe do rozszyfrowania. Nieudolność historyków w tym zakresie wynika nie z tego, że te zagadki są aż tak skomplikowane, ale tylko i wyłącznie z tego, że oślepia ich blask srebrników, jakie obiecują im turbogermańscy propagandziści.

Ta sprzedajność i moralna degrengolada polskiej nauki jest główną przyczyną tego, że nasz naród do dziś nie może się zdobyć na to, aby poznać własną niezafałszowaną historię i ciągle w szkołach uczona jest ta, którą dla nas napisali nam nasi wrogowie.

I.C
O mnie I.C

taki jestem i ...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura