Mowa oczywiście o awanturze warszawskiej 1944, której rocznicę amatorzy burzenia własnych miast i przelewania własnej krwi (to nie jest koncepcja Mła, lecz zbrodniarza Okulickiego, idola opętanych wizją śmierci wandali) będą hucznie obchodzić. Znowu podczas okolicznościowych czarnych mszy usłyszymy rytualne zaklęcia magiczne, wygłaszane z marsowymi minami przez szamanów historycznej hochsztaplerki. Znowu usłyszymy, że podpalenie własnego domu i hałaśliwe samobójstwo to najlepszy przejaw patriotyzmu, że wytracenie własnych żołnierzy i w konsekwencji przeraźliwa klęska to doniosłe osiągnięcie militarne. Znowu zamiast konkretów usłyszymy pretensjonalne abrakadabry, którymi antypolacy zakamuflują pustkę.
Draka warszawska była całkowitą, ciężką klęską wojskową, polityczną, materialną i mentalną. Zginęło 16 000 powstańców, ponad 100 000 cywilów, zagładzie uległ materialno-kulturalny wielowiekowy dorobek wraz z substancją miejską, a kompromitacja AK i obozu londyńskiego ułatwiła komuchom zdobycie władzy. Nie istnieją żadne wymierne pozytywne rezultaty tej nieszczęsnej awantury. Żadne.
Szamani patriotyzmu samobójczego doskonale o tym wiedzą, dlatego jak ognia unikają konkretów, faktów, dowodów, źródeł. Od nich nie dowiemy się, że decyzja o wznieceniu walk 1 sierpnia była błędna, że podjęli ją łajdacy, którzy po prostu brutalnie wykorzystali akowską młodzież do realizacji swoich szaleńczych wizji. Zamiast przynudzać faktami, oszuści plotą jeden przez drugiego o „bohaterstwie” i rzekomych pozytywnych następstwach klęski. Rzekomych – ponieważ jak takiego złapać za guzik od marynarki, przycisnąć do ściany i zażądać wymienienia tych pozytywów, nieodmiennie odlatują w inny wymiar, na przykład w ten sposób:
Dzięki powstaniu byliśmy w stanie z dumą przechodzić przez komunizm.
Zdanie zaczynającego się od „Dzięki powstaniu…” to nic innego jak carte blanche dla najdzikszych fantazji. Uzupełnić zdanie zaczynające się od „Dzięki powstaniu…” można czymkolwiek, obszernie korzystając z sufitów i brudnych palców. Dzięki powstaniu mamy niepodległość, Prawo i Sprawiedliwość, kolorową telewizję, łazika na Marsie i lody na patyku. Dzięki powstaniu mamy Muzeum powstania, pomnik powstańca i dobre samopoczucie pani Staniszkis, autorki wyżej wskazanej złotej myśli. Dzięki powstaniu Słońce wschodzi rano i zachodzi wieczorem. I tak dalej – żadnych hamulców na tej wojennej ścieżce wymierzonej w logikę i zdrowy rozsądek nie ma. Jeśli ktoś Mła nie wierzy, to niech spróbuje udowodnić konkretami ów beztroski cytat.
Tak więc awantura 1944 roku pozytywnych następstw nie miała. Wszyscy o tym wiemy. Co więc pozostaje? Magia.
Kabalistyka powstańcza jest bardzo prosta. Składa się na nią deklinacja wyrazu „bohaterstwo” oraz wojownicza ignorancja. Ignoranci mają raczej mgliste pojęcie o historii, jednak sporo religijnego zapału do palenia na stosach ludzi, którzy się z nimi w sprawie draki warszawskiej nie zgadzają. Co do bohaterstwa natomiast, to jest to zużyty chwyt propagandowy, który stosuje się wówczas, gdy istnieje potrzeba ukrycia braku osiągnięć, gdy nie da się powiedzieć „rozbiliśmy armię nieprzyjaciela”, „zdobyliśmy stolicę wroga”, „pokonaliśmy przeważającego przeciwnika”. O bohaterstwie ględzi się wówczas, gdy nasza armia jest rozbita, gdy utraciliśmy kluczową pozycję i gdy dostaliśmy łomot. Tak, przegraliśmy z kretesem – ale w jakże bohaterski sposób! Swoją drogą warto zauważyć, że jeśli my walczyliśmy bohatersko, a mimo to przegraliśmy, to najwyraźniej wróg osiągnął jeszcze większy poziom heroizmu, czyż nie? Kto walczył bohatersko na Linii Gustawa – Anglicy, Francuzi, Amerykanie i Polacy, dysponujący ogromną przewagą materiałowo-liczebną, czy niemiecka dywizja, przez pół roku blokująca marsz aliantów na północ Włoch?
Istnieje jeszcze jeden aspekt nieustającego bohaterstwa. Otóż powstaniec warszawski był żołnierzem-ochotnikiem Armii Krajowej. Łapanek do AK nie było, do szeregów zgłaszano się z własnej woli, przysięgając:
…być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczypospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił – aż do ofiary życia mego.
To wyczerpuje zagadnienie bohaterstwa. Akowiec dobrowolnie składał na szali ofiarę życia swego, spełniając po prostu swój obowiązek. To nie żadne tam nadzwyczajne męstwo, lecz realizacja danego słowa. Nie żadna niespotykana cnota, lecz twardy wymóg rzeczywistości. Powiedzmy wyraźnie, aby najwięksi otumanieni usłyszeli: od żołnierza nie wymaga się bohaterstwa, lecz spełnienia obowiązku. Który generał lepiej wypełnia ten obowiązek: taki, który sprawnie dowodzi ze sztabowego bunkra swoją dywizją, czy taki, który chwyta pistolet w dłoń i na czele batalionu piechoty rusza do ataku na nieprzyjacielskie bunkry? Który żołnierz jest lepszy – ten, który stoi z bronią u nogi, czekając na rozkaz do walki, czy ten, który rozpoczyna strzelaninę samowolnie, bo ma na patriotyzmie przerzuty z ADHD? Kogo należałoby czcić – akowców, którzy bez rozkazu nigdy powstania oddolnie by nie wywołali, czy warchołów, którzy nie mogąc się doczekać okazji do postrzelania, złamaliby przysięgę i rozpoczęli drakę samopas?
Męczące opowieści o bohaterstwie to nadwiślańska specjalność. Skoro się nie ma innych osiągnięć… jakże inaczej, rzeczowo, sucho i profesjonalnie brzmią wspomnienie niemieckiego oficera walczącego pod Mokrą:
Tak więc nasz pułk uporem, duchem bojowym i zaangażowaniem tego pierwszego dnia przyczynił się do pierwszego sukcesu dywizji. Pierwszy front obronny Polaków został przełamany. Dowódca korpusu i nasz dowódca dywizji uznali dokonania pułku. Cena za ten sukces jest wysoka: 15 zabitych w tym dwóch oficerów, 14 rannych w tym 3 oficerów i 14 czołgów. Naszym przeciwnikiem jest elitarna polska jednostka: Wołyńska Brygada Kawalerii […]
Widać różnicę? Jest tu coś o bohaterstwie? Nie – jest zadowolenie z dobrze wykonanej roboty i szacunek wobec nieprzyjaciela. Profesjonalizm, opanowanie, przekonanie o swojej wartości, którego nie trzeba wzmacniać histerycznym bohaterstwem. Czy ktokolwiek słyszał kiedy o „bohaterskich husarzach”, zwycięzcach spod Kircholmu i Kłuszyna?
Inne tematy w dziale Polityka