Eli Barbur Eli Barbur
755
BLOG

TEN ZA NIM (8)

Eli Barbur Eli Barbur Kultura Obserwuj notkę 28

Remake tekstu „Ten za nim” z tomu opowiadań pod tym tytułem, który ukazał się w Warszawie w 1996 roku. „Ten za nim” to jeden z dwóch rozdziałów, które „wypadły” pierwotnie z powieści „Grupy na wolnym powietrzu” o pokoleniu lat 60. Powrócą w następnych jej wydaniach.

@

W ogólniaku najbardziej podpadli nam panowie od przysposobienia wojskowego (PW) i wychowania fizycznego (WF) - którzy na przerwach wpadali do klasy z rykiem, że mamy zachowywać się zgodnie z regulaminem ucznia. Na ich lekcjach głównie urzędowaliśmy w sraczach (WC) zwanych „klubami”, które mieściły się na końcach korytarzy i połączone były wyślizganymi schodami. Na każdym piętrze urzędowały elity naukowe danego rocznika i pewulec z panem od wuefu robili na nas obławy, i wtenczas ze strasznym wyciem spadaliśmy schodami na boisko.

Przechodząc do następnej klasy, podbijałeś piętro sracza, gdzie na szerokim parapecie spisywaliśmy streszczenia ruskich czytanek i słuchaliśmy listy przebojów „Radiostacji Harcerskiej”. Lubiliśmy też pisać sobie nawzajem usprawiedliwienia za opuszczone dni i godziny i nauczyłem się podrabiać podpis ojca Danka, a Rajs opanował nieźle podpis mojego starego. Któregoś pięknego dnia w kraciastej kolorowej koszuli i wytartych jeansach stałem przed tablicą w rozproszonej smudze słonecznej i spaliliśmy przedtem komisyjnie dziennik szkolny w rogu boiska.

Pamiętam, jak gdzieś w połowie ogólniaka kazali nam nosić na ramionach czerwone tarcze z rzymskim numerem szkoły XXXVII i bramkarze PW-WF nie wpuszczali z rana nikogo do szatni bez tarczy przyszytej na wierzchnim okryciu. Zaczęli nas też ostro szarpać za rękawy, bo nosiliśmy tarcze na gumkach lub zatrzaskach i zawsze jak chciałeś pokazać się w szkole - wchodziłeś przez okno stołówki na wysokim parterze, omijając tamten dwugłowy szlaban i potem z całkiem nieruchomym spojrzeniem celowałeś w niego starym kapciem.

Pierwszego dnia astronomicznej zimy pewulec wyszarpnął Szmulowi dziurę w rękawie nowego włoskiego ortalionu i pani Szmulowa zrobiła taki bajzel na zebraniu rodziców, że dwugłowy szlaban musiał odkupić płaszczyk w pawilonach na Marszałkowskiej. Kolega Szmul o mało nie zdenacił wtenczas pewulca na lekcji rzutu granatem i tamten skrył się za kozłem gimnastycznym, wyjąc „przerwać ogień!”, a Szmul miotał w niego „filipinkami” wyszarpywanymi z chlebaka.

Gnali nas z całą klasą do teatrów i musiałeś chodzić, żeby mieć „trzy” na okres z polskiego i zawsze jak się uczyłeś, żeby tylko zdać, musiałeś potem zabierać głos „na temat obejrzanej sztuki”, bo dostawałeś „plusik” do dziennika. Pięć „plusików” była ocena „bardzo dobry” i zawsze aktywnie uczestniczyłem w dyskusji, i pamiętam, jak kiedyś w „Dramatycznym” na podłodze w ostatnim rzędzie słuchaliśmy transmisji z Wyścigu Pokoju na słuchawkach. Kolarz nazwiskiem Zapała wyrwał nagle do przodu i sprawozdawca wrzasnął: „tu helikopter, tu helikopter, szkoda, że państwo tego nie widzą, cały peleton trzyma się Za-pa-ły!”

Z wrażenia słuchawki wyrwały nam się z tranzystora „Koliber”, który samorzutnie przełączył się na głośnik i cała sala usłyszała transmisję z półmetka, bo z wrażenia nie daliśmy rady wyłączyć radyjka. Zrobiła się cholerna poruta - zapłonęły kryształowe żyrandole. Kurtyna opadła nad greckimi filarkami z wątkiem romantycznym i klasyczną jednością miejsca, akcji i czasu - wyszedł woźny i powiedział w mikrofon, że zespół przerywa grę, bo młodzieżowa widownia nie szanuje ciężkiej pracy aktora.

Więc pewulec z panem od wuefu bali się prowadzić lekcje w naszej klasie i przez wszystkie lata ogólniaka powtarzali, że albo my opuścimy tę szkołę, albo oni i zawsze wrzeszczeli na mój widok: „nie trzymaj rąk w kieszeniach, jak rozmawiasz z nauczycielem!”. Pamiętam, jak przed feriami zimowymi pan od wuefu zrobił nam nagle sprawdzian ze stania na głowie i Szmul stanął bez próbnego podejścia, i potem aż do późnego wieczora mocno zszokowany zacinał się w mowie.

Następna godzina była PW - staliśmy w rządku - facet odpytywał sztafetowo: jak nie wiedziałeś, przechodziło dalej i Szmul był pierwszy, próbując odpowiadać pełnym zdaniem: „ttto bbędzie ttakk, pppanie prrroffessorze”. W tym momencie pewulec się wściekał, przechodząc do następnego, którym byłem ja i chciałem Szmulowi dokopać; Danek i Rajs stali za mną, wyjąc jak opętani, bo i tak wiedzieli, że dostaną haka. Skutkiem ubocznym afery z ortalionem był obfitujący w dramatyczne wzloty i upadki długotrwały spór dwóch przygłupów: pewulca i wuefmena.

CDN


 


 


 

Eli Barbur
O mnie Eli Barbur

STARAM SIĘ GADAĆ DO RZECZY. Opublikowałem powieści „ GRUPY NA WOLNYM POWIETRZU ” (Świat Literacki, W-wa 1995 i 1999) i „ STREFA EJLAT ” (Sic!, W-wa 2005); tom opowiadań ” TEN ZA NIM ” (Świat Literacki, W-wa 1996); ” WZGÓRZA KRZYKU” (Świat Literacki, W-wa 1998) - zbiór reportaży i wywiadów zamieszczanych w latach 90. w GW i tygodniku Wprost; „WŁAŚNIE IZRAEL” (Sic!, W-wa 2006) - wywiad-rzeka o Izraelczykach.  “ TSUNAMI ZA FRAJER. Izrael - Polska - Media” (wyd. Sic!, W-wa 2008) - zbiór felietonów blogowych, zamieszczanych w portalach: wirtualnemedia.pl i salon24.pl.; פולין דווקא (Właśnie Polska)- reportażowa opowieść o Polsce z rozmowami o kulturze - Jedijot Sfarim, Tel Awiw 2009; WARSZAWSKI BEDUIN (Aspra-Jr, W-wa 2012)- biografia Romana Kesslera. @ ZDZICHU: WITH A LITTLE HELP OF HUMAN SHIELDS. Spiro Agnew: The bastards changed the rules and didn’t tell me. I LOVE THE SMELL OF NAPALM IN THE MORNING (Apokalipsa teraz). "Trzeba, żeby pokój, w którym się siedzi, miał coś z kawiarenki" (Proust). MacArthur: Old soldiers never die; they just fade away. Colombo: Just give me the facts. "Fuck the Cola, Fuck the Pizza, all we need is Slivovica". Viola Wein: Lokomotywa na Dworcu Gdańskim nie miała nic wspólnego z wierszem Juliana Tuwima. FUCK IT! AND RELAX (John C. Parkin)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (28)

Inne tematy w dziale Kultura