Odpowiedź na to pytanie stara się znaleźć w ostatnim „Do Rzeczy” redaktor Staniszewski, wspomagany przez dziesięciu przypadkowych mniej lub bardziej wykwalifikowanych ekspertów. Zaczyna nawet nieźle:
Historia ostatnich 300 lat to dla Polski nie tylko pasmo porażek, ale także kilka wspaniałych wzlotów.
…i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie kolejne zdanie, wyglądające jak cytat z listu samobójcy:
Nie ma jednak drugiego tak dużego narodu w Europie, który na przestrzeni trzech wieków – z wyjątkiem może zaolziańskiego incydentu – prowadzenia wojny zaborczej.
Ten zdumiewający passus red. Staniszewski osłania odwołaniem do „powszechnie obowiązującej cnoty”, czyli stanu obecnego, choć sam przecież sięga 300 lat wstecz, kiedy podobne cnoty były – jak sam bystro zauważa – oznaką słabości. Ten niestrawny groch z kapustą miał chyba stanowić wstęp do poszukiwania poczucia dumy ze wspaniałych wzlotów, jednak eksploracja przeszłości szybko zakończyła się na tragicznej porażce, czyli awanturze warszawskiej 1944 roku. Nawet fotografia ozdabiająca artykuł red. Staniszewskiego odnosi się do owego tragicznego epizodu: przedstawia dwóch powstańców uzbrojonych w pistolety. Pistolety przeciwko czołgom – zali naprawdę z takiej głupoty Polacy winni czerpać dumę i wzór do naśladowania?
Tak właśnie wygląda szukanie „wspaniałych wzlotów” w rodzimej historii: zamiast sukcesów natchnienie czerpie się z katastrofalnych klęsk. To wręcz niewiarygodne, lecz red. Staniszewski, szukając „wspaniałych wzlotów”, nie wspomniał choć słowem o bitwie warszawskiej, powstaniu wielkopolskim czy choćby Westerplatte. Połowa jego artykułu traktuje o porażce…
Zadania nie ułatwili panu redaktorowi eksperci. Tylko jeden z nich, profesor Paczkowski, zdołał otwartym tekstem przypomnieć rok 1920. JM Rokita ów przykład „wspaniałego wzlotu” wymienił z wahaniem, reszta dostojnego towarzystwa skłaniała się ku odzyskaniu niepodległości w 1918 roku. Nie jest to koncepcja nieprzytomna, niemniej warto zauważyć, że rok 1918 bez zwycięskiego 1920 pozostałby kolejną straconą okazją.
Dwie osoby wspomniały o 1939 roku (znowu klęska podczas wyszukiwania „wzlotów”), a jedna, pani Staniszkis, odkryła pozytywne skutki historyczne w klęsce awantury warszawskiej 1944:
Dzięki powstaniu byliśmy w stanie z dumą przechodzić przez komunizm.
Szczerze mówiąc powyższe wyznanie pani socjolog jest tak kuriozalne, że właściwie nie wiadomo jak je rozumieć. Jakoś nikt nie jest w stanie przypomnieć sobie, aby stojąc za czasów prl w kolejce po papier toaletowy uprzyjemniał sobie oczekiwanie odczuwaniem dumy ze zniszczenia Warszawy, śmierci ponad 100 000 cywili i unicestwieniem wielowiekowego dorobku materialnego. Robotnicy z 1980 roku nie domagali się budowy pomnika powstania, lecz tańszego żarcia oraz większych pensji (pomniki powstańcze budowali komuniści, w Warszawie powstały dwa takie, w 1979 i 1989). Jako idol funkcjonował Józef Piłsudski – bo zlał bolszewików, a nie sprawca klęski Bór-Komorowski – bolszewików nie stłukł, Niemców zresztą też nie. Taki nieudacznik powodów do dumy siłą rzeczy nie dostarczał, podobnie jak sama wzniecona przez niego awantura. W późnym prl, kiedy ludzie częściej niż w poprzednich dekadach mieli odwagę wychodzić na ulice, demonstrowano w dniach 3 maja, 31 sierpnia, 11 listopada, 13 grudnia… 1 sierpnia panował spokój. Gdzie więc ta „duma”? Gdzie jej wyraz?
Zresztą – sama konstrukcja zdania zaczynającego się od „Dzięki powstaniu…” to nic innego jak carte blanche dla najdzikszych fantazji. Uzupełnić zdanie zaczynające się od „Dzięki powstaniu…” można czymkolwiek, obszernie korzystając z sufitów i brudnych palców. Dzięki powstaniu mamy niepodległość, Prawo i Sprawiedliwość, kolorową telewizję, łazika na Marsie i ścieżki rowerowe. Dzięki powstaniu mamy Muzeum powstania, pomnik powstańca i dobre samopoczucie pani Staniszkis. I tak dalej – żadnych hamulców na tej wojennej ścieżce wymierzonej w logikę i zdrowy rozsądek nie ma.
Trudno oczekiwać od pani socjolog trzeźwego osądu, skoro w tym samym numerze tygodnika niesłychane głupstwa wygaduje dyrektor Muzeum powstania, Ołdakowski Jan. Jeśli osoba, która z racji zajmowanego stanowiska winna mieć nieco większe niż przeciętne rozeznanie o historii, prezentuje poziom kaprala z wydziału propagandy, to czego tu wymagać od socjolożki?
„Powstanie uchroniło nas przed staniem się kolejną sowiecką republiką”
Pan Ołdakowski powtarza androny prof. Roszkowskiego. Zamiast przypominać, że żadne państwo przedwojenne (pomijając efemerydy nadbałtyckie, lecz to inna sprawa), które wpadło w sowieckie łapska, nie zostało wcielone do ZSRS (łącznie z tymi, które czynnie walczyły przeciwko Sowietom na Ostfroncie), poproszę o źródła tych niezwykłych doniesień. Konkretnie – dokumenty, raporty, poświadczone zeznania, dowolne inne archiwalia. Kiedy i czyjej obecności towarzysz Stalin planował utworzenie Polskiej SSR.
„Stalin przestraszył się skali polskiego oporu”
Pewnie przestraszył się też Czechów i ich operetkowego powstania w maju 1945 roku, jako że nie zrobił z Pragi stolicy nowej sowieckiej republiki. Zresztą, tak jak wyżej – chciałbym zobaczyć źródła archiwalne, w których jest potwierdzenie bojaźliwości towarzysza Stalina wobec Polaków.
„powstanie było dziełem zawodowców a nie romantyków”
Bór-Komorowski: Co wy powiecie jeśli my zrobimy Niemcom kocioł w Warszawie. Zamkniemy ich w kotle i wyrżniemy. Jak to mówił Napoleon, żeby pobić nieprzyjaciela, trzeba zniszczyć jego siły żywe.
Okulicki: Podejmiemy w sercu Polski walkę z taką mocą, by wstrząsnęła opinią świata. Krew będzie się lała potokami, a mury będą się walić w gruzy.
Chruściel: furia odwetuoraz siekiery, kilofy i łomyzastąpią brak broni.
Takie były twarde, pragmatyczne horyzonty owych „zawodowców”. Zero romantyzmu, za to mistrzowsko opanowana sztuka wojenna.
„Niemcy postępowali nieracjonalnie, wbrew własnym interesom”
Zgodnie z niemieckim interesem byłoby ustąpienie z Warszawy i życzliwe kibicowanie Armii Krajowej. Zwalczanie nieprzyjaciela na bezpośrednim zapleczu frontu, w miejscu będącym ważnym punktem komunikacyjnym, jest „nieracjonalne”. A propos – identycznie zareagował towarzysz Hitler na wieść o powstaniu w Paryżu: kazał zrównać stolicę Francji z ziemią. To mu się nie udało, niemniej wreszcie udanie powtórzył swój pomysł z Berlinem… Swoją drogą czego stratedzy z Komendy Głównej AK oczekiwali, rzucając do walki 700-tysięczne miasto? Że wióry z ludności cywilnej nie polecą? Skądże znowu, 14 lipca 1944, dwa tygodnie przed godziną W, Bór-Komorowski depeszował do Londynu tymi słowy:
Przy obecnym stanie sił niemieckich w Polsce i ich przygotowaniach przeciwpowstańczych, polegających na rozbudowie każdego budynku zajętego przez oddziały, a nawet urzędy w obronne fortece z bunkrami i drutem kolczastym, powstanie nie ma widoków powodzenia. […] W obecnym stanie przeprowadzenie powstania, nawet przy wybitnym zasileniu w broń i współdziałaniu lotnictwa i wojsk spadochronowych, byłoby okupione dużymi stratami.
Nie był to jakiś jednorazowy wyskok Bora-Komorowskiego, już w marcu bowiem podjął decyzje o wyłączeniu Warszawy z planu „Burza” aby uniknąć zniszczeń i zaoszczędzić cierpień ludności cywilnej. Wiórów się więc spodziewano, ba, Okulicki był wręcz zwolennikiem przelewania krwi! Nie ma co zwalać na Niemców własnych win.
„dowódcom nie dano głosu”.
Dowódcy powstania, czyli czterech łajdaków odpowiedzialnych za zbrodnię dokonaną na Warszawie – Komorowski, Okulicki, Chruściel, Pełczyński - przeżyło. Żaden nie przyjął odpowiedzialności za klęskę, śmierć 150 000 ludzi, zagładę Warszawy i utorowaniekomuchom drogi do władzy.Po wojnie Komorowski i Pełczyński propagowali bez najmniejszych zahamowań swoją załganą wersję wydarzeń, utrwalając ją w licznych publikacjach, w przerwach wypinając piersi do orderów. Żadnemu z tych czterech zbrodniarzy nie przyszło do głowy, że honor żołnierski wymaga od nich strzelenia sobie w łeb najpóźniej 2 października 1944 roku. Głosu udzielono im aż zbyt wiele.
Wracając do tytułowego pytania – czy Polacy mają powody do dumy? Oczywiście, że tak – lecz nie odwołując się do awantury warszawskiej i jej pseudopatriotycznej mistyki. O tym żałosnym wydarzeniu lepiej zbyt często nie wspominać, aby nie utrwalać szkodliwych wzorców.
Inne tematy w dziale Polityka