Mirek-R Mirek-R
1394
BLOG

Sprawa TK jako część wielkiego światowego sporu o "nadwładzę" sądów

Mirek-R Mirek-R Polityka Obserwuj notkę 17

 

Sprawę TK tak naprawdę nie można sprowadzić tylko do wąskiej kwestii przestrzegania prawa. Chodzi o coś znacznie ważniejszego – o samą istotę demokracji i rolę władzy sądowniczej.  A raczej jej „nadwładzę”.

Postaram się o tym napisać kilka słów, bo szersze spojrzenie na problem często ucieka w codziennej dyskusji na ten temat.

Artykuł 4 Konstytucji RP mówi:
1. Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu.
2. Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio.

Czyli zgodnie z tym zapisem to Naród sprawuje władzę zwierzchnią ponad wszystkimi instytucjami w Polsce, a sprawuje ją bezpośrednio lub poprzez swoich przedstawicieli. Z tego zapisu jasno wynika, iż jeśli Naród zdecyduje, że sprawy Ojczyzny mają iść w jakimś konkretnym kierunku i wybierze swoich przedstawicieli, którzy głoszą właśnie taki program wyborczy, to przedstawiciele ci mają prawo REALNIE REALIZOWAĆ ów program.

Jeśli dopuszczamy sytuację, iż przegrana partia polityczna jest  w stanie REALNIE blokować decyzje zwycięskiej większości, to oznacza, że decyzja Narodu nie jest ostateczna i nie ma żadnego znaczenia. Jeśli Naród zdecydował, że ma dość post-okrągłostołowej republiki kolesiów i wybrał PiS aby wprowadził realnie dobrą zmianę, to partia ta ma wszelkie prawo, aby zbudować sobie narzędzia, które pozwolą taką zmianę przeprowadzić. Jeśli przegrana PO byłaby w stanie – za pośrednictwem swoich nominatów w TK – takie zmiany blokować, oznacza to, że nie ma w Polsce demokracji. Że wybór Narodu nie ma znaczenia, bo i tak rządzą dalej ci sami. 

Na przestrzeni ostatnich 25 lat nie dochodziło do wielkich spięć na tle działania TK tylko dlatego, że żadna partia przed PO nie rządziła dłużej niż 4 lata. Ponieważ rządy PO trwały 8 lat, a kadencja sędziów TK wynosi 9 lat, to właśnie PO jako pierwsza była w stanie mianować większość składu TK. I dopiero po przegranych przez PO wyborach wyszła niedoskonałość zapisów konstytucji, które powodują, iż przegrana mniejszość może blokować decyzje zwycięskiej większości.

PiS odwołał powołanych przez PO 5 sędziów TK i powołał własnych. Czy była to decyzja niezgodna z konstytucją? Zdecyduje TK. Ale bez względu na orzeczenie TK należy pamiętać, że TK nie ma mocy prawnej unieważniania ustaw/uchwał Sejmu. Może tylko stwierdzić że są one niezgodne z konstytucją i powinny zostać zmienione, ale decyzje Sejmu ZAWSZE mają moc obowiązującą. Do czasu ich zmiany. Każde inne rozwiązanie oznaczałoby, że ponad decyzją przedstawicieli Narodu jest jeszcze jakaś instytucja, która może decyzję Parlamentu zmieniać. A to by oznaczało, że Naród nie ma władzy zwierzchniej w Polsce. Decyzję przedstawicieli Narodu może zmieniać tylko sam Naród: wybierając innych parlamentarzystów albo bezpośrednio w referendum. A nie żaden Sąd lub Trybunał. To wynika z zasad demokracji.

W sporze o TK wszystkie strony grają ostro. PiS korzystając z ostateczności decyzji Sejmu przeforsował swoich 5 sędziów, PO głosząc prymat prawa nad wszystkim (także nad wolą większości) chce zachować możliwość blokowania niekorzystnych dla siebie zmian, a sędziowie TK (szczególnie Prezes) uważają, iż odpowiadają tylko przed Bogiem i historią i mogą ostatecznie decydować o wszystkim. Także unieważniać decyzje Parlamentu, pouczać Prezydenta, decydować do jakiego uchwalonego prawa będą się stosować a do jakiego nie.
I tak naprawdę Prezes TK może być w całym tym sporze pierwszym człowiekiem który złamie prawo. PiS, PO i Andrzej Duda grali ostro, ale nie złamali prawa. Naciągali niekiedy do granic możliwości, ale nie wyszli poza prawo. Jeśli Prezes TK nie będzie się stosował do uchwalonej przez Sejm ustawy o TK, to będzie pierwszym łamiącym prawo.

Prymat władzy TK nad decyzjami Parlamentu nie oznacza tylko podważenia prymatu Narodu, ale jest sprzeczny także z innymi zasadami demokratycznego społeczeństwa. Społeczeństwo aby funkcjonować zawiera umowę społeczną, w ramach której poszczególni członkowie nakładają na siebie obowiązki – czy to w formie finansowej (podatki) czy dotyczące określonego zachowania (przestrzeganie prawa). To samoograniczenie się społeczeństwa może być zmienione tylko przez samo społeczeństwo. To oznacza, że żadne obowiązki nie mogą być nakładane na demokratyczne społeczeństwo przez władzę, która nie jest przez to społeczeństwo wybierana. A TK nie jest wybierany  przez Naród, więc nie ma prawa nakładać na nikogo żadnych obowiązków, w tym tworzyć prawa. Może tylko zobowiązać przedstawicieli Narodu do doprowadzenia do zgodności ustaw z konstytucją. Ale to Parlament musi to dokonać, poprzez działania ustawodawcze.

I tutaj dochodzimy do dyskusji nt roli sędziów w dzisiejszym społeczeństwie. Wielu uważa, iż obok koncentracji mediów w rękach nielicznych, „nadwładza” sędziów jest głównym zagrożeniem demokracji.

Bardzo dobrze mówił o tym Antonin Scalia, sędzia Sądu Najwyższego USA, podczas swej wizyty w Polsce w 2009 roku. W wykładzie „Mułłowie Zachodu: Sędziowie jako arbitrzy moralni” zwracał uwagę ma fakt, iż dawniej Konstytucję USA interpretowano statycznie, czyli starano się ustalić, co autorzy mieli na myśli pisząc w konkretnych warunkach i czasie poszczególne zdania.  Uważano, iż „to, na co konstytucja zezwalała w chwili swojego wejścia w życie, dozwolone jest na zawsze; zmiana mogła się dokonać tylko przez działanie ludzi czyli przez wprowadzanie do konstytucji poprawek. Dlatego w 1920 roku, gdy nastała powszechna zgoda co do tego, że kobiety powinny mieć prawo głosu, Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych nie uchwalił, że Konstytucyjna Klauzula o Równej Ochronie „nabyła” znaczenie, którego wcześniej nie posiadała; przyjęto natomiast Dziewiętnastą Poprawkę, w świetle której każdy stan miał przyznać kobietom prawo wyborcze.”
Ale interpretacja Konstytucji USA uległa zmianie w połowie XX wieku, gdy na czele Sądu Najwyższego USA  stanął  Earl Warren. Wtedy to wprowadzono pojęcie „żyjącej konstytucji”. Jego istotą było założenie, że znaczenie konstytucji jest płynne i może się zmieniać w taki sposób, by pozostać w zgodzie z „ewoluującymi standardami przyzwoitości, które cechują postęp dojrzewającego społeczeństwa”.  O ile stosunkowo łatwo było ustalić, co w konkretnej sytuacji, miejscu i czasie mogli mieć na myśli autorzy konstytucji, a wszelkie nowe prawa musiały być przegłosowane przez przedstawicieli Narodu, to teraz sędziowie Sądu Najwyższego uzurpowali sobie prawo do decydowania, jak w obliczu „postępu dojrzewającego społeczeństwa” interpretować poszczególne zapisy.

Czyli niewybierani przez Naród sędziowie uzyskując możliwość zmiany interpretacji prawa – otrzymali tak naprawdę realną władzę tworzenia nowych, obowiązujących norm. Co jest całkowicie sprzeczne z ideą demokracji, bowiem od tworzenia prawa jest władza ustawodawcza. Sędziowie mają tylko dbać o jego przestrzeganie rozstrzygając spory.

Chyba najtragiczniejszym skutkiem tego nowego podejścia do interpretacji konstytucji USA była słynna sprawa Roe vs Wade – czyli Norma McCorvey (występująca wtedy anonimowo jako Jane Roe) kontra Henry Wade, prokurator okręgowy Hrabstwa Dallas, reprezentujący stan Texas. Sprawa oczywiście dotyczyła prawa do aborcji. Nie jest ono zawarte w konstytucji USA. Ale Sąd Najwyższy uznał, że jest ono częścią zagwarantowanego przez konstytucję prawa kobiety do prywatności. Co prawda prawo do życia jest ponad prawem do prywatności, ale uznano, że prawa konstytucyjne przynależą tylko osobom, które się urodziły.  Czyli idea „żyjącej konstytucji” dała możliwość 7 sędziom (z 9-osobowego składu 2 było przeciw) stworzenia z niczego zupełnie nowego prawa i zdecydowania o losach milionów nienarodzonych dzieci. Od tego czasu w USA dokonano ponad 55 mln aborcji.
W tym miejscu powstaje kolejne pytanie - dlaczego decyzje w sprawach moralnych społeczeństwo zostawia sędziom? Znają oni prawo, mają kompetencje aby decydować kto je łamie – ale jak znajomość paragrafów przygotowuje sędziego bardziej do podjęcia decyzji o legalności aborcji lub eutanazji, niż znajomość medycyny przygotowuje lekarzy? Jaki przedmiot wykładany na uczelniach prawniczych przygotowuje sędziów bardziej do decydowania o legalności małżeństw homoseksualnych czy adopcji przez nie dzieci niż przedmioty studiowane np. przez socjologów, etyków czy psychologów?

Dlaczego o tym piszę?
Bo spór o TK w Polsce jest – moim zdaniem – częścią tego wielkiego sporu o „nadwładzę” sądów. Czy Naród jest suwerenem, czy do niego należy władza zwierzchnia i ma realne prawo aby decydować o kształcie państwa, czy 3 sędziów TK (większość z 5 wg dotychczasowej ustawy) może decyzję Narodu zmienić lub unieważnić.

Jeśli nie spojrzymy na problem TK szerzej, tylko będziemy się ograniczać do tego co mówią poszczególne przepisy - to trudno będzie znaleźć rozwiązanie tego sporu bez odwołania się do sympatii politycznych. Moim zdaniem racja jest po stronie PiS – ale nie z powodu moich poglądów, lecz dlatego, iż stanowisko PiS bardziej odpowiada duchowi demokracji i dąży do ograniczenia wszechwładzy sędziów. Prawo jest dla ludzi a nie ludzie dla prawa. Jak prawo zagraża demokracji należy je zmienić. I PiS to zrobiło.

I bardzo dobrze.

 

 

Mirek-R
O mnie Mirek-R

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka