W ostatnim wywiadzie dla Onet Edmund Klich poparł wszystkie tezy głoszone przez Macierewicza a także przyznał rację głoszoną w zaprezentowanej ,,Białej Księdze''. Oczywiście niech nikt nie myśli, że tak wprost. Przejdźmy zatem do analizy jego wypowiedzi :
Jacek Nizinkiewicz: Czego pan się dowiedział nowego z "białej Księgi” Antoniego Macierewicza?
Płk Edmund Klich: Niczego nowego tam nie ma. To co przedstawił pan Macierewicz to mieszanka manipulacji, nieprawdy, domysłów i kuriozalnych teorii bez poparcia w rzeczywistości.
Macierewicz przedstawił dokumenty generowane przez rząd. Dokumenty z pewnością były jedną wielką manipulacją, zawierały nieprawdy, zmuszały kancelarię prezydenta do domysłów oraz sprawiały wrażenie działań, które nie miały pokrycia w rzeczywistości.
Przystąpił pan do chóru krytykującego Macierewicza, zanim ten zdążył otworzyć usta i przedstawić zarzuty zawarte w "białej księdze"?
Nie, ale jeżeli mówi się, że na wysokości 15 metrów - nie wiem skąd ta wysokość została wzięta - nagle przez chwilę urządzenia w samolocie przestały pracować i padają określenia, jakby ktoś miał to spowodować, to jak można inaczej skomentować to, co przedstawił pan Macierewicz? To ciąg informacji często mijających się z prawdą.
Klich uczestniczył w komisji u boku Tatiany Anodiny. Wie wszystko na temat raportu MAK. Celem zanegowania raportu udaje, że nie wie jak wyglądały badania komputera pokładowego FMS.
Ale czy nieprawdą jest, że załoga Tu-154M nie otrzymała od Rosjan wymaganych depesz meteorologicznych METAR i TAF, a informacje przekazywane drogą radiową przez kontrolę lotów na lotnisku Siewiernyj były mylne?
Nie badałem, jakie informacje metrologiczne otrzymała Warszawa przed wylotem. Gdyby dobra była organizacja przekazywania informacji w całym pułku, to piloci Jaka-40 byli już na lotnisku w Smoleńsku, nim Tupolew wystartował. Tu-145M wystartował 15 minut później, niż Jak lądował, a w związku z tym mogli przekazać informacje, że pogoda jest taka, że nie ma sensu startować i nie powinni lądować w Smoleńsku przy tej pogodzie. Naruszono pewne zasady regulaminu, bo Tupolew starował bez informacji o pogodzie w Smoleńsku. Jeśli nie otrzymali informacji, to nie powinni byli startować. Są przepisy, choćby regulaminu lotów, które mówią, że jeśli nie wiemy, jaka jest pogoda na lotnisku docelowym, to nie startujemy. Ten samolot nie powinien był wylecieć z Warszawy do Smoleńska. A przynajmniej nie na to lotnisko.
Tym razem Klich spieprzył całą sprawę przyznając, że nic nie wie, gdyż mimo swoich obowiązków zbadania sprawy ,,nie badał'' jej.
Czyli Rosjanie nie przekazali załodze Tu-154M depesz meteorologicznych?
Lotnisko w Siewiernym nie było zobowiązane do przekazania informacji, skoro nie jest w systemie lotnictwa cywilnego. Tak naprawdę tego lotniska w ogóle nie było. Ono zostało otwarte tylko na ten czas dwóch czy trzech dni, kiedy lądował tam premier Donald Tusk i prezydent Lech Kaczyński. Tego kawałka pasu i kilku rozlatujących się budynków nie można nazwać lotniskiem.
Kręci się i wije Klich na wszystkie sposoby aby nie wspomnieć o umowie z 1993 roku w której obie strony zobowiązują się do wymiany takich danych. Badanie sprawy według załącznika 13 konwencji chicagowskiej zadziałało tak czy siak dopiero od 14 kwietnia, ale do tego czasu obowiązywała umowa z 1993.
A prawdziwy jest zarzut zespołu Antoniego Macierewicza, że informacje przekazywane drogą radiową przez kontrolę lotów na lotnisku Siewiernyj były mylne?
Absolutnie nie. Pogoda się zmieniała. Trzeba dokładnie uchwycić czas i robić analizę, jak wyglądała pogoda w poszczególnych momentach dnia 10 kwietnia 2010 r. Mgła przechodziła falami i w jednej chwili widzialność mogła być 200 metrów, a w drugiej 500. Ale nawet jeśli widoczność była 500 metrów, to nie było żadnych podstaw, żeby podejmować ryzykowną decyzję. Przepis nie zabrania podejścia do wysokości decyzji, ale sama próba wykonania lądowania w tych warunkach jest zbyt ryzykowna, żeby na nią pozwalać. To wynika z braków w wyszkoleniu naszych załóg lotniczych. Nie można bezpośrednio obwiniać za to załogi Tu-154M
Piękny unik Klicha, redaktor miał na myśli zupełnie coś innego a Klich znów o pogodzie.
Czy są podstawy, żeby twierdzić, że "pierwszy pilot, kapitan Protasiuk nie lądował, kapitan Protasiuk usiłował wyrwać się ze śmiertelnej pułapki i uratować prezydenta i przywódców Polski" ? Prawdą jest, że kpt Protasiuk wcale nie chciał w Smoleńsku lądować?
Kolejna bzdura i manipulacja. Załoga chciała wykonać podejście, żeby lądować. Przekroczono wysokość decyzji, bo posługiwano się radiowysokościomierzem. Przy tym ukształtowaniu terenu, kiedy padła - podobno była taka komenda - komenda Protasiuka "odchodzimy" na 100 metrach, ale według odczytu radiowysokościomierza. Rzeczywista wysokość do pasa wynosiła 50 metrów. Nastąpiło również opóźnienie dlatego, że naciśnięto przycisk, a automat nie zadziałał i nie mógł zapracować, bo na lotnisku nie było ILS-a. To było potwierdzone eksperymentem na symulatorze. W związku z tym doszło do strat kolejnych kilku sekund i było już za późno. Zniżanie pionowe było dwukrotnie większe niż zalecane przy właściwej ścieżce, bo samo podejście było bardziej strome. Zamiast trzy, cztery metry zniżania było od sześciu do ośmiu. Ścieżka rzeczywiście nie pokrywała się z rzeczywistą.
Klich odgrzewa stare kotlety ale ostatecznie przyznaje, że ścieżka nie pokrywała się z komunikatami głoszonymi przez kontrolerów lotu.
A dlaczego nie zostało pilotom wskazane lotnisko zapasowe?
Piloci sami powinni mieć zaplanowane lotniska zapasowe. Takie lotniska były zaplanowane, ale tylko dla celów lotu, a nie były zaplanowane i zabezpieczone pod kątem wizyty lądowania prezydenta. Ale z drugiej strony ten problem wynikał z tego, że trwały niepotrzebne dyskusje wieży z Moskwą. I jeśli były podejrzenia, że obecność pana generała Błasika mogła mieć wpływ na samodzielność decyzji pilotów, to tak samo kontrolerzy byli - w czasie tych rozmów z Moskwą, które niestety nie zostały dokładnie wyjaśnione mimo moich wniosków do MAK-u, żeby to wyjaśnić - pod wpływem decydentów z Moskwy. Wpływ wysoko postawionych osób z Moskwy mógł polegać na sugestiach, żeby pozwolić im zejść do 100 metrów. W pierwszej fazie płk Krasnokucki jak i płk Plusnin byli zdecydowanie przeciwni, żeby ten samolot podchodził w rejon lotniska, ale później na skutek tych rozmów z Moskwą koncepcja się zmieniła i dostali wyraźną zachętę do tego, żeby zezwolić na podejście, bo przecież pilot na bezpiecznej wysokości odejdzie. Mówiono: nie niżej niż 100 metrów i nie dostanie zgody na lądowanie, tylko na tzw. lądowanie warunkowe, czyli po dodatkowej zgodzie według rosyjskiej procedury wojskowej. Kontrolerzy działali wg procedur wojskowych, bo to nie było lotnisko cywilne.
Klich twierdzi, że piloci owego lotu powinni sami zadzwonić do Łukaszenki i załatwić sobie zapasowe lotniska w Mińsku i Witebsku. Ostatecznie jako równy rangą powinien to zrobić prezydent Lech Kaczyński, jak równy z równym, bez udziału naszej dyplomacji. Dodaje także iż lot ten nie może być lotem cywilnym bo kontrolerzy działali wg procedur wojskowych.
A załoga błagała wieżę o dodatkowe lotnisko?
Nie było czegoś takiego i załoga o nic nie błagała. Lotniska zapasowe powinny być wyznaczone już w Polsce, z czego wiadomo było, że jedno jest nieczynne, co świadczy o przygotowaniu załogi do lotu.
Piękny unik redaktora i jego rozmówcy. Załoga owszem ale na wieży.
.. cdn
Każdego dnia kolejne pytania.
Wywiad w oryginale :
http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/zaloga-tu-154-o-nic-nie-blagala-macierewicz-oglupi,1,4779793,wiadomosc.html
http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/dymisje-w-rzadzie-po-raporcie-millera-nie-bylbym-z,1,4780060,wiadomosc.html
Inne tematy w dziale Rozmaitości