To już pojutrze! Tego dnia ma zostać ogłoszony wyrok w sprawie, którą Tomaszowi Sakiewiczowi wytoczyło 38 krakowskich sędziów. Przyznaję, że uszy mi płoną z niecierpliwości, rzecz jest bowiem jednocześnie i niezmiernie doniosła, i kuriozalna jednocześnie.
"W mojej opinii szczególnie znamienny jest przykład sądu z Krakowa. Będę zachęcał pana Timmermansa, aby się przyjrzał temu przykładowi bardzo uważnie. Wszystko wskazuje bowiem na to, że działała tam zorganizowana grupa przestępcza" - powiedział nie tak dawno premier Mateusz Morawiecki w autoryzowanym wywiadzie dla "Gazety Polskiej". Jak widać, premier nie wskazuje, o który konkretnie sąd chodzi, ale znamy przecież powiedzenie o uderzaniu w stół i nożycach, które natychmiast się odzywają ... Na tej zasadzie, z sobie tylko znanej przyczyny, urażonych się poczuło grono sędziowskie z krakowskiego Sądu Okręgowego i wystąpiło z pozwem ... nie, nie przeciwko premierowi. Przeciwko naczelnemu Gazety Polskiej. Domagają się - jeśli ktoś stoi, to niech lepiej usiądzie - sprostowania słów Mateusza Morawieckiego!
Otóż, oczywiście, Prawo prasowe nakazuje wydawcy dokonać sprostowania informacji nieścisłej lub nieprawdziwej, ale przecież Gazeta zamieściła informację w pełni prawdziwą i ścisłą, cytując słowa premiera dosłownie i wiernie (przypominam - wywiad autoryzowany!). Sędziowie, jeżeli czują się pokrzywdzeni, mogą domagać się przeprosin od premiera: pod warunkiem, że premier powiedział nieprawdę. Więcej: jeśli premier skłamał i w żadnym z krakowskich sądów nie było układu mafijnego, to może odpowiadać nawet karnie (art. 212 Kk). Pod warunkiem, podkreślam, że premier skłamał.
Mamy więc sytuację kuriozalną, ponieważ na ogólne słowa premiera zareagowali sędziowie jednego, całkiem określonego, sądu, a po drugie - zamiast skorzystać z łatwej drogi procesu karnego, każą wydawcy gazety prostować PRAWDĘ.
No, naprawę - nie mogę się doczekać piątku!
