LAIM LAIM
443
BLOG

Mit częstochowski sacrum czy oszustwo?

LAIM LAIM Kultura Obserwuj notkę 2

W polskiej kulturze i historii jednym z najbardziej znanych obrazów jest wizerunek tak zwanej Czarnej Madonny z Częstochowy. Z obrazem tym wiążą się całe ciągi rozmaitych wydarzeń i rozważań na różnych polach znaczeń.  - Dla historyków sztuki obraz „Matki Boskiej Częstochowskiej” jest gotyckim przedstawieniem skomponowanym wedle bizantyjskiego pierwowzoru, który zwie się typem ikonograficznym, a ściślej z grecka – Hodogetria Pammakaristos (Przewodniczka Przenajświętsza); dla badaczy historii obraz stanowi tło dla ważnych wydarzeń w dziejach Polski, można tu wymienić choćby śluby Jana Kazimierza; natomiast dla zakonu Paulinów i pozostałego kleru oraz dużej rzeszy polskich katolików „Czarna Madonna” jest uważana za świętą i cudowną ikonę, czyniącą cuda ozdrowieńcze, na tyle ważną w polskiej duchowości, że przysługuje jej zaszczytny przydomek „Królowej Polski”. Wszystkie powyższe spojrzenia na ten przedmiot są na tyle interesujące, że warto się im bliżej przyjrzeć, pod rozmaitym kątem analizy.

Historia sztuki, klasyfikuje obraz częstochowski, jako znaczący, ale jednak nie na tyle, aby wyznaczał kanony sztuki gotyckiej i wpływał na rozwój malarstwa w naszym kraju. Częstochowska Hodogetria, jest bowiem typem przedstawiania, które występowało nie tylko w sztuce bizantyjskiej, ale i w średniowieczu w kręgu sztuki italo-bizantyjskiej, czerpiącej natchnienie ze sztuki Bizancjum.  Obraz częstochowski jest namalowany na grubej desce lipowej, farbami temperowymi i przedstawia - Matkę Boską w popiersiu z dzieciątkiem trzymanym na lewej ręce. Charakterystycznym elementem malowidła, są wykonane również wedle założenia "rany", wpisujące się w nawiązanie do tradycji z czasów bizantyjskiego obrazoburstwa, gdzie toczono wojnę z przedstawieniami niszcząc je, jako złamanie jednego z biblijnych przykazań, o oddawaniu czci wizerunkom Boga i świętych; wedle owej legendy o zranionych i krwawiących obrazach Marii narosłej wraz z następnymi wiekami, zaczęto wykonywać rozmaite rany, a w wypadku obrazu częstochowskiego, malarz wykonał, w podłożu, dwie skośne rysy na prawym policzku Marii, wypełniając je czerwoną farbą, w ten sposób obraz został wpisany w kanon. - Bliskoznaczna może się wydawać kwestia zadania ran i profanacji przez husytów, która jednak jest zupełnie inną historią, opiszę ją poniżej wraz z legendami na temat klasztoru jasnogórskiego i samego obrazu.

Obraz częstochowski pochodzi mniej więcej z pierwszego ćwierćwiecza XIV wieku, powstał we Włoszech, tak się go obecnie datuje po analogiach i gruntownej analizie aż 3 warstw. Tym samym badacze stwierdzili, że ikonografia obrazu jest pochodzenia bizantyńskiego, jednak on sam powstał w kręgu sztuki łacińskiej i ściślej musiał być namalowany przez malarza z kręgu Simone Martiniego. Kolejno z upływem lat naukowcy odrzucili tezy o pochodzeniu obrazu z kręgu bizantyńsko-ruskiego, czeskiego czy węgierskiego, o czym często wspominano w rozmaitych pozycjach wydawanych głównie przez kościół z pewnością nie bez powodu. 

W teologii katolickiej zarówno postać Marii, jako bogini jak i całego panteonu świętych jest mocno zakorzeniona w tradycji i nadaje sens właśnie temu wyznaniu, bazując często na starszych niźli nawet samo chrześcijaństwo wierzeniach starożytnych, które, to wniknęły najpierw do kultury basenu Morza Śródziemnego, a następnie wraz z pojawieniem się chrześcijaństwa do symboliki i dogmatyki chrześcijańskiej. Dziś pewne zagadnienia mogłyby się ocierać już o herezję, ale proweniencja i pochodzenie niektórych tytułów oraz ich oznaczanie wskazuje nieubłaganie na czerpanie obszernym gestem z rozmaitych nurtów wówczas w kulturze dostępnych. Doszukując się głębszych i wcześniejszych znaczeń pochodzenia wizerunków maryjnych z ich wszelkimi naleciałościami należy uwzględnić, że nie może być uważanym za punkt zerowy ich samo pojawienie się w chrześcijaństwie, nawet w wyniku dyskusji i zamieszania nad tym, co stało się w Bizancjum, w czasie i po okresie ikonoklazmu.

Wedle tradycji i dogmatu kościelnego, autorem pierwszych świętych obrazów maryjnych, był uważany za malarza, o czym Biblia nic nie wskazuje, jeden z ewangelistów, czyli św. Łukasz, który to rzekomo swoje obrazy malował na deskach ze stołu, przy którym siadała m.in. Maryja wraz z całą świętą rodziną. Legenda mówi o tym, że Łukasz namalował w Jerozolimie 70 obrazów, w tym i obraz częstochowski. - W czasach współczesnych przechodzi się dość pobłażliwie dookoła takich opowieści, nie starając się zrozumieć, że Żydzi - w tym wspomniany Ewangelista, mieli kategoryczny biblijny zakaz malowania wizerunków wskazujących na czyjąś świętość i byłoby dużym paradoksem gdyby mniej więcej rówieśnicy, czyli konkretnie apostoł Paweł, który zajmował się ewangelizacją Basenu Morza Śródziemnego reprezentując te same ugrupowanie chrześcijańskie tak bardzo różnił się od św. Łukasza w kwestiach oddawania czci rozmaitym wizerunkom. W Biblii tj., w „Dziejach Apostolskich”, rozdział 19, wersy 27-35. mamy, jednoznacznie brzmiące sprawozdanie z podróży św. Pawła do Efezu, gdzie znajdował się ogromny i ceniony w świecie starożytnym ośrodek kultu bogini niebios, który wedle ludzi zarabiających w Efezie na rozmaitych pamiątkach religijnych i precjozach i dorabiających się na tym fortuny, spadł rzekomo z samego nieba: „Mężowie efescy, któż z ludzi nie wie, że miasto Efez jest stróżem świątyni wielkiej Artemidy i posągu, który spadł z nieba?”

Diana efeska podobnie jak (Asztarte, Artemida, Izyda, Isztar), to starożytne formy kultu królowej niebios. Królowa niebios była znana nawet pod tym, jakże popularnym dzisiaj tytułem, o czym możemy przeczytać w Starym Testamencie, ściślej w księdze Jeremiasza (rozdział 44); tam Jeremiasz definiuje praktykę spalania kadzidła i składania ofiar dla konkretnie królowej niebios, jako grzech, który prowadzi lud do upadku, biedy i zatracenia i w konsekwencji śmierci: - "Ty zaś nie wstawiaj się za tym narodem, nie zanoś za niego błagań ani modłów, ani też nie nalegaj na Mnie, bo cię nie wysłucham. Czy nie widzisz, co czynią w miastach Judy i na ulicach Jerozolimy? Synowie zbierają drewno, ojcowie rozpalają ogień, a kobiety ugniatają ciasto, by robić pieczywo ofiarne dla "Królowej Nieba", a nadto wylewają ofiary z płynów dla obcych bogów, by Mnie obrażać. Czy Mnie obrażają - wyrocznia Pana - czy raczej siebie samych, na własną hańbę?" (Jer.7:16-20).

Legendami i przedstawieniami plastycznymi owszem można „udowodnić” kult niebieskiej królowej, jako chrześcijański, ale już Stary Testament - Biblia oraz liczne wykopaliska z terenu Bliskiego Wschodu dowodzą ponad wszelką wątpliwość, że kult królowej niebios istniał na wiele wieków przed narodzinami Marii. Słowem z niektórymi tradycjami było tak, że gdy chrześcijaństwo stało się religią państwową, poganie zaczęli masowo wchodzić do kościoła wnosząc ze sobą wiele pseudo-biblijnych wierzeń. Wśród nich kult królowej niebios, który owi, nie w pełni nawróceni ludzie, przenieśli na Marię, matkę Jezusa, łącząc w ten sposób oba kulty w jedną całość.

Kult królowej niebios uległ zderzeniu kulturowemu z wiarą w Jezusa Chrystusa, dlatego z perspektywy analizy kulturowej, obrazy i pierwowzory przedstawienia jasnogórskiego; czczone między innymi w Konstan­tynopolu były synkretycznym przejawem sztuki, na którym, to pojawiała się symbolika chrześcijańska z dodatkami pogańskimi, typu aureole za głowami, wskazujące na świętość oblicza, będące niczym innym jak wcześniejszą formą pokazywania znakowo i plastycznie bóstw solarnych przy pomocy dysków słonecznych i zjawisk solarnych: halo słoneczne, gloria, aureola. - Niestety dziś mało, kto doszukuje się w tym kanonie źródłowych, archetypicznych znaczeń, natomiast multiplikuje się owe „tradycyjne” i odnośniki do bóstw słonecznych z powodzeniem budując u wyznawców rozmaitych religii, takie, a nie inne plastyczne i nie tylko plastyczne wyobrażenia świętości.

Hodogetria po polsku może oznaczać: „Tą, która wskazuje drogę”. Drogą na przedstawieniu tego typu jest oczywiście dzieciątko Jezus trzymane na lewym ramieniu, na które Maria wskazuję dostojnym gestem prawej dłoni z długimi palcami. Postać Marii ukazana jest frontalnie twarzą do odbiorcy, najczęściej w półpostaci. Czasem w pełnej figurze. Matka Boska siedzi też na tronie lub majestatycznie stoi, a na jej twarzy widać dostojność, wręcz pomnikowość pozy, w której nie ma miejsca na okazanie poufałości w stosunku, co do Syna, jak to bywa, na innych przedstawieniach. Jeśli chodzi o plastyczną postać Chrystusa, jest ona z gatunku dziecka o dojrzałych, inteligentnych rysach twarzy oraz gestach wskazujących na błogosławieństwo ludzkości, tudzież Jezus w lewej ręce trzyma zwój (od XVI w. także księgę lub kulę). Dostojność tą w kanonie obrazu Hodegetrii, ukształtowała się na dworze cesarskim i miała za zadanie oddać majestat władzy, tj.: porządek z nią związany i być zarazem ikoną sacrum - świętości, w której nie ma miejsca na wyrażanie ludzkich uczuć. Ten kanon surowej w przekazie i majestatycznej ikony stał się popularny zarówno w kręgu sztuki zachodniej jak i wschodnioeuropejskiej.

Obraz "Matki Boskiej Częstochowskiej" już w szczegółach jest półfigurowym wyobrażeniem Maryi panny z dzieciątkiem, ponadnaturalnej wielkości tj.: wysokości 122,2 cm x 82,2 cm szerokości w świetle, natomiast z ramą jest to 137 cm na 97,2 cm. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze grubość deski, czyli 3,5 cm. Obraz wykonany jest techniką temperową na gruncie kredowym, położonym na płótnie i naklejonym na wyrzeźbione deski podłoża. Trzy deski są z drzewa lipowego, nierównomiernie spaczonego. Kolejno deski wraz z malowidłem ujmuje profilowana drewniana gotycka rama, oklejona płótnem i pokryta polichromią. Jak już wcześniej wspomniałem były spore kłopoty z wyznaczeniem pochodzenia obrazu, wynikały one m.in. z tego, że na obrazie znaleziono strzępek płótna, który wskazywał na to, że techniką pierwotną obrazu mogła być technika enkaustyczną, stosowaną we wcześniejszych obrazach starochrześcijańskich.

Przejdźmy do momentu, który ściśle wiąże się z historią pojawienia się obrazu na ziemiach polski, a które układają się w jedną analityczną całość. Zatem - lilie widoczne na szatach Marii, dodano wówczas, gdy obraz znalazł się w posiadaniu węgierskiej rodziny królewskiej z dynastii neapolitańskich Andegawenów (w ich znakach herbowych były, bowiem takie same lilie jak namalowane na obrazie). W przypadku wizerunku częstochowskiego i rozmaitych sprzeczności, jakie on wywołuje, uważa się, że dzieło te trafiło do Polski na bazie powiązań pomiędzy królewskimi rodami. W testamencie królowej Elżbiety (1305-1380), córki Władysława Łokietka i zarazem żony króla Węgier Karola Roberta, wspomina się o obrazie wysadzanym szlachetnymi kamieniami. To Elżbieta Łokietkówna prawdopodobnie kazała ozdobić obraz srebrnymi i złoconymi blachami. Następnie od roku 1380 obraz, możliwie, że tryptyk, stał się własnością Elżbiety Bośniaczki (synowa Elżbiety Łokietkówny), a ta z kolei miała przekazać obraz swojej córce, czyli św. Jadwidze, natomiast, ta ostatnia miała ofiarować obraz maryjny za pośrednictwem Władysława Opolczyka jego obecnym stróżom tj.: Paulinom w Częstochowie, których sprowadzono do Polski z Budy, stolicy Węgier.

Zarówno: Władysław Opolczyk, jak i królowa Jadwiga oraz Zakon Paulinów, to punkty wspólne dla wątków po linii prawdziwej historii obrazu, ale i też po linii zbudowanej dookoła tej sprawy interesujących legend (maryjno-częstochowskich mitów). O tych drugich podaniach można dość sporo przeczytać w pozycji pt.: „Najstarsze historie o Częstochowskim obrazie (XV i XVI w), które z rękopisów i druków wydał Henryk Kowalewicz. 

Te interesujące opowieści nietrudno się domyśleć, pełne są rozmaitych cudów, które całą swoją moc czerpią z wyjątkowości obrazu, który wedle tych podań pochodzi wprost z Jerozolimy, gdzie został wytworzony przez św. Łukasza, kolejno schowany przez chrześcijan w niedostępnych jaskiniach, w czasie, kiedy, to na Jerozolimę najechały wojska rzymskie cesarza Wespazjana, kolejno obraz miał być zabrany z Jerozolimy w 326r przez cesarzową Helenę, która, to wedle podań znalazła także krzyż pański, na bazie, którego później w średniowieczu wyprodukowano niezliczoną ilość świętych relikwii. - Cesarzowa Helena, cudowny obraz dostała w prezencie i umieściła go w Konstantynopolu w cesarskiej kaplicy, gdzie miał przebywać przez następne pięć wieków i czynić cuda ozdrowieńcze dla licznie nawiedzających go tłumów.  – Oczywiście nie wspominałbym o tych rzeczach, gdyby nie fakt, że na odwrociu obrazu (z ok. 1700 r.) znajduje się skrócona obrazkowa historia obrazu częstochowskiego z nawiązaniami do epizodów z Jerozolimy, Konstantynopola, Bełzca i Jasnej Góry, jak i też gdyby nie widniał tam napis, który głosi: "Trzysta lat byłam gościem Jeruzalem, pięćset w stolicy Bizancjum - STÓŁ MARYJNY NAJPRZEDNIEJSZY PRZEDMIOT W DOMU W NAZARECIE, Przez pięćset lat Ruś ukrywała mnie w Bełzie, Przez trzysta posiada mnie szczyt Jasnej Góry." - Zatem stosownym wydaje się powiązać mity z historią i symboliką, ponieważ  da, to szerszy wgląd w zagadnienie.

Z Konstantynopola stolicy wschodniego cesarstwa obraz na prośbę księcia Rusi Halickiej Lwa Daniłowicza, wystosowaną do cesarza Karola (tak podają owe legendy; Lew otrzymał obraz, jako rzecz wyjednaną lub otrzymaną za zasługi), obraz przedostał się w drugiej połowie XII wieku na Ruś, gdzie został umieszczony za zamku w Bełzie. Dalej wedle legendy było tak: „ A kiedy ten sam książę (Lew) trzymał ów czcigodny obraz skrycie w zamku bełskim, powierzając go kapłanom obrządku greckiego, dając dostęp tylko Rusinom, pozbawionym dziedzicznego następcy, tak został ukarany u przeznaczonego przez Boga kresu życia”. Jak podaje Mikołaj Lanckoroński w swym dziele Historia venerande imaginis Beatae Mariae Virginis quae in Claro Monte in magna veneratione habetur (ok. 1517 r.).

W 1372r, po przyłączeniu zachodnich ziem Rusi Kijowskiej do Korony Królestwa Polskiego, Księstwo Bełskie, wraz z Rusią Czerwoną, przeszło we władanie księcia opolskiego Władysława Opolczyka, który został namiestnikiem tych ziem z ramienia Węgier i w wyniku powiązań pomiędzy Węgrami i Polską stał się mianowanym przez Ludwika Andegaweńskiego palatynem, czyli drugą po królu najważniejszą osobą w państwie. Wraz z kolejną przeprowadzką obrazu; tym razem na ziemie polskie, wiąże się mityczna wręcz opowieść o oblężeniu Bezłca należącego już wtedy do Opolczyka przez niewiernych Tatarów (później będą Husyci i Szwedzi). Wówczas to, do miejsca gdzie znajdował się obraz wpadła przez okno strzała wystrzelona przez Tatara i ugodziła obraz: - „Nieprzyjaciel używa siły, staje się, że strzała jednego, wypuszczona z łuku do komnaty, gdzie stał czcigodny obraz na ołtarzu, lotem przyspieszonym uderzyła w szyję obrazu i tam wbita pozostała”. – Następnie w sprawozdaniach legendarnych czytamy, że nastąpiła ogromna mgła i tym samym zamieszanie, także wrogowie w wielkim przerażaniu i wśród krzyków pospieszyli do ucieczki. Podania wskazują na różne opowieści i raczej nie można stwierdzić, że panuje tu zgodność, co do konkretów, jednak sprawnie manipulując w tym legendarnym materiale, można ułożyć te treści w jeden wielki mit.

Legendy podają, że Władysław Opolczyk postanowił przewieść obraz do swoich posiadłości w Opolu, jednak, kiedy próbowano zdjąć obraz z ołtarza i go na wozy, w tak obraną drogę usadowić, to nader szybko okazało się, że wyprawa w żaden sposób nie może ruszyć z miejsca. Książę Władysław był pogrążany w smutku, jednak otrzymał podczas drzemki po modlitwie konsultacyjnej oczekiwane olśnienie, że obraz życzy sobie być ulokowany na jasnej i uroczo położonej górze, ku wiecznej czci tejże dziewicy, a konkretnie niedaleko od zamku Olsztyńskiego (zamek Olsztyn na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej). Dopiero wówczas jak podają „relacje”: strojny wóz ładowny bez przeszkód wyruszył i dojechał na miejsce swojego przeznaczenia. -  Idąc dalej, tą wersją legendy, książę  Władysław w 1382 założył klasztor na Jasnej Górze (góra spotkania - została tak nazwana w wyniku mnóstwa cudów, które miały tam miejsce) i przeniósł tam "cudotwórczą świętość", powierzając ją na przechowanie Paulinom.

Historia sprawozdaje, że Zakon Paulinów dnia 22 VI 1382 roku otrzymał symboliczne klucze od lokalnego proboszcza ze Starej Częstochowy, który zrzekł się kościoła parafialnego na wzgórzu na rzecz osadzenia w Polsce pierwszej siedziby paulinów, sprowadzonych do Częstochowy z Węgier. Dokument fundacyjny klasztoru wystawiony był przez Władysława Opolczyka 9 VIII 1382r. Kolejno w Krakowie w roku w lutym 1393 Władysław Jagieło ponownie, na nowo uposażył i ufundował klasztor, który od tego roku zaczął być nazywany Jasną Górą (Clara Mons).

Co do zakonu, patronem paulinów, którzy się pojawili w Polsce jest św. Paweł - pierwszy pustelnik, eremita. Konstytutywne potwierdzone wiadomości o tym Zakonie przebywającym na Węgrzech pochodzą z 997-1038 r. za panowania Króla Stefana. Na początku paulini nazywali się „Pustelnikami Świętego Krzyża”. W roku 1308, otrzymali od legata papieskiego regułę św. Augustyna; w herbie paulinów znalazła się flankowana przez dwa lwy palma z siedzącym na jej szczycie krukiem trzymającym chleb w dziobie. Jest, to nawiązanie do przekazu hagiograficznego o Pawle pustelniku, któremu podczas pobytu na pustyni, kruk dostarczał chleb, a lwy wygrzebały grób! Co przedstawił m.in. Diego Velasquez na jednym ze swoich obrazów. Zatem zwróćmy uwagę, że cuda i cudowne zjawiska są niejako hagiograficznie przypisane paulinom oraz ikonie częstochowskiej i w takim stanie rzeczy należało się spodziewać, że i na terenie Polski także cuda będą miały miejsce.

Interesującym zagadnieniem jest korelacja, polegającą na tym, że bardzo często kult konkretnych miejsc łączy się z kultem przedmiotów, przykłady występują tu w rozmaitych kulturach, gdzie wyznaczano na sanktuaria, tudzież miejsca magiczne, miejsca, które dziś są licznie odwiedzane przez kręgi np. ezoteryków z racji, że mają znamiona magiczne. - W Polsce uważa się, że występuje potężna  czakra ziemi na Wawelu, czyli Krypta Gereona  (Gerona), stojącą na gruzach romańskiego kościoła, który stanął na gruzach słowiańskiej świątyni światła świata, ale również i poza Polską są miejsca na świecie, w których tym bardziej ludzie odczuwają cuda i siły kosmiczne. W naszym kraju aurę wyjątkowości posiadają: Jasna Góra, Ślęża i Łysa Góra; zwyczajowo miejsca te są nawiedzane zarówno przez wyznawców rozmaitych religii (buddyzm, hinduizm, katolicyzm, islam), jak i neo-pogan kontaktujących się w ten sposób z siłami kosmosu i ziemi. - Wyobraźmy sobie teraz, jakiego wzmocnienia dokonuje się, kiedy w takich centrach energetycznych, zaczną ujawniać się cudy za sprawą świętych posągów, meteorytów czy obrazów?

Wraz z upływem wieków mit częstochowski jest już tak potężny, że wątek ten należałoby zbadać etnologicznie i kulturowo, ponieważ wszelkie, odizolowanie od szerszego kontekstu i skierowanie tychże zagadnień na jednostronne oceny powoduje brak ogólnego wglądu w zjawisko, w tym i w ocenę tego, - czym jest, - czym był i - czym może być obraz częstochowski w ogólnym nadanym społeczeństwu słowa tego znaczeniu.

Pierwsza historyczna informacja o samym obrazie częstochowskim, pochodzi z roku 1430 i dotyczy napadu oraz zniszczenia cudownego wizerunku – podaje ją Jan Długosz w "Dziejach Polski" pod rokiem 1430. – „Pod ten czas niektórzy ze szlachty polskiej wyniszczeni marnotrawstwem i obciążeni długami, mniemali, że Jasna Góra obfituje w skarby i pieniądze, ze Śląska, Moraw, Prus, Węgier i Polski. Ci zebrawszy z Czech, Moraw i Śląska, kupę łotrzyków, w dzień świąteczny napadli na Jasną Górę, a nie znalawszy tam spodziewanych skarbów ściągnęli ręce świętokradzkie, jako do kielichów, krzyżów i ozdób miejscowych. Sam nawet obraz Najchwalebniejszej Panny odarli z złota i klejnotów, którymi go ludzie pobożni przyozdobili. Nie przestając wreszcie na łupieży, oblicze obrazu mieczem na wylot przebili, a deskę, do której wizerunek przylegał połamali, tak, iż zdawało się, że, to nie Polacy, ale Czesi kacerze (czyli jak w micie częstochowskim do tej pory się podaje obraz zniszczyli husyci) dopuścili się czynów tak srogich i bezbożnych. Po dopełnieniu takowego gwałtu, raczej skalani zbrodnią niż ubogaceni, z niewielką zdobyczą pouciekali.”

Sprofanowanie obrazu, było na tyle wydarzeniem znaczącym w historii Jasnej Góry i obrazu częstochowskiego, że praktycznie mogło stać się argumentem do rozpoczęcia konfliktu zbrojnego, gdyż panowało powszechne mniemanie, że to husyci (czyli heretycy) sprofanowali obraz. Źródła historyczne, tłumaczą, to na rozmaite sposoby, jako napaść rzezimieszków, chcących się obłowić kosztownościami oraz jako sprawnie skonstruowaną dywersję, za która miał stać Bolesław Świdrygiełło, pragnący w ten sposób wciągnąć Władysława Jagiełę swego brata, w konflikt zbrojny z husytami i oczyścić w ten sposób przedpole do wzmacniania swej władzy na Litwie. Jan Długosz wyjaśnia – „Długi czas mniemano, że ów gwałt popełnili czescy kacerze, mieszkający w przyległych Polsce miastach i zamkach śląskich. I już Władysław król i panowie polscy poczęli byli myśleć o wydaniu wojny Czechom; ale gdy się sprawa wydała i rzeczy wyjaśniły, karano srodze owych z szlachty polskiej złoczyńców, a wielu wtrącono do więzienia. Ale i miecz sprawiedliwy kary Bożej pomścił się wkrótce tej zniewagi wyrządzonej N. Bogarodzicy: niemal wszyscy, bowiem, którzy się tym czynem świętokradzkim pokalali, w ciągu tegoż samego roku zginęli pod mieczem morderczym. Przywódcami zaś rzeczonej zbrodni byli: Jakub Nadobny z Bogowa herbu Działosza, Jan Kuropatwa z Łaczuchowa herbu Szreniawa, których król Władysław schwytanych przez niejaki czas w wieży zamku Krakowskiego trzymał; tudzież książę Ruski Fryderyk”. - Zatem pierwszy mit upada, bowiem dewastacji, nie dla sprofanowania, lecz dla rabunkudokonali polscy katolicy, a dosłownie kilku szlachciców, którzy dobrali sobie kompanów z Czech, Moraw i Śląska.

W wyniku zniszczenia i potrzaskania obrazu, król Polski, zlecił renowacje dzieła restauratorom, którzy w 1434 w Krakowie poddali zniszczoną ikonę konserwacji i sprawili, że niewiele pozostało w niej z pierwotnego założenia. Były, bowiem spore kłopoty z przemalunkiem, jednak techniki - farby „gryzły” się ze sobą, co powodowało dalsze zniszczenia. - Zatem obraz częstochowski, w przeważającej mierze został zdemolowany, a to, co dziś oglądamy jest wynikiem nie do końca poprawnie wykonanej renowacji. Cięcia widoczne na szyi i twarzy, są widocznym świadectwem pozostałym po zniszczeniu obrazu i późniejszej renowacji (ale nie tylko, należy brać poprawkę na kanon, w którym świadomie twórca dokonywał rys i wypełniał je farbą, o czym pisałem wyżej). Po renowacji i poprawkach obraz został na nowo przyozdobiony blachami ze złota i srebra i otoczony szczególną troskliwą opieką.  - Blachy ze srebra i złota ufundowane w 1430 przez Władysława Jagiełę, są dziełem złotnika Jana Polaka i przedstawiają cztery motywy: Boże Narodzenie, Naigrywanie, Zwiastowanie i Biczowanie. Do Blach przy obrazie zalicza się też tzw. - Blaszkę z około 1512 r. przedstawiającą św. Barbarę, jest to zapewne dar Barbary Zapolya, która była pierwsza żoną Zygmunta I.

Jednocześnie przez następne lata w Częstochowie rozbudowywano fortyfikacje i Jasna Góra przeobrażała się w klasztor obronny! Budowę muru rozpoczęto w 1620, z inicjatywy króla Zygmunta III Wazy. Projekt fortyfikacji stworzył zaś królewski architekt Andree dell’Aqua, wzorując się na architektonicznych prądach włoskich i holenderskich. Miało to znaczenie nie tylko dla ochrony obrazu, czy znajdujących się na terenie klasztoru darów wotywnych, ale także biegnącej w pobliżu Częstochowy granicy państwa. Jasna Góra przez kolejne lata stawała się - „Fortalitium Marianum”. 

Kulturowo wpisywało się, to w formy kultowe, znane już od starożytności, gdzie wizerunkom i relikwiom uznanym za palladium należała się szczególna ochrona. Trzeba wiedzieć, że nazwa palladium pochodzi z terminologii greckiej i odnosi się do posagu Pallas Ateny, przechowywanego w Troi, który jak długo się tam znajdował, sprawował błogosławieństwo i pomyślność na miasto-państwo, chroniąc je przed najazdami wrogów. W kulturze antycznej owe palladium było rodzajem relikwii państwowej; sprowadzało szczęście, błogosławieństwo na cały kraj i naród. Kolejno obyczaj ten przejęło Bizancjum, natomiast w Polsce kult obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, jako palladium ugruntowany był już całkowicie w 17 stuleciu. -  Tak właśnie Król Władysław IV traktował obraz maryjny, jako „Palladium Królestwa.”

Mit częstochowski, a więc i obraz wiąże się już trwale z historią Polski, stał się on, bowiem świętym cudownym palladium, bez którego Polska „nie miałaby szans na przetrwanie” i trwanie w konkretnym uwarunkowaniu kulturowym, co było bardzo dobrze widoczne w okresie tak zwanego Potopu Szwedzkiego (1655-1660).

Zbrojny najazd Szwedów pod dowództwem Karola X Gustawa (protestant) na Polskę, którą rządził w tym czasie inny z pochodzenia Szwed, będący zarazem królem Polski, czyli Jan Kazimierz (katolik), nie jest wydarzeniem tak uroczo prostym jak zostało, to opisane przez Henryka Sienkiewicza w poczytnym niegdyś Potopie.  Trzeba wiedzieć, że  - Jan Kazimierz II Waza, uznawany był w Koronie i na Litwie za sympatyka Austrii i jezuitów, blokujących tolerancję i reformację na ziemiach Polski. Zrozumiałe, więc, że część polskiej arystokracji, będącej w opozycji wobec Jana Kazimierza, zaproponowała, w takiej sytuacji koronę Karolowi X Gustawowi, a roszczenia te stały się dla sił szwedzkich, impulsem do rozpoczęcia przez Szwecję  II Wojny Północnej.

Najazd szwedzki, zwany Potopem nie ominął też Częstochowy, pod którą Szwedzi pojawili się nie bez przyczyny i przede wszystkim nie dlatego, aby sprofanować sanktuarium maryjne i ograbić je z kosztowności, lecz raczej z bardziej ważkich powodów: chciano bowiem opanować dość ważny punkt na szlaku militarnym, którym była twierdza jasnogórska. Fikcyjna profanacja obrazu związana z tymi wydarzeniami i związane z tym cuda maryjne, nie mogły mieć miejsca, ponieważ obraz wraz z kosztownościami został wcześniej wywieziony przez Jana Kazimierza na Śląsk do miejscowości Mochów pod Głogówkiem. Tam, też Jan Kazimierz - król Polski, modlił się przed ukrytym obrazem o zwycięstwo.

W wielu książkach kościelno-naukowych i literaturze na temat oblężenia polskiego palladium Częstochowy, występuje cały ogrom patetycznych i wzniosłych opowieści, które obecnie stały się już miernikiem prawdy o tym epizodzie historycznym, wśród najbardziej fantastycznych z nich oprócz wspomnianego „Potopu” jest „Nowa Gigantomachia”(1658) napisana przez przeora Częstochowy Augustyna Kordeckiego. W której Kordecki dokonuje, auto-reklamy swoich poczynań. Nadmieńmy, że – pierwsze wydanie "Nowej Gigantomachii" nosiło datę 1655. Oczywiście, nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że oblężenie Jasnej Góry zakończyło się zaledwie cztery dni przed końcem 1655 r. – Tak oto, owa narodowa legenda niezdobytej Jasnej Góry, zaczęła stopniowo urastać do dzisiaj niedyskutowanego już mitu, w której to broszurze przeor Kordecki, przyrównał obronę klasztoru częstochowskiego do wojny trojańskiej (przykład z PALLADIUM). Kordecki w Nowej Gigantomachii ustanowił, a może raczej wypozycjonował historiozofie oblężenia. Przeor przedstawił, całe starcie polsko-szwedzkie 1655-60, jako wojnę religijną i zderzenie dwóch cywilizacji, w której to kolizji: po jednej stronie znaleźli się zwolennicy imperium protestanckiego, z Karolem Gustawem na czele, natomiast po drugiej obrońcy; prawowierni katolicy, rycerze maryjni. W tak skonstruowanej formie przekazu literackiego, potencjalny odbiorca czytelnik, musi dokonywać wyboru zaprojektowanego już na starcie przez nieobiektywnego stojącego po stronie kultu królowej nieba  autora! 

Czasowo „Nowa Gigantomachia” ukazała się wówczas, gdy potyczka personalna pomiędzy Karolem Gustawem, a Janem Kazimierzem już się wypaliła i nie trzeba było się już trwożyć, że Karol Gustaw zdetronizuje swego brata. Kordecki mógł dokonać autoreklamy i wcielić się w postać bohatera, wszak wzorce były czerpane z podania o starożytnej Troi.  - O tej heroicznej doniosłości obrony Częstochowy, ot paradoks, nie wspominają żadne inne równoległe do tego czasu dokumenty, a nawet nie odnosi się do tego wyjątkowego zdarzenia sam król Jan Kazimierz, który nie wspomniał też o tym podczas swoich ślubów maryjnych we Lwowie. Interesującym natomiast zagadnieniem jest fakt, iż historycy szwedzcy, dysponują w swoich archiwach dokumentem, który wskazuje na zupełnie inny przebieg wydarzeń związany z ruchem wojsk szwedzkich w pobliżu Częstochowy, gdzie sam przeor Kordecki promujący się samoistnie na polskiego bohatera narodowego, bezpretensjonalnie układa się ze Szwedami w pragmatyczny sposób.

– „ Niechaj się dowie szanowna i szlachetna Dostojność Wasza, że nasz stan zakonny nie posiada prawa wybierania królów, lecz czci tych, których szlachta królestwa wybrała. Ponieważ Jego Królewską Mość Króla Szwecji, całe królestwo (tj. Polska - przyp. C.L.) Uznaje i na swego pana wybrało, przeto i my z naszym miejscem świętym (...) Pokornie poddaliśmy się Jego Królewskiej Mości Szwecji; świadczy o tym list salwagwardii (tzn. gwarancji - przyp. C.L.) Szanownego i szlachetnego pana Wittenberga, naczelnego wodza, danej naszemu klasztorowi dnia 28 października (...). Czcimy, więc jako ulegli poddani Jego Królewską Mość Szwecji, Pana naszego najłaskawszego, nie zamierzamy też podnieść zaczepnego oręża przeciw wojsku Jego Królewskiej Mości. (...). Nasz klasztor i poświęcona Bogu i Jego Najświętszej Matce świątynia (...) Zasyła do Boskiego Majestatu modlitwy za bezpieczeństwo Najjaśniejszego Króla Szwecji - Pana i protektora naszego królestwa, jak i nas samych, których bynajmniej nie jest powołaniem opierać się potędze królów (...). Cokolwiek Jego Królewska Mość rozkaże, spełnimy". - Powyższy mało znany społeczeństwu polskiemu list jest przechowywany obecnie w archiwum w Sztokholmie. Tak, więc rzekoma obrona klasztoru przez Kordeckiego i  jej przełomowa rola w potopie szwedzkim nie znajduje odzwierciedlenia w licznych dokumentach: polskich, łacińskich, niemieckich i francuskich. O podobnych charakterologicznie typach i bohaterskich wyczynach napisał znakomitą książkę Ludwik Stomma, pozycja pt.: „Polskie Złudzenia Narodowe”.  Na kartach tejże szczególnie ciekawym jest opis wiersza Adama Mickiewicza pt.: „Reduta Ordona”, w którym, to bohater ponosi śmierć wedle kanonu romantycznego, a którego to później bohatera spotyka Adam Mickiewicz na ziemi włoskiej podczas zaciągania Polaków do Legionów – zestawienie mitycznego Ordona, z Ordonem krwi i ciała dla tego samego okazuje się katastrofalne (samobójstwo), jednak mit żyje i funkcjonuje nadal, ku patriotycznej uciesze gawiedzi, podobnie jest niestety z przeorem Kordeckim i tzw. obroną Częstochowy. 

O wyjątkowej roli Obrazu Częstochowskiego zadecydował także gest króla Polski - Jana Kazimierza, który to w 1656 roku we Lwowie złożył w imieniu swoim i całego polskiego narodu śluby oddania Maryi, wynosząc ją tytularnie do miana Królowej Polski i zawierzając tym samym Polskę, kultowi maryjnemu. Te powiązania: w gruncie rzeczy: przedmiotu sztuki, jakim jest niewątpliwie obraz "Matki Boskiej Częstochowskiej", przekroczyły już możliwości oceny tego zjawiska w kontekście wyizolowanej opowieści już o samym obrazie, ponieważ malowidło częstochowskie nie jest już tylko Hodogetrią Pammakaristos (Przewodniczką Przenajświętszą) w znaczeniu ikonograficznym, ale przedmiotem, który nabrał siły magicznego instrumentu i narzędzia wpływu na całe masy Polaków, w znaczeniu totalnym, wykraczającym już dawno poza sztukę. Dowodem, tego może być przypisywanie obrazowi cech boskiego palladium, zarówno w sferze świeckiej jak i religijnej, tj.: czynienia cudów, współodkupicielstwa, budowania więzi narodowej i kiedy zachodzi mus, obrony całego narodu.

Dowodem potwierdzającym jest zdarzenie z 15.08. 1920r. Określane jako - Cud Nad Wisłą, która, to Bitwa Warszawska zakończyła się wielkim zwycięstwem Polaków i zadecydowała o dalszych losach wojny z bolszewicką Rosją. Jak wiemy do dzisiaj panują sprzeczne opinie czy wygrana była powodowana błędem strony atakującej, gdzie skłóceni dowódcy radzieccy Siemion Budionny i Michaił Tuchaczewski nie współpracowali ze sobą na tyle, aby móc pokonać Wojska II Rzeczpospolitej, czy też w wygranej nad Rosjanami pomogła nam nadprzyrodzona interwencja "Królowej Polski", bo przecież jak można się domyśleć, nawet sowieccy jeńcy z armii czerwonej potwierdzili, iż 15 sierpnia 1920 r. (w święto wniebowzięcia N.M.P) widzieli Matkę Bożą nad oddziałami polskimi. Wówczas wypadało im już tylko oznajmić: - „Was się nie boimy, ale z Nią walczyć nie będziemy”!

W polskiej mitologii fundamentem nie jest  Jezus Chrystus, ale kult stworzenia, zmarłej kobiety, królowej matki i „jeśli przyjdzie zwycięstwo, będzie, to zwycięstwo Maryi” - krytyka tego „narodowego” dogmatu, jest w Polsce skazana już chyba ostatecznie na niepowodzenie, ponieważ ów dogmat, bazujący na oszustwie i pogaństwie, stał się „genetyczną” cechą narodu, a Królowa Polski jest jednocześnie związana z globalnym kultem Królowej Niebios, tak starym jak starożytność! 

LAIM
O mnie LAIM

Autorem prezentowanych na blogu wpisów jest Jan Wieczorek, z wykształcenia kulturoznawca (Uniwersytet Wrocławski), zajmujący się analizowaniem współczesnej przestrzeni kulturowo-społecznej, jak i też promowaniem piękna Sudetów - redaktor Dzikich Sudetów i Sudeckich Horyzontów ,malarz współczesny...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura