Wyobraźnia amerykańskiego artysty filmowego nie zna ograniczeń. Zaskakujące szerokie spojrzenie na skostniałe schematy to znak firmowy nowoczesnego filmowca. Po Murzynie grającym Spidermana pojawił się Murzyn odtwarzający postać nordyckiego boga Thora, a wkrótce pojawi się czarny Dżejms Bond.
Plotki o wtłoczeniu w postać komandora marynarki Jej Królewskiej Mości czarnego wypełniacza słychać już od kilku lat. Obecnie plotki przybrały kształty konkretnych nazwisk, co oznacza, że jesteśmy o krok od murzyńskiego rewanżu za Amistad. Zamiast więc beznadziejnie opierać się upływającemu czasowi, spróbujmy wyobrazić sobie treść antyrasistowskiego filmu o agencie Bondzie i jego przełożonej M (M od Mzinu).
Bond-Murzyn, oczywiście homoseksualista i wegetarianin, wyrusza w misję do jakiegoś eks sowieckiego kraju położonego na Kaukazie. Na miejscu bez trudu wtapia się w uliczny tłum i rozpoczyna poszukiwania czarnego charakteru granego przez białego katolika. Przeżywa wiele przygód, jest zmuszony strzelać ze swojego ekologicznego rewolweru Black Power do przeklętych heteroseksualnych mięsożernych białasów. Oczywiście nikogo nie zabija, tylko trochę przeciwników rani w przyrodzenie, aby nie mogli już więcej reprodukować swoich rasistowskich genów.
Potem akcja przenosi się na Syberię, gdzie nasz agent znowu bez trudu wtapia się w miejscową ludność, za każdym razem wywijając się kontrolom miejscowych służb bezpieczeństwa – dzięki doskonale podrobionym papierom, rzecz jasna. Korzystając z okazji uświadamia tubylców, wskazując im szkodliwość spożywania mięsa oraz trwania w tradycyjnych różnopłciowych związkach rodzinnych. Ludność ze łzami w oczach dziękuje wybawicielowi z ciemnoty i w rewanżu wskazuje tajny schron zasiedlony przez poszukiwanego złoczyńcę.
W finałowej walce Bond-Murzyn bez trudu pokonuje białego szwarccharaktera, ale po ojcowsku wybacza błędy młodości. W końcowej przemowie ostro krytykuje karę śmierci i zachwala resocjalizację. Szwarccharakter rozpływa się z wdzięczności, konwertuje się na wyznanie mojżeszowe i odjeżdża do Afryki drewnianym samochodem napędzanym bateriami słonecznymi.
Z pewnością będzie to hit, który przebije Dżonego Inglisza, Majka Majersa i Monty Pajtona naraz. Po tak wielkim sukcesie kasowym Bonda-Murzyna przyjdzie dyskontować powodzenie i wypuścić poprawne filmy historyczne, na przykład o Bitwie o Anglię, w której rolę Czerczila zagra Łil Smif; o królowej Wiktorii, odtwarzanej przez Hol Beri; wreszcie o pierwszym prezydencie Ameryki, w którego wcieli się Samuel Dżekson.
Stąd będzie już tylko o krok od ostatecznej erupcji kreatywnej wyobraźni: w filmie o Hitlerze tytułową rolę zagra jakiś Żyd.
Inne tematy w dziale Polityka