Nieustająca świeżość przywiędłych nowinek
Bronisław Wildstein komentując XXI tekę Pressji, w której stawialiśmy tezę o postmodernistycznym charakterze Solidarności pisze (http://www.rp.pl/artykul/9158,567882.html):
„Pomysł, aby wielką narodową konfederację, jaką była "Solidarność", czytać przez nieco przywiędłe intelektualne nowinki w wydaniu Jean-Francois Lyotarda czy Gianniego Vattimo, budzić musi sprzeciw. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jest w tym spora doza właściwego (nie tylko) młodości efekciarstwa, które każe zestawiać nieprzystające do siebie zjawiska, aby błysnąć oryginalnością pomysłu i odcisnąć się w zbiorowej pamięci.”
W powyższej wypowiedzi w zabawny sposób ujawnia się podejście przedstawicieli polskiej prawicy do postmodernizmu. Wierzą oni, że osoby powołujące się na liczący sobie już koło 50 lat postmodernizm wciąż robią to, aby zabłysnąć jakąś intelektualną nowością. Trudno pomylić się bardziej: to właśnie postmoderniści byli tymi, którzy zdekonstruowali pojęcia „oryginalności”, „nowości”, „postępu”. Można odnieść wrażenie, że postmodernizm jest nowością już tylko w opinii konserwatywnych krytyków, którzy wciąż nie wiedzą jak sobie z nim poradzić. Postmodernistom zupełnie nie zależy na byciu „nowinkarzami”, jeśli ktoś chciałby wbić im polemiczną szpilę, powinien raczej określać ich mianem „klasyków”.
Dziwić ponadto może dlaczego konserwatywni autorzy, którzy obiektywnej prawdy doszukują się wciąż w pismach Arystotelesa, tak łatwo podążają za antypostmodernistyczną modą i są gotowi krytykować jakąś koncepcję dlatego, iż nie jest już dostatecznie nowa. Co do komentarzy na temat „młodzieńczego efekciarstwa”, to musimy stwierdzić, że zdecydowanie wolimy je od nierzadkiego postępowania osób nieco starszych, które nieustannie zestawiają ze sobą jedynie zjawiska przystające do siebie tak szczelnie, że nie ma tam już miejsca na żaden „błysk oryginalności pomysłu”.
Wobec braku merytorycznych argumentów, do których moglibyśmy się odnieść, pozostaje nam jedynie przedstawienie głównych postulatów związanych z proponowanym przez nas rozumieniem postmodernizmu:
1. Postmodernizm nie jest relatywizmem. Relatywizm jest wielką narracją, która mówi, że każde stanowisko jest równie dobre. Relatywizm wyklucza więc wiele małych narracji (w praktyce wszystkie, z jakimi się realnie spotykamy), które nadają uprzywilejowaną pozycję pewnym sądom, postawom, wartościom itd.
2. Postmodernizm mówi:
- każde przekonanie jest wypowiadane na gruncie jakiejś małej narracji, poza jej założeniami i akceptowanymi w jej obrębie sposobami uzasadniania może nie być uzasadnione,
- jest możliwe istnienie dwóch małych narracji tak od siebie różnych, że przekonania oczywiste na gruncie jednej są absurdalne na gruncie drugiej,
- w przypadku sporu pomiędzy dwiema małymi narracjami nigdy nie istnieje żadna wielka narracja orzekająca, która z małych narracji ma „obiektywnie” rację, werdykt zawsze będzie wydany na gruncie jakiejś małej narracji (z tych, które znajdują się w sporze, bądź jeszcze jakiejś innej)
3. Możesz być postmodernistą i uważać, że znasz obiektywną prawdę. Nasza narracja może być skonstruowana w ten sposób, że funkcjonuje w niej pojęcie „obiektywnej prawdy”. Na jej gruncie możemy (a czasem wręcz musimy) uważać, że obiektywna prawda istnieje. Jedyne czego nie możemy zrobić, to przekonać zwolenników odpowiednio odmiennej małej narracji, że to my mamy rację. W ich małej narracji nasze najlepsze metody wskazywania na obiektywną prawdę mogą być zupełnie bezużyteczne.
4. Postmodernizm nie zaprzecza możliwości komunikacji. Istnienie dwóch wzajemnie dla siebie absurdalnych małych narracji jest możliwe, ale nie jest to częsta sytuacja. W praktyce ludzie, z którymi się spotykamy zazwyczaj posługują się narracjami podobnymi do naszej. Jednakże co jakiś czas nieprzekładalność różnych narracji daje o sobie znać – przykładem może być spór o dopuszczalność aborcji.
5. Postmodernizm może być atrakcyjny dla konserwatyzmu. Dzięki postmodernizmowi możemy zachować nasze, często uznawane za dziwaczne, sposoby uzasadniania poglądów (np. powoływanie się na objawienia lub nieomylną tradycję Kościoła) oraz związane z nimi wartości. Nie ma żadnej obiektywnej wielkiej narracji mogącej pokazać, że różnego rodzaju scjentystyczne, materialistyczne i redukcjonistyczne poglądy są w czymkolwiek lepsze od naszego obrazu świata.
Bronisława Wildsteina oburza jednak nie tylko samo zastosowanie pochodzących od Lyotarda i Vattimo pojęć, ale także użycie ich do opisu zjawiska, jakim była „Solidarność”. Wobec częstych zarzutów pod adresem tej propozycji, z których znakomita część wynika z jej niezrozumienia, czujemy się zobowiązani ponownie ją wytłumaczyć.
Już na samym początku naszego artykułu, podkreślamy, że określenie „postmodernizm” bywa używane na różne sposoby. Explicite wyróżniamy dwa z nich. Pierwsze stanowi zbiorczą nazwę przemian, które odróżniają społeczeństwa współczesne od społeczeństw industrialnych, drugie zaś – i tym posługujemy się w naszym artykule – to specyficzny sposób myślenia, wyrażający się w takich, wymienionych w artykule pojęciach, jak wielkie i małe narracje, różnia, kłącze, dekonstrukcja czy Verwindung.
Aby zbytnio się nie rozwodzić, odniesiemy się tutaj tylko do tych pojęć, które faktycznie pochodzą od Lyotarda i Vattimo.
W naszym artykule staraliśmy się wskazać, że „Solidarność” stanowiła sprzeciw wobec totalistycznej, uniwersalistycznej i przede wszystkim modernistycznej wielkiej socjalistycznej narracji PRL, będąc jednocześnie różną od równie uniwersalistycznej, totalistycznej i modernistycznej wielkiej liberalnej narracji III RP. Sama „Solidarność” natomiast – jak staraliśmy się pokazać – stanowiła twór postmodernistyczny, nie roszczący sobie pretensji do wyjaśniania wszystkiego, wielowątkowy, zróżnicowany i eklektyczny, w którym swobodnie łączono elementy pochodzące z różnych porządków. Odnosząc się do dokumentów, staraliśmy się również pokazać, że - sprzeciwiając się totalności – „Solidarność” walczyła nie tylko o prawa ekonomiczne, ale również o prawo do własnej narracji.
To jednak nie wszystko. Kluczowy jest sposób, w jaki „Solidarność” buntowała się. Jej bunt nie był sprzeciwem przez negację i propozycją porządku odwrotnego do zastanego – w takim sensie raczej negacją PRL była III RP, „Solidarność” – jak staraliśmy się pokazać – była sprzeciwem o charakterze Verwindung, a zatem dążyła do obalenia komunizmu nie poprzez zaprzeczenie mu, ale poprzez wyciągnięcie z niego ostatecznych konsekwencji, których pełna realizacja doprowadziła by do upadku ustroju. W naszym artykule tezę tą wykazujemy odnosząc się do konstytucji PRL oraz do postulatów buntów robotniczych z różnych lat.
Wydaje się zatem, że krytyka naszego stanowiska sprowadzająca się do wskazania, że pojęcia, którymi posługujemy się są niemodne sama jest w dziwny sposób postmodernistyczna, mieszcząc się w specyficznej małej narracji, która dopuszcza jako racjonalne argumenty z tego, czy coś jest modne, czy nie. My sami mieścimy się chyba jednak w innej małej narracji, w której za racjonalne kontrargumenty przeciwko naszej tezie gotowi bylibyśmy uznać te, mówiące, że:
· wbrew temu, co mówimy, PRL nie była modernistyczna,
· wbrew temu, co mówimy, „Solidarność” nie miała charakteru eklektycznego,
· „Solidarność” nie dążyła do sprzeciwu poprzez wyciągnięcie konsekwencji z obowiązującego ustroju, ale była prostym zaprzeczeniem PRL
lub podobne, odnoszące się do meritum artykułu.
Wojciech Czabanowski, Błażej Skrzypulec
Wydawca Pressji
Strona Pressji
www.pressje.org.pl
Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura