Wywiad z Janem Pietrzakiem zrobiłem po występach Kabaretu pod Egidą w PKiN - parę miesięcy przed wyborami w 1989. Podobnie, jak rozmowa z A. Drawiczem, którą puściłem tu ostatnio po raz pierwszy - jest to niewykorzystany dotąd materiał dziennikarski, mający wg mnie wartość dokumentalną.
- Kabaret pod Egidą wypłynął na fali studenckich protestów lat 60.?
To był raczej przypadek. Na jesieni 67-mego wyrzucono nas z klubu studenckiego „Hybrydy” na zasadzie, że to się zrobił klub dla playboyów. Towarzyszyły temu straszliwe ataki moczarowskiej „Walki Młodych” na nas i pośrednio na Uniwersytet Warszawski, że tam niesłuszna młodzież chodzi, bo powinna być bardziej słuszna ta młodzież... Robiliśmy akurat nowy program i szukaliśmy nowego lokalu; premiera wypadła 10 lutego 1968 w piwniczce pałacyku Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych (TPSP) na Chmielnej 5.
- Już się wtenczas odbywały w Warszawie afery z „Dziadami” przed wydarzeniami marcowymi...
Zdążyliśmy dokładnie z miesiąc wcześniej, bo w marcu nasza premiera już by się nie odbyła i w ogóle byłoby po nas. Graliśmy coś dwa razy w tygodniu w tej salce TPSP i jakoś w ogólnym zamieszaniu tę pierwszą zawieruchę marcową żeśmy jakoś przeżyli. Nazywali nas wtedy kabaret POD EŻYDĄ, bo było u nas paru ludzi „wiadomego pochodzenia”. Poza Jonaszem Koftą jeszcze Natek Tenenbaum pisał dla nas teksty.
Jak się ktoś nazywał Tenenbaum, to tak im podchodził z miejsca do druku, że automatycznie trafiał na pierwsze kolumny prasy centralnej... Natek popularny był wtedy w środowisku studenckim; bardzo go dzisiaj brak - w Szwecji mieszka. Więc wołali nas wdzięcznie „kabaret pod eżydą”.
- To kiedy „Eżydę” zamknęli pierwszy raz, bo się ocknęli?
Rozpędzili nas dopiero po dwóch latach, kabaret zamknęli i go nie było. Dopiero jak się Gomuła przewalił, to w 71-szym mogliśmy grać od nowa. Ale to się grało zawsze w bardzo wąskim gronie i dlatego byliśmy tolerowani. Nie mogliśmy w ogóle rozpowszechniać tego wszystkiego. Potem przyszła taka rewolucja techniczna w latach 70. z kasetofonami, których wcześniej prawie nie było.
Graliśmy dalej po różnych kanciapach w Warszawie, przypadkowo raczej, ale to się na kasetach niesamowicie rozchodziło. Nie chcę przeceniać wagi tego wszystkiego, że taki byłem tępiony, ale bywały lata, że w ogóle nie mogłem grać i wpisywany byłem na te ich „czarne listy”.
- Zdarzały się telefoniki, że coś im jakby nie pasuje?
No, nie tylko tak łagodnie i grzecznie. My po prostu nigdy nie mieliśmy stałego lokalu. Nie przydzielali... Teraz też wynajmujemy sale na sezony lub na parę imprez, jak się uda, to tu - to tam. Trzeba pamiętać, że myśmy przeżyli w tym kraju jednak parę przełomów i zakrętów, a ja całe życie starałem się poszerzać jakoś zakres możliwości i zawsze mój problem główny polega na stosunku do cenzury i władzy szeroko pojętej. Stąd ciągłe konflikty, kłopoty i problemy.
- Teraz też wszystkie teksty do cenzury musicie oddawać?
Oczywiście i odrzucają dosyć dużo; różne tam pocięte, czerwone rameczki porządnie wykreślone. Wycinają mi żarty, a zostawiają omówienia. Bo dobry monolog składa się głównie z żartów, a reszta to są gawędy właściwie. Jak ja mam trzy strony monologu pocięte w kratkę, wszystkie żarty wywalone, to nie ma monologu. W radiu reportaż z kabaretu idzie i nagle: blu, blu, blu, blu... - to było rozporządzenie ministra i dalej jak by nigdy nic monolog leci.
Oni coś skreślają, ja tam potem na różnych imprezach dodaję. Potem oni przyłażą - piszą notki, robią afery - taki wyścig normalny. Chodzę się kłócić czasami, nieraz wychodzi na dobre, bo wymyślam lepszy dowcip, czasem cały numer odkładam, bo już nie ma co.
- To może jeszcze z parę adresów, gdzie graliście?
Jeden sezon w „Melodii” na Nowym Świecie - taka knajpa na wprost KC po drugiej stronie ulicy, zresztą w „Małej apokalipsie” Konwickiego opisana - wskoczyłem tam jakimś fuksem, sami nie wiedzieli co robią. Jak się raptem dowiedzieli, towarzysze z naprzeciwka... - nie wiedzieli, co z tym zrobić. Jak tam graliśmy - tylko się palcem pokazywało... Długo tam nie pograliśmy; obok był sklep mięsny, to też go znieśli przy okazji, bo nie wypadało, żeby ludzie stali w kolejkach pod nosem KC.
- Panie Janku, czy „Egida” nie funkcjonuje czasem jako wentyl?
Teoria wentyla jest mi bardzo wygodna i na rękę, bo mogę czasem udawać naiwniaka. Nie wydaje mi się jednak, aby „teoria wentyla” znajdowała potwierdzenie w naszej kulturze. Powstało przez 40 lat sporo dzieł świadczących o duchowej niezależności społeczeństwa, mimo nieustannej presji partyjnej machiny propagandowej. Suma tych wszystkich wydarzeń i dokonań - w książkach, filmach, sztukach, kabaretach - sprawia, że pojawia się odrębna jakość społeczna. Dystans do tej smuty, niezależne myślenie - bez tego bylibyśmy już tylko pustynią pełną kolejek.
CDN
STARAM SIĘ GADAĆ DO RZECZY.
Opublikowałem powieści „ GRUPY NA WOLNYM POWIETRZU ” (Świat Literacki, W-wa 1995 i 1999) i „ STREFA EJLAT ” (Sic!, W-wa 2005); tom opowiadań ” TEN ZA NIM ” (Świat Literacki, W-wa 1996); ” WZGÓRZA KRZYKU” (Świat Literacki, W-wa 1998) - zbiór reportaży i wywiadów zamieszczanych w latach 90. w GW i tygodniku Wprost; „WŁAŚNIE IZRAEL” (Sic!, W-wa 2006) - wywiad-rzeka o Izraelczykach. “ TSUNAMI ZA FRAJER. Izrael - Polska - Media” (wyd. Sic!, W-wa 2008) - zbiór felietonów blogowych, zamieszczanych w portalach: wirtualnemedia.pl i salon24.pl.; פולין דווקא (Właśnie Polska)- reportażowa opowieść o Polsce z rozmowami o kulturze - Jedijot Sfarim, Tel Awiw 2009; WARSZAWSKI BEDUIN (Aspra-Jr, W-wa 2012)- biografia Romana Kesslera. @ ZDZICHU: WITH A LITTLE HELP OF HUMAN SHIELDS. Spiro Agnew: The bastards changed the rules and didn’t tell me. I LOVE THE SMELL OF NAPALM IN THE MORNING (Apokalipsa teraz). "Trzeba, żeby pokój, w którym się siedzi, miał coś z kawiarenki" (Proust). MacArthur: Old soldiers never die; they just fade away. Colombo: Just give me the facts. "Fuck the Cola, Fuck the Pizza, all we need is Slivovica". Viola Wein: Lokomotywa na Dworcu Gdańskim nie miała nic wspólnego z wierszem Juliana Tuwima.
FUCK IT! AND RELAX (John C. Parkin)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura