Na oficjalnym blogu Sylwestra Szmyda codziennie notka podobna do notki. Kilka uwag o nodze, która jeszcze nie kręci tak, jak powinna, promyk nadziei na kolejne etapy i ocena odpadających liderów Touru.
W Giro Polak pojechał fenomenalnie. Sukces Basso, to w dużej mierze efekt pomocy Szmyda, który na najtrudniejszych podjazdach był zawsze z przodu. Gratulowałem i jeszcze raz gratuluję.
Potem było Dauphine z nieudaną próbą wygrania etapu na Alpe d'Huez. Pamiętam, rok temu zdarzył się niezwykle energetyczny, długo oczekiwany sukces na Mont Ventoux, co prawda przy dżentelmeńskim porozumieniu z Valverde, ale bądźmy szczerzy, na tę górę w czołówce przed peletonem wjeżdżają tylko najlepsi. Tym razem się nie udało. Plus za walkę i kolarski pazur. Ale tuż po tegorocznym kryterium forma nagle uciekła.
W TdF Polak, mówiąc oględnie, rozczarowuje. Prawie niewidoczny dotąd Basso w generalce jest na 10. miejscu i traci do Schlecka tylko, albo aż 5 minut z niewielkim hakiem. Nie da się jednak przyznać Szmydowi choćby cząstki udziału w tym wyniku. Jedzie słabo. Po prawie dwóch tysiącach kilometrów ma 40 minut straty do lidera. Być może jest jeszcze tajną bronią grupy Liquigas na Pireneje, ale coraz trudniej w to uwierzyć.
Tegoroczny Tour de Pologne, który startuje 1 sierpnia, będzie wyścigiem trudniejszym niż poprzednie. Zamiast przydługich płaskich etapów po Mazowszu i Podlasiu organizatorzy wreszcie zdecydowali się na góry. Sylwester Szmyd, startując w poprzednich edycjach mówił o zbyt łagodnych wzniesieniach, których nie lubi. Tym razem będzie miał mniej powodów do narzekania, ale i oczekiwania rosną.
Panie Sylwku. Niech Pan już jedzie w tym Tour de France na miarę swoich możliwości. Nawet słabo. Ale w Tour de Pologne tym razem nie może być zmiłuj. Trzeba ten wyścig wreszcie wygrać. Bo jeśli nie teraz, to kiedy?
Inne tematy w dziale Rozmaitości