W ostatnim numerze URz redahtor Marek Pyza przybrał pozę Katona, wygodnie oparł się łokciem o mównicę, po czym zagrzmiał:
Im dalej od katastrofy smoleńskiej, tym więcej kuriozalnych teorii.
W pełni z powyższą diagnozą się zgadzam. Wpływ wkładania ludzkich szczątków do czarnych worków na kurs samolotu jest rzeczywiście teorią, którą bez wahania można zaliczyć do kuriozalnych. Redahtor-doktor Pyza ma słuszną rację. I gdyby pozostał przy tak wytyczonej linii rozumowania, zapewne nie sprowokowałby Mła do zabrania głosu. Niestety chwilę później red. Pyzę poniosło – najwyraźniej zdrowy rozsądek to dla Niego pęta, z których pragnie się za wszelką cenę uwolnić:
Najważniejsze kłamstwa MAK zostały już dawno obalone. Kłamstwa komisji Millera również. Duży wpływ miało na to ujawnienie ustaleń biegłych z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych, którzy jednoznacznie stwierdzili, że w kokpicie TU-154M nie było gen. Błasika.
Obalając jedne „kłamstwa” red. Pyza tworzy inne „kłamstwa” – IES nie stwierdził, że w kokpicie samolotu nie było gen. Błasika. IES stwierdził, że głosu gen. Błasika nie wyodrębniono z głosów w kokpicie nagranych. Te dwa orzeczenia są do siebie podobne, lecz nie znaczą tego samego. Czyli red. Pyza ucieka się do bardzo brzydkich metod, które piętnuje u innych.
Ktoś szybki w decyzjach mógłby dojść do wniosku, iż red. Pyza jest hipokrytą. Chwila namysłu obala tę choleryczną konstatację. Problem nie leży w hipokryzji, lecz rażącym braku umiejętności logicznego rozumowania. Logiczne rozumowanie operuje zimnymi kwantyfikatorami, służy dochodzeniu do umocowanych logicznie w łańcuchu przyczynowo-skutkowym wniosków. Tymczasem dyskusja na temat przyczyn katastrofy w Smoleńsku jest dokładnym przeciwieństwem naukowego podejścia. Roztrząsaniem przyczyn katastrofy zajmują się ludzie nie mający najmniejszego pojęcia o rzetelnym warsztacie badawczym, co naturalnie prowadzi do powstania kuriozalnych teorii, jak to bystro zaobserwował red. Pyza. Oczywiście kuriozalne teorie powstają nie tylko w kontekście Smoleńska, generalnie dyskusja na dowolny temat historyczny wcześniej czy później zbacza na histeryczne manowce. Emocjonalne traktowanie podmiotu analizy odrzuca fakty na korzyść subiektywnych fantazji, o czym świadczy na przykład kwestia powstania warszawskiego. Dla gorących głów faktografia jest „sowiecka”, słuszna jest jedynie mistyka. Nie wdając się w rozważania czy jest to czy nie jest korzystne dla tzw. polityki historycznej, należy jedynie zauważyć, że z punktu widzenia bezwzględnej logiki i rzetelnego podejścia naukowego patriotyczna mistyka ma wartość greckich obligacji – czyli śmieciową.
Powyższy wniosek może bulwersować. Nie każdy jest w stanie intelektualnie pogodzić pragnienia serca z nagimi faktami. Tak samo jak nie każdy jest w stanie pracować w stacji krwiodawstwa czy jako smutny pan od obsługi ludzkich zwłok. Dlatego właśnie badanie tragicznych epizodów wymaga wyłączenia naturalnej wrażliwości. Inaczej zamiast wniosków otrzymamy afektowaną kuriozalną teorię.
Inne tematy w dziale Polityka