Poniżej pełny zapis wywiadu z tow. Chutnik Sylwią, prezeska, kulturoznawczynią, absolwentką, przewodniczką, działaczką, autorką, laureatką. Dużo funkcji, wśród których nie wymieniono stanowiska „matka”. Moje komentarze na kolorowo.
- Na stronie Fundacji MaMa znalazłam artykuł zatytułowany "Matki feministyczne". Pisze w nim Pani, że feministki, zwłaszcza te radykalne, mają problem z dzieckiem - z tym, gdzie je umiejscowić i jak je pogodzić z aktywnością feministyczną.
Ten artykuł powstał w 2006 roku, a od tamtej pory dużo się zmieniło. Feminizm zajął się macierzyństwem [działaczki po wielowiekowej walce o swe prawa zauważyły wreszcie elementarne uwarunkowania biologiczne], między innymi przez działalność Fundacji MaMa. Coraz więcej feministek zaczęło rodzić dzieci [coraz więcej mieszkańców zabitych dechami wsi zaczęło uczyć się czytać i pisać]. Ja wyszłam przed szereg, jako pierwsza z mojego środowiska, natomiast później to już się rozmnożyło i potoczyło samo[toczy się od tysięcy lat, a nie od kilku, towarzyszko].
- Jak karmienie piersią wpisuje się w feminizm? Czy feministka radykalna wybrałaby karmienie piersią czy butelkę?
Jeśli chodzi o karmienie piersią i feminizm radykalny, czyli taki, który z jednej strony dostrzega łamanie praw kobiet [tak, to nie jest omyłka redakcyjna – tow. Chutnik naprawdę łączy jedno z drugim. Skoro na radykalizm zeszło, to warto przypomnieć o jeszcze jednym skandalicznym przypadku łamania praw kobiet – mózgi mężczyzn są średnio o 10% większe], a z drugiej próbuje działać, to oczywiście zależy to od tego, jakim odłamem tego radykalnego feminizmu jesteśmy. Dla wielu feministek rodzenie i posiadanie dzieci nadal ogranicza naszą wolność [oddychanie tlenem atmosferycznym także ogranicza ludzką wolność, trzeba „coś z tym problemem zrobić”], nasze działanie, nas same i w związku z tym karmienie piersią może stać się symbolem totalnego zniewolenia [jak brzmi nazwisko tego totalitarnego łajdaka, co niewoli kobiety? Tak, słusznie się domyślacie: Herr Biologia]. Zwłaszcza karmienie piersią na żądanie, a o takim najczęściej mówimy, bo z dzieckiem trzeba być cały czas i w trakcie ważnego spotkania czy imprezy rodzinnej [to się nazywa mieć jasno określone priorytety. „Panie doktorze, przywieźli pacjenta z wypadku, wnętrzności wylewają mu się na podłogę!” – „Zaraz, nie pali się, muszę skończyć układać tetrisa”], należy po prostu wyjąć pierś i karmić, bo mały człowiek sobie tego życzy [kto taki??? Jakiś natrętny intruz, Alien, przykry kłopot, z którym nie mamy niczego wspólnego emocjonalnie], głośno się tego domagając [a nie mógłby się domagać żarcia po cichu, gbur jeden?]. I to mogłoby być postrzegane jako zupełne zniewolenie dzieckiem, które jest zawsze w środku wydarzeń [do zsypu z samolubem! Przeszkadza w „ważnym spotkaniu”], to ono decyduje kiedy mamy się obnażyć, a kiedy nie [a oto i odkrywamy tożsamość kolejnego „totalitarysty”]. Ale oczywiście jest też odłam radykalnego feminizmu połączonego z ekologicznym podejściem do życia, wszystkie eko-mamy i cały ten trend. I tutaj ten radykalizm polega na tym, że nie wchodzę w układy z wielkimi korporacjami, które produkują mleko modyfikowane, w proszku i te wszystkie substytuty, tylko jestem pozasystemowa, bardzo rootsowa [jaka? Gógl mi się zawiesił na tym czymś. Swoją drogą zupełnie wystarczy, aby matka była kochająca, a nie rootsowa], w tym sensie, że jestem w stanie za darmo wyżywić swoje dziecko [przed chwilą mleko w cycu było dowodem zniewolenia]. Jest to też temat ziemi, wpisuje się to w trend, który mówi o holistycznym spojrzeniu na nasze życie. Tu widziałabym karmienie piersią przez feministkę, jako continuum tego, co myślimy o sobie w obrębie całego systemu ekonomicznego [Mła też zna trudne słowa i umie z nich budować szpanerskie, bełkotliwe związki: aproksymacja kondemnatowa jako interrogacja kazualna].
- Co staje się z piersią w momencie, kiedy zostajemy matkami: czy jest nadal piersią, czy staje się nagle cycusiem, cysiem, a może cycem? Czym ona wtedy jest?
Oczywiście osobiście nienawidzę słowa cyc czy cycuś, bo to jest infantylizowanie swojego ciała [no i już jasne dlaczego – jak głosi legenda - posiadacze małych fiutków kupują potężne wozy terenowe]. Już mówienie cipka jest lepsze o tyle, że w języku polskim nie ma dobrego określenia na nasze narządy [i tego typu sprawy roztrząsa się podczas „ważnych spotkań”, które zakłócają wrzeszczący spod pieluszek totalitaryści]. Pierś dla mnie osobiście jest nawet śmiesznym wyrazem, takim typowo polskim, z -ś na końcu, wyrazem trochę trudnym do wymówienia, ale z drugiej strony poważnym [słowo śmieszno-trudno-poważne. Zupełnie jak „feministka”]. Irytuje mnie to, jak kobiety infantylizują swoje części ciała nazywając je w języku dzieciowym, co - jak przypuszczam - jest elementem poskromienia seksualności, wskazaniem na to, że teraz ta pierś jest właśnie cacusiem [strach przypuszczać co robi z „małym człowiekiem” feministka nie poskromująca swojej seksualności. Tak przy okazji – pedofilia to przejaw „zniewolenia” czy przeciwnie – „wyzwolenia”?]. Chociaż mogę zrozumieć ten sposób myślenia o tym, a nawet nazywania.
- Do kogo należy pierś kobiety karmiącej?
Pierś w czasie karmienia jest piersią dziecka, ale to my, kobiety podmiotowo traktowane, decydujemy czy karmimy piersią czy nie [tak, to bardzo proste, a mleko w „cycu” pojawia się całkowicie bez związku z ciążą. Nie damy się niewolić naturze]. To nie jest tak, że rodzi się dziecko i my już nie mamy nic do powiedzenia [oczywiście, że macie wiele do powiedzenia, np. „zabieraj tego małego człowieka sprzed moich oczu! Precz z nim!”]. Dlatego nasza fundacja zawsze podkreśla, że karmienie piersią jest oczywiście absolutnie fantastyczne i same, gdy mamy dzieci to karmimy je piersią, natomiast to do kobiety należy wybór. To znaczy, że pro-choice dotyczy aborcji, rodzenia dzieci albo nierodzenia, karmienia piersią albo nie. Tak rozumiem nasz feminizm w kontekście karmienia piersią. Ta pierś jest oczywiście dziecka [kolaborantka totalitarystów]. Ale przyznam się szczerze, że mogę tu mówić teorie jako kulturoznawczyni, absolwentka gender studies i tak dalej, ale jak się karmi dziecko piersią na żądanie, czyli jak ja - czasem karmiłam na przykład co godzinę, to już nie rozmyślałam o tym. Byłam skupiona na bardzo poważnych rzeczach: musiałam dokończyć studia, pisałam artykuły [co jest najistotniejsze dla młodej matki? Pisanie artykułów, studiowanie zagadnień genderowych. Dziecko jest głodne? Jakie dziecko?]... Nie chciałam raz na godzinę zastanawiać się: Och Boże, być albo nie być karmiącą? Kim jest ta pierś? Czy ta pierś ma imię? Nie zastanawiałam się nad tym. To też jest taki element tego, że nie można dać sie zwariować w czasie karmienia dziecka piersią, to znaczy w danym momencie, kiedy to się robi, ale i w całym okresie karmienia. Kobieta naprawdę stworzona jest do innych rzeczy, [na przykład do jakich?] jak tylko skupianie sie na tym czy właśnie teraz karmi czy nie. Na tym też polega nowoczesne spojrzenie na karmienie piersią, to znaczy, że tu karmię, a tu coś robię. Ja tak właśnie robiłam: tu karmiłam dziecko piersią i wtedy była cisza i spokój, dzieciak zaraz usnął, bo się napełnił, a ja prawą ręką pisałam swoją pracę magisterską, myślałam o Judith Butler w kontekście Foucault [acha, już wiemy: kobieta jest stworzona do pisania prac magisterskich i rozmyślań o Judith Butler w kontekście Foucault. A te „cyce” i „cipki” to zapewne problem chirurgii plastycznej]. I naprawdę nie myślałam o tym, czy to jest feministyczne, czy to moja pierś, czy jego pierś... Po prostu: to jest pierś i bardzo dobrze, że ona tam jest. Bądź cicho, śpij, jedz, a ja zajmuję się swoimi rzeczami. (śmiech) [cha, cha]
Inne tematy w dziale Polityka