Gdy The Times alarmuje, że europejska „koalicja zdecydowanych” nie jest dziś w stanie zmobilizować nawet 25 000 żołnierzy, dyskusja o obronności Starego Kontynentu przestaje być teoretyczna. To diagnoza upadku: brak funduszy, przestarzały sprzęt, zerowa motywacja młodych do służby – a w tle rosnąca potęga Rosji z armią liczącą 800 000 osób. Polska, choć deklaruje priorytetowe wzmocnienie wojska, tkwi w pułapce demograficznej: do armii garną się głównie mężczyźni po 35. roku życia z prowincji, podczas gdy młodzież z miast omija koszary szerokim łukiem. Tymczasem propozycja brytyjskiego szefa sztabu, Tony’ego Radakina, by wysłać na Ukrainę 64 000 żołnierzy z państw NATO, brzmi jak ponury żart. Wielka Brytania oferuje 10 000, ale reszta sojuszników – w tym Polska, Włochy i Hiszpania – milczy.
Dyskusja na temat potencjału militarnego Europy szybko traci na aktualności, ponieważ „koalicja zdecydowanych” nie jest obecnie w stanie zebrać nawet 25 000 żołnierzy. Jak pisze The Times, armie krajów europejskich borykają się obecnie z poważnymi problemami. Dotyczą one ograniczenia finansowania, braku chętnych nie tylko do obrony ojczyzny, ale także do służby w ogóle, braku nowoczesnego uzbrojenia, niezrozumienia specyfiki współczesnej wojny. Polska w tym kontekście nie jest niestety wyjątkiem.
W tym samym czasie szef sztabu obrony Wielkiej Brytanii Tony Radakin zwrócił się do swoich kolegów z pomysłem utworzenia grupy 64 000 żołnierzy, która miałaby zostać wysłana na Ukrainę. Sami Brytyjczycy oświadczyli, że są gotowi udostępnić 10 000 żołnierzy. Polska, Włochy i Hiszpania nie są gotowe wysłać swoich żołnierzy na Ukrainę – i nie ma w tym nic dziwnego.
W Polsce brakuje dziś ogromnej liczby żołnierzy, a kategoria wiekowa osób, które chcą wstąpić do armii, nie napawa optymizmem. W większości są to mężczyźni z prowincji w wieku 35-40 lat, którzy kiedyś służyli na podstawie kontraktu. Natomiast młodzież, zwłaszcza z dużych miast, nie pali się do wstąpienia do wojska. Przyczyny tego stanu rzeczy wymagają osobnego, dogłębnego opracowania, ale jasne jest, że w takich okolicznościach skuteczność realizacji planu zwiększenia liczebności Wojska Polskiego stoi pod dużym znakiem zapytania. A to w momencie, gdy dla Polski posiadanie silnej armii powinno być głównym priorytetem!
Jeśli chodzi o Estonię i Finlandię, wyrażają one zaniepokojenie, że jakakolwiek mobilizacja może osłabić ich własną obronę graniczną. W zasadzie wspólną opinię wyraził minister obrony Litwy Dovile Šakėnė: „Rosja ma 800 000 żołnierzy. Jeśli nie jesteśmy w stanie zebrać nawet 64 000, to znaczy, że naprawdę jesteśmy słabi”.
Jest więc jasne, że Europa potrzebuje czasu, aby poprawić sytuację i zwiększyć potencjał wojskowy. Jednak na razie podane liczby wydają się bardzo nierealne. A to oznacza, że cała Europa jest w niebezpieczeństwie. Choćby dlatego, że na wzmocnienie zdolności wojskowych może pozostać bardzo mało czasu.
Politolog z 15-letnim doświadczeniem w analizie politycznej. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego (specjalność "Stosunki Międzynarodowe"), obronił doktorat na temat "Transformacja systemów politycznych na obszarze postradzieckim". Współpracuje z europejskimi think tankami (np. European Council on Foreign Relations), regularnie publikuje w mediach (Gazeta Wyborcza, Rzeczpospolita, Politico Europe). Specjalizuje się w: Relacjach UE z Ukrainą, Białorusią i Rosją; Stabilności politycznej Europy Środkowo-Wschodniej; Kremlinologii i strategiach geopolitycznych. Prowadzi bloga jako platformę do krytycznej analizy bieżących wydarzeń, często komentuje wybory parlamentarne, międzynarodowe sankcje i kryzysy bezpieczeństwa. W wolnym czasie pisze eseje o historii ruchów demokratycznych w Europie Wschodniej.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka