Zwycięstwo w wyborach zobowiązuje – należy spełnić oczekiwania elektoratu i dokręcić mu śrubę. Zarówno tym, którzy na WKP(b)… pardon… Peło głosowali – w nagrodę, jak i tym, którzy nie głosowali – za karę. Zapowiedź podwyższenia podatków i zlikwidowania ulg będzie sumiennym spełnieniem obowiązku wynikającego z ciężaru posiadanej władzy.
Powiedzmy sobie szczerze i otwarcie, innej drogi nie ma. Frajerstwo płacące podatki musi przecież utrzymywać biurokratów, polityków, 35-letnich emerytów i cichociemnych kolesi, których numery telefonicznej towarzysz Premier ma w swojej komórze. Biurokraci, parlamentarzyści, partyjniacy, emeryci czy Zdzichorysie przecież niczego pożytecznego nie wytwarzają, a utrzymywać ich trzeba. Prawa ekonomiczne są nieubłagane, nie ma dochodów z „pracy” urzędasów i posłów, ktoś – czyli jelenie chodzące do pracy – musi to towarzystwo utrzymywać. Nie rozumiem, dlaczego tak wiele osób się temu dziwi i protestuje.
Rafał Ziemkiewicz cytował parę lat temu dane, wedle których ilość pracujących i ilość pobierających przeróżne świadczenia jest mniej więcej równa. Oznacza to, że Polska jest krajem bardzo zamożnym, skoro na taką ekstrawagancję nas stać. Wniosek sam się więc narzuca – mamy z czego płacić! Rodzina z dwójką dzieci to przecież niemal organizacja przestępcza, opływająca we wszelkie dostatki; posiadanie dzieci jest jawnym dowodem nieuzasadnionego społecznie bogactwa i żadne krętackie usprawiedliwienia tej konstatacji nie zmienią. Ile kosztuje wychowanie jednego bachora przez 18 lat? Eksperci wyliczyli, że co najmniej 250 000 PLN. 14 tysięcy rocznie! I to licząc po minimalnych kosztach! Za czternaście patoli można utrzymać przez 12 miesięcy – z trudem, bo trudem, ale zawsze – jednego kochanego posła. Marnowanie tych pieniędzy na lalki, klocki czy zeszyty należy przeto ukrócić, co też towarzysz Premier słusznie uczynić zamierza znosząc ulgę na dzieci.
Zresztą, o czym w ogóle mowa? Pensjonariusze obozu koncentracyjnego dostawali dziennie 200 g zdrowego, razowego chleba i chochlę wodnistej zupy, a mimo to pracowali po 12 godzin dziennie bez rozpasanych przerw w postaci łikendów czy świąt. I po części żyli. Owszem, śmiertelność była nieco wyższa, no ale jest to koszt reform, który towarzysz Premier z pewnością mężnie uniesie. Aby nam wszystkim żyło się lepiej, aby nam wszystkim żyło się weselej.
Inne tematy w dziale Polityka