Profesorowie, sędziowie, prokuratorzy, klienci sądów - wszyscy głowią się jak tu usprawnić działanie sądów powszechnych? Ostatnio była minister pani sędzia Piwnik wpadła nawet na bardzo dobry pomysł, aby pójść w kierunku edukacji prawa, co miałoby poprawić ogólne statystyki związane ze stosowaniem i egzekwowaniem norm prawnych. Niestety, to tylko ciągle gadanie i gadanie.
Aż tu, choć nie nagle, bo to po diable, po sześciu latach rządzenia Donalda Tuska, niejako samoczynnie problem przewlekłości postępowań sądowych sam się rozwiązał. Jak donoszą sklepy rybne, gołębie pocztowe i wróble na dachu, pewien sąd wysłał od początku bieżącego roku ok. 2000 pism do interesantów, z czego potwierdzenia odbioru tych pism wróciły do sądu w liczbie imponującej bo aż ok. 80 (słownie osiemdziesiąt) sztuk. Reszta pism (klientów) w liczbie 1920 (stosując metodologię tłumaczenia pani vice premier Bieńkowskiej) czeka na powtórne wysłanie, gdyż prawdopodobnie zostały źle posortowane w centrali znajdujacej się w Berdyczowie. Dziewczyny są zachwycone, gdyż będą miały co robić w sądzie, a sąd nie będzie mógł w ogóle prowadzić spraw. Jeśli ten stan utrzyma się przez kilka miesięcy, sądy będą zmuszone do orzekania swoich postanowień i wyroków w sposób zaoczny. Jeśli taki stan utrzyma się przez następny rok, prawdopodobnie połowa klientów zrezygnuje z usług sądów. W ten oto sposób poprawią się statystyki ilościowe, z których rząd Donalda Tuska słynie. Gdyby jeszcze zarządzić jakimś rozporządzeniem, aby pisma w ten sposób były kierowane do sądu od klientów, to liczba spraw prowadzonych w sądach mogłaby spaść nawet o 75%.
Tak wygląda skuteczność działania, a nie tam jakieś gadanie. Sorry, ale tak to wygląda.
Inne tematy w dziale Polityka