Wenus z Miną (Zosia Samosia) autor Jan Wieczorek
Wenus z Miną (Zosia Samosia) autor Jan Wieczorek
LAIM LAIM
127
BLOG

Baśń o samorealizacji

LAIM LAIM Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

W dobie współczesnej najbardziej popularnym mitem serwowanym niemal całej ludzkości, jest opowieść o samoistnej samorealizacji. Temat ten wdrażany jest do naszych głów zarówno przez kręgi naukowych materialistów, skupiających się jedynie na „szkiełku i oku”, jak i też przez rozmaite wątki pseudoduchowe, które w praktykach religijnych upatrują czynnika zbliżającego człowieka do formy samozbawienia przy pomocy praktyk samodoskonalenia się.

Kosmogonia współczesnego świata jest jak baśń dla dzieci, którym wieczorami czyta się bajki o samoistnym samorealizującym się świecie powstałym z tzw. „osobliwości” tj.:, niedającym się określić stanie wszechświata takim, jakim my go widzimy, przed tzw. wielkim wybuchem.

W praktyce uczymy się w domach i szkołach, a nawet i na uczelniach całego zestawu niepotwierdzonych faktami teorii, które każą nam wierzyć w osobliwość, tak samo jak w jakieś bóstwa lub prawdy absolutne. Ze względu na paradygmaty naukowo-kulturowe i nagłośnione przez media autorytety naukowców, spełniających współcześnie rolę cywilizujących ziemie kapłanów, nie jesteśmy już w stanie zreflektować się nad tym, że wiara w samoistną i samorealizującą się osobliwość, jest z rodzaju pseudoteorii o tzw. płaskiej ziemi lub o wpływie konstelacji gwiazd na nasze życie, co nazywamy horoskopem.

Baśń o samorealizacji, jest tak naprawdę jedną i tą samą ideologią, która rozprzestrzeniała się niemal na całe doznanie bytu i rzeczywistości. Jak już wspomniałem punktem startowym jest stan przed wielkim wybuchem – „osobliwość”, czyli rzecz, o której nikt nic nie może przecież mądrego powiedzieć, a już na pewno naukowo ustalić, dlatego zwolennicy tej teorii opierają się jedynie na wierze w taki stan rzeczy, a nie na faktach, nie ma, więc powodu windować tej teorii ku rejonom sprawdzalnej nauki, gdyż badacze mogą jedynie w tej kwestii snuć domysły, dywagować, bredzić i wytwarzać narracje baśniowo-mitologiczne.

Co było przed osobliwością, pozostaje już dla przeciętnego człowieka, rzeczą trudną do ustalenia, a przez to niegodną refleksji. Kolejno jak wiemy współczesna nauka lansuje od ponad 200 lat teorię ewolucji, która jeśli rozłożyć ją na czynniki proste zakłada samorealizujący się układ poszczególnych odniesień. I tak najpierw same w wyniku spróbuj, a może wyjdzie, powstają atomy, kolejno kosmos, galaktyki, układy planetarne, ziemia, magnetyzm, atmosfera, ciśnienie, związki chemiczne zwane aminokwasami („zupa prebiotyczna”)  etc. i na samym końcu życie. W wyniku tej samorealizacji życie powstaje z form prymitywnie prostych, aby przez miliardy lat przybrać formy współczesne inteligentne i samo się realizujące. Mało się kto też krytycznie zastanawia ile czasu w tej koncepcji trzeba było, aby np. ze ślimaka odciśniętego w skamienielinie powstał człowiek. Ponieważ w tej koncepcji potrzeba dużo wiary, aby uwierzyć w makroewolucjonizm, dlatego też ten samorealizujący się projekt podlega zabiegom kosmetycznym mającym go uwiarygodnić, polegającym na rozłożeniu w abstrakcyjnym czasie i przestrzeni (miliardy lat, tego samego punktu odniesienia w regule uniformizmu i miliardy lat świetlnych potrzebnych do pokonania przez nas istniejących normalnie rozciąganych odległości kosmicznych) analizy wszechrzeczy.     

W wyniku takiego mityczno-baśniowego zabiegu: - dawno, dawno temu, jak w klasycznej bajce, przeciętny umysł człowieka nastawia się na przyjecie narracji polegającej raczej na pseudonaukowej hipnozie, niż na konkretach (np. brak ogniw przejściowych), przecież to wszystko samo stało się tak dawno, że wszystko mogło się zdarzyć, by coś, co nie umiało latać, nauczyło się latać; by coś, co nie umiało pływać, nie utopiło się, a raczej rozmnożyło się w wodzie i kolejno czmychało na drzewa, by stać się małpą i w dalszych procesach myślącym abstrakcyjnie człowiekiem.  

W wyniku teorii ewolucji życie dokonało samoistnej-samorealizacji, powstało samo z siebie, zresztą jak wszystko co nas otacza: materia, siły, żywioły, stany skupienia, zmysł, koncept, inteligencja, wszystko samo z siebie na zasadzie procesów ślepego samostanowienia w długich przestrzeniach czasowych z uwzględnieniem  przyjętego odniesienia w jednostajnym dozowaniu  warunków - uniformizmie, który pozwala  m.in. naukowcom na pomiary węglowe czy uranowe. W tej koncepcji teoretycznej ot paradoks, z jednej strony mamy uniformizm tj.: stałe warunki np. obecności węgla C14 w otoczeniu itd., a z drugiej zmienne ewolucyjne, a więc zmienna wynika ze stałej w samorealizacji.

Po odłożeniu na bok współczesnej kosmogonii, przekładającej się praktycznie na każdy aspekt współczesnego myślenia, z wyłączeniem chyba jedynie ot, paradoks lansowanego relatywizmu poznawczego, który stwierdza, że nie ma prawdy absolutnej, a co za tym idzie i teorii absolutnej wielkiego wybuchu i ewolucji. Zajmijmy się rzeczami prozaicznymi, czyli tym, co projektuje w zakresie tożsamości i ideologii niemal każdy człowiek, samorealizacja jest przecież projektem, który ma dać każdemu poprzez realizację naszych marzeń: szczęście, wolność i doskonałość.

Już, jako dzieci otrzymujemy edukację orientującą nas na niby zaradność (egozim), zresztą zanim pojawimy się na świecie, możemy być rozpatrywani w planie samorealizacji marzeń, jako cel naszych rodziców. - Jako dorośli ludzie często uważamy, iż urodzenie dziecka jest jednym z ważnych aspektów samorealizacji, mamy poczucie spełnienia, misje wychowania, radość relacji rodzinnych, kolejno, jak to było niegdyś zabezpieczenie na starość, czyli opiekę; sumując wyparcie samotności i podstawowych lęków egzystencjalnych, kompensowaną stałą lub niestałą obecnością kolejnego pokolenia we własnym otoczeniu.         

Ślepy tor samorealizacji żeruje na rozmaitych życiowych niuansach, ponieważ ludzie zazwyczaj nie oceniają swoich pragnień i celów w zakresie osobistych motywacji, a zwyczajnie dają upust życiu, tak jak czują na zasadzie instynktu, lub tak jak zostali nauczeni w procesie socjalizacji. – Wedle tej wykładni mężczyzna ma za zadanie: zasadzić drzewo, zbudować dom i spłodzić syna, a kobieta wyjść za mąż, urodzić dziecko i jak to obecnie bywa pogodzić macierzyństwo z karierą zawodową i tworzeniem atmosfery ciepła domowego ogniska. Cele jak widać mocno osadzone w życiu, modelowe.

Odchylenia od tych norm które dzieją się w naszym życiu, również można zaliczyć do samorealizacji, w myśl ideologii każda jednostka ludzka sama siebie konstytuuje poprzez osobiste wybory i samorozwój. Widać, to szczególnie u progu dorosłości, kiedy jeszcze jesteśmy dziećmi, a z wolna zaczynamy być już dorosłymi. Młodzi ludzie wybierają wówczas poprzez osobisty i rosnący ogląd świata, swoje cele, budując przyszłą tożsamość multikopiowaną najczęściej z mediów i popkultury (seryjna indywidualność) . Samorealizacja przychodzi im wówczas, jako obietnica przeżycia najlepiej swojego życia, tak jak to w ich mniemaniu uczynili sławni idole. Wodze fantazji są wówczas paliwem nie jednego życiorysu, który zaklina rzeczywistość nastrajając się na sukcesy i zwycięstwa, i odwrotnie przyjmując czyjeś porażki, za przykład, braku konsekwencji w podążaniu do celu. Człowiek przeżarty ideą samorealizacji uważa, że ktoś przegrywa i ponosi porażkę, z racji tego, że nie dążył odpowiednio do celu. Wmawia sobie, że otoczeniu się nie udało, ale jemu się uda, bo to chęci samorealizacyjne powodują realizację. Jeśli komuś przydarzył się wypadek czy choroba, pada określenie, że jednostki te mają pecha, ale przecież szczęście sprzyja zwycięzcą, więc jeden ma wypadek, a drugi doświadcza osobistego rozwoju, który jeśli potrzeba potrafi odrzucić więzy przestrzenne i społeczne: skoro w kraju wśród swoich nie mogę dokonać samorealizacji, to na emigracji na pewno osiągnę sukces.

Tak, więc osoby, które w myśl zasady: rozwijam się tak jak chcę, bez większych przeszkód, utwierdzają się tylko w mocach samorealizacyjnych, kolejno, gdy już wchodzą w dorosłość mają już w głowie piętno filozofii sukcesu: „Ja siam”, czy „Jestem Zosia Samosia”, bo prowadzę firmę, odnoszę sukces rodzinny i zawodowy i potrafię być dobrym przykładem dla innych, przy czym nic złego nie robię, wręcz z powodu tego, że się samorealizuje posiadam siły i kompetencje, które pomagają mi zorganizować nawet życie innym, mniej samorealizującym się.

Niuans patogenny (opozycja samorealizacji), tkwi w samym sposobie budowania aparatu fikcji poznawczej. Baśń w końcu przecież będzie musiała się skończyć, a po okresie prosperity, przyjdzie czas dekonstrukcji tożsamości autosukcesu, nikt przecież o zdrowych zmysłach nie chce uznać przecież choroby, ani śmierci, za finał samorealizacji, a przecież tak paradoksalnie jest, człowiek żyjący w świecie równoległym wręcz schizofrenicznym, polegającym na wyparciu rzeczywistości poprzez stawianie sobie rozmaitych zastępczych celów na piedestale (np. hobby określane jako sposób na życie), pozbawiony koniunktury w procesie samorealizacji dochodzi w końcu do rzeczywistości, w której nie jest władny nic sam z siebie wykonać. Świadczyć może o tym zwykła wizyta u dentysty, interwencja lekarzy po drastycznym w skutkach wypadku lub tysiące cmentarzy, z ułożonymi w kwaterach jeszcze nie dawnymi bohaterami koniunkturalnego życia złożonego na ołtarzu pseudosukcesu.

Jak wiemy autosukces bytu ludzkiego kończy się zawsze w ten sam sposób, niestety bardzo mało ludzi uważa, że w życiu trzeba popracować nad tą  przypadłością i ze świata baśni, przejść do Realu, by określić swoje możliwości tak jak mają się one rzeczywiście.     

Samorealizacja dotyczy zarówno ludzi typowo materialnych, ale i dotyka również tych, którzy w rozmaitych aspektach duchowych, pragną coś zrobić sami ze sobą, by zaprojektować sobie bardziej rozumne i świadome życie doczesne, a także i te w przyszłości; np. w wyniku karmy zapracować sobie na lepsze wcielenie w przyszłym życiu, jak, to bywa w hinduizmie i buddyzmie. W gruncie rzeczy mamy, tu podobna sytuacje jak wyżej, z tym, że zabiegi samodoskonalenia się maja pomóc nie tylko w tym życiu, ale i w przyszłym i wyjednać przychylność bogów.

Większość religii na świecie, opiera się na prostych fundamentach, które bazują głównie na lękach pierwotnym, np. strachu przed śmiercią i zapobieganiu temu przez powołanie do funkcji pośredniczącej danej religii, z kapłanami, celebrą i tradycją. Strach motywuje do reakcji i tworzy uszytą na miarę człowieka regułę, zapracuj sam na przychylność, stań się lepszy, pielgrzymuj, medytuj, przyjmij sakramenty, zrób sobie uczynkami przyszły raj, wypracuj go w tzw. świętym życiu, przebłagaj bóstwa pokaż im, że zasługujesz, że trwasz, wypełniasz i stajesz na straży, uzyskaj glejt od przewodników i kapłanów, poddaj się dogmatom i regule, a wszystko będzie po twojej myśli.   

Samorealizacja w zakresie wiary w sprawy duchowe, jest takim samym nieporozumieniem jak samorealizacja w zakresie społecznego życia, bariera jest oczywiście ta sama, dekoniunktura i kolejno, jako finał śmierć.

Opozycja pojęć duch - ciało, nie wynika bowiem z tego, co by człowiek chciał zrobić sam, nie wynika też ze strachu, chęci samoistnego przezwyciężenia go (oswojenia) na zasadzie czasowej zaradności lub starań uczynkowych, gdyż pytanie o pokonanie przeszkody śmierci, jest pytaniem podstawowym z zakresu tożsamości: kim jestem, skąd pochodzę, dokąd zmierzam?

Jeśli spojrzeć na rozmaite religie, być może i odpowiadają one na te pytania, dlatego też ludzie milionami je zasilają, jednakże tylko biblijne chrześcijaństwo, nakreśla podstawową różnice wskazującą na problem egzystencji człowieka.

W odróżnieniu od wszystkich religii na tym świecie chrześcijaństwo definiuje samorealizację, jako drogę ku śmierci, w tym również samorealizację religijną opartą m.in. na uczynkach. Biblijne nauki Jezusa określają byt ludzki, jako samodestrukcyjny, który bez pomocy Boga, jego pracy nad tym zagadnieniem, nie mają szansy powodzenia. Z lektury Biblii dowiadujemy się również o Lucyferze (synu jutrzenki), który na bazie umiłowania samego siebie wpadł w egoistyczny zachwyt i poddał się eksperymentowi samorealizacji, samodzielnym życiu bez obecności swojego stwórcy. W świecie rzeczywistym jednak, twór sam z siebie nie powstaje i nie ma cech niezniszczalnej stałej trwałości, rzecz ta dotyczy zarówno mechanizmów panujących we wszechświecie, jak i w życiu każdego stworzenia.

Oczywiście świat wytworów (stworzenia) chciałby inaczej, ale chcieć trwałości nie oznacza móc ją stworzyć sobie samemu, lecz raczej zdać się na jedyną prawdziwą trwałość na zasadzie zaufania, z wiary w Stworzyciela bez żadnej osobistej samorealizacyjnej zasługi.


/Jan Wieczorek/

LAIM
O mnie LAIM

Autorem prezentowanych na blogu wpisów jest Jan Wieczorek, z wykształcenia kulturoznawca (Uniwersytet Wrocławski), zajmujący się analizowaniem współczesnej przestrzeni kulturowo-społecznej, jak i też promowaniem piękna Sudetów - redaktor Dzikich Sudetów i Sudeckich Horyzontów ,malarz współczesny...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo