W pierwszym zdaniu od razu uściślę, aby pewna ekspedien… pardon… sędzina z Lipna nie musiała się zbyt głęboko zastanawiać, o który rząd mi chodzi – k a ż d y rząd jest głupi. Wyczyny lipieńskiej sprzedaw… powtórnie najmocniej przepraszam… sędziny są jedynie drobnym, lecz cennym dowodowo potwierdzeniem tytułowej tezy.
Oczywiście tworzący dowolny rząd ministrowie (czyli, wbrew wszelkim pozorom, nasi słudzy) nie są osobami pozbawionymi inteligencji (naturalnie zdarzają się liczne wyjątki). Rząd jest głupi w innym sensie – z punktu widzenia zwykłego człowieka postępuje nieracjonalnie, szkodliwie, złośliwie. A swoje durne postępowanie legalizuje pałami policyjno-sądowo-biurokratycznego aparatu przemocy.
Rząd jest głupi, ponieważ jego cele znajdują się w sprzeczności z celami tych, no, jak to oni nas przezywają… acha – obywatelami. Cele głupiego rządu znajdują się w sprzeczności z celami obywateli. Obywatel, kierując się naturalnym (pozytywnym!) egoizmem, stara się w pierwszej kolejności zaspokoić swoje potrzeby: zjeść, wyspać się, dać ujście genom. W drugiej kolejności naturalny egoizm ustępuje konieczności znalezienia modus vivendi w obliczu tłumu innych samolubów. Ukierunkowany do wewnątrz egoista otwiera się na innych, stając się klientem oraz użytkownikiem. Klientem, czyli innymi słowy, recenzentem sprzedawców. Użytkownikiem, czyli współdzielącym powszechnie dostępne dobra, począwszy od powietrza atmosferycznego. Kierując się dobrze pojętym własnym interesem, egoistyczne podejście ulega kosmetycznej modyfikacji – zamiast „to moje!” egoista mówi „to jest niedobre/proszę się częstować/na co czekasz, wjeżdżaj, przepuszczam cię”. Dzięki temu egoista może zaspokajać swoje mniej lub bardziej podstawowe potrzeby, w dużej części niedostępne bez współdziałania z innymi egoistami. Warto w tym miejscu przypomnieć lewactwu, że gdyby sprzedawcy nie kierowali się chciwością, to do dzisiaj ludzie dysponowaliby tylko tym, co udało im się zebrać w lesie i sklecić bez użycia narzędzi.
To wszystko jest oczywiste i nie wymaga dalszych komentarzy.
Zresztą stwierdzenie „rząd jest głupi” także należy do spostrzeżeń elementarnych, przeto jedynie dla porządku przypomnę fakty.
Demotfukratyczny rząd nie musi troszczyć się o realizację swoich podstawowych, życiowych potrzeb – jak celnie zauważył kiedyś tow. Urban Jerzy „rząd się sam wyżywi”. Tak jest – do Urzędu Rady Ministrów nie wpadnie komornik czy inny windykator i nie wyrzuci premiera pod most. Tak więc celem rządu nie jest zaspokajanie potrzeb niezbędnych do życia. Celem rządu jest zaspokajanie potrzeby pozostawania u władzy. Cel ów rząd może realizować przemocą lub selektywną korupcją. W praktyce spójnik „lub” jest delikatnie wypierany przez bratni spójnik „i”, co czynem dowiodła wspomniana na początku handla… jejku, skąd mi się to bierze, sorry… sędzina z Lipna. W jej przypadku serwilizm, można założyć, wynika z pragnienia bycia comme il faut (może ktoś zauważy gorliwość i awansuje w okolice Al. Ujazdowskich w Warszawie?), niemniej wykiełkował na żyznej glebie cichego zezwolenia rządu na tego typu praktyki.
Dygresja.
W tym miejscu muszę się przyznać do fatalnej pomyłki w ocenie demonstrantów sprzed Pałacu Prezydenckiego (tak, tak – demotfukratyczny prezydent mieszka w magnackim pałacu) na Krakowskim Przedmieściu. Niezależnie od tego, jak owi manifestanci byli cudaczni, śmieszni i karykaturalni, obowiązkiem każdego (czyli i Mła), kto nie kolaboruje z Władzą, było stanięcie w ich obronie, w obronie ich prawa do swobodnego wyrażania swoich opinii. Właśnie po to, aby później przekup… izwinitie, pażałsta raz jeszcze… aby później prowincjonalne sędziny nie próbowały odgadywać życzeń członków rządu.
Koniec dygresji.
Jak to celnie powiedział pewien sędzia: Revenons à nos moutons (sędzia ów nie miał na myśli rządu, niemniej słowo „barany” jest narzucającym się skojarzeniem). A więc rząd podejmuje takie działania, aby jak najdłużej utrzymać się u władzy. Celem nie jest zatem dojście do mety, lecz samo dochodzenie. Aby publika się nie znudziła monotonnymi obrazami, rząd publikę podkupuje. Nie całą, lecz fragmentami, w myśl sprawdzonej zasady divide et impera. Czyli z obszernego zbioru np. kierowców lub nauczyli wyodrębnia podzbiór motocyklistów lub wychowawców domów dziecka i pozbawia ich przywilejów ku samobójczej uciesze reszty. Reszta się cieszy, że szykany przeszły o włos, naiwnie nie dopuszczając do imaginacji, iż oni są do dostrzelenia w następnej kolejności. Antagonizowanie wewnątrz zbioru idzie w parze z antagonizowaniem wszystkich zbiorów. Odbywa się to następująco: rząd nie buduje autostrad, czyli dróg o najmniejszej ilości wypadków. Samochody tłoczą się na jednopasmówkach, co ze statystyczną nieuchronnością prowadzi do poważnych kraks. Jak już do kraksy dojdzie, rząd jest niewinny – winni są kierowcy: jechali za szybko, za wolno, rozmawiali przez komórkę, trzymali dłonie na kolanach pasażerki, zagapili się na reklamy, a poza tym padał deszcz, na co rząd przecież wpływu nie ma. W efekcie rząd nadal nie buduje autostrad, natomiast na wszystkich bez wyjątku (czyli w większości tych, którzy żadnego wypadku nie spowodowali) nakłada kolejne ograniczenia – więcej kontroli, znaków zakazu, fotoradarów, szpanerskich alf dla drogówki, obostrzeń w zasadach przyznawania łask jazdy etc. Najmniej spostrzegawczym dopowiem: nie chodzi o kierowców i drogi, lecz sam mechanizm wykorzystywany przez głupi (lecz cwany jak kieszonkowiec) rząd. Skuteczność opisanej powyżej metodyki można bez trudu znaleźć w komentarzach pod artykułami poświęconymi ostatniej katastrofie drogowej z ośmioma zabitymi w roli głównej. Zdaniem nieuświadomionych rządowych kolaborantów, winę za wypadek ponoszą: tiry na drogach, prywatni przewoźnicy, pijani kierowcy, łyse opony, gnające 150 km/h ciężarówki, jedzenie podczas jazdy itd. W łańcuchu odpowiedzialności rządu nie ma. Jeśli to nadal niejasne, to prostszy przykład: rząd kazał „obywatelom” ubierać się w okowy (nie)bezpieczeństwa. Jeśli w razie wypadku pasy uratują życie, to jest to zasługa rządu. Jeśli w wyniku wypadku ktoś się spali w samochodzie, ponieważ nie mógł się uwolnić z pasów założonych mu przymusowo przez rząd – to rząd jest niewinny.
Tak więc rząd, antagonizując i przekupując „obywateli”, żegluje w kierunku następnej kadencji. Jak się nie uda – to odpowiedzialność zwali się na poprzedników („nie zdążyliśmy wszystkiego po tych dywersantach naprawić”), a następców podda się rozległej krytyce w nadziei powrotu do koryta po 4-letniej kwarantannie. Krytyka będzie tym łatwiejsza, że następcy będą robić dokładnie to samo co poprzednicy. A teraz wyobraźmy sobie swoją reakcję na opowieść o kobiecie, która sześciokrotnie wychodziła za mąż, za każdym razem za dziwkarza i pijaka. Raczej nie mielibyśmy dla niej słów uznania. Tymczasem co wybory większość wyborców głosuje na dziwkarzy i pijaków nie widząc w tym niczego niewłaściwego (co najwyżej „mniejsze zło”, jak to napisał ze zdumiewającym brakiem przytomności Rafał A. Ziemkiewicz). W wyniku wyborów tworzy się nowy rząd, tak samo głupi jak poprzedni. To po co tę żabę jeść?
Inne tematy w dziale Polityka