publicysta publicysta
1025
BLOG

Sztuka Kobiet 1: Ambar Past: Pieśni Kwiatu. Alchemia, Poezja

publicysta publicysta Kultura Obserwuj notkę 10

                             http://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/wp-content/uploads/2015/12/autorzy_leksykon_300x300_Past.jpg
                                                  za: biuroliterackie.pl

 

Dedykacje

Dedykuję ten wiersz mężczyznom którzy nigdy się ze mną nie przespali
dzieciom których nigdy nie miałam
wierszom których nikt nie napisał

Dedykuję ten wiersz matkom które nie kochały swych dzieci
Tym co pomarły samotnie w hotelu
i nikt im nie towarzyszył

Dedykuję ten wiersz autorowi graffiti na murach
Mężczyźnie i kobiecie
Bezimiennemu na torturach
Temu co nawet swego nie zdradził imienia

Dedykuję ten wiersz tym co krzyczą z bólu
Także położnicom
I krzykaczom na dworcu autobusowym

przy portalach bramy wejściowej na targowisko

Dedykuję ten wiersz samobójcom
Zapomnianym poetom
pokutującym w jakiejś antologii...

Dedykuję ten wiersz Panu Gwiaździstej Nocy
Ognistemu Ptakowi
Szlochającym Muchom
i Zielonym Deszczom
Strażnikowi Miodu
Wspólnocie Braci Mniejszych
Człowiekowi w Masce która płacze
Chropowatemu Ślimakowi Ziemi
Wodzie Tryskającej z Czterech Stron Świata
Zbieraczowi Kory Drzewnej na Wino Ceremonialne

Dedykuję mój wiersz tym co grają na flecie i biją w bęben przed praniem
              bielizny w oczku wodnym
Tej co pluszcze się w górskim wodospadzie a włosy płucze wywarem
              z lilii
Tej co karmi piersią swe dziecko podczas zbiorów trzciny cukrowej
Tym co szukają tęczy w oleistej kałuży
Wioślarzom których ramiona śpiewają
Tym co podstawiają napój z kukurydzy pod deszcz żeby wypłukać
              z niego wapno
Tym co wodą napełniają dzbany
i przemierzają autostrady

Dziewczynce która zobaczyła świetliki
Dziewczynce z latarką w ręku
Dzieciom które skaczą po tlącym się ściernisku
Tym co biegają po ogniu
Tym co chowają swych zmarłych pod podłogą w kuchni
i śpiewają pośród szczątków
Temu co chce oszukać swą śmierć w łóżkach nieboszczyków
Temu co schodzi z gór aby nie poparzyły go gwiazdy
Temu co chwyta śmierć za rękę i prosi ją do tańca
Tym co mają wiele synowych i noszą iguany we włosach
Czarnoskórym sprzedawcom lodów na ziemi gorącej
Poławiaczom krewetek witającym o świcie kometę
Temu co podwija koszulę i woła o siekierę
Tej co sprzedaje tamales z rozmaitym farszem
Tym co zrywają kukurydzę żeby zjadać ją na surowo
i uwiązują za ogon psa – złodzieja kurczaków
Tym co potrząsają kastanietami
i zabijają z miłości
Tym co chowają się w mysią dziurę na pogrzebie przyjaciela
Poecie który nie potrafi zejść z dachu bo jest za bardzo zakochany
Temu co robi ile może...

z „Antologii Latynoamerykańskiej” strony 476-478

 

Ambar Past a cykl Sztuka Kobiet

Rozpoczynając cykl "Sztuka Kobiet" miałem pierwszy tekst poświęcić najbardziej znanej poetce na świecie – inaugurującej prezydenturę Barracka Obamy wraz z Yo Yo Ma, Arethą Franklin i Ickhakiem Perelmanem – Amerykance Elizabeth Alexainder.

Ale trafiłem na wspaniały młody talent baletowy jakim jest Ida Nowakowskia i od niej postanowiłem rozpocząć ten cykl. Niemniej życie idzie do przodu – w kolejce czekają kolejne notki o wspaniałych damach sztuki, postanowiłem też przywrócić pierwotną numerację zaczynając od Elizabeth Alexainder. Przedwczoraj jednak popadłem w silną konfuzję, czyli afekt na skutek lektury wywiadu jaki przeprowadziła nasza wspaniała poetka i tłumaczka Krystyna Rodowska z meksykańską poetką Ambar Past.  Otóż nie jestem pewien czy Ambar Past nie jest w tej chwili najbardziej oryginalną poetką na świecie. Więc cykl „Sztuka Kobiet” póki co zacznie się od Ambar.

Otóż to co robi Ambar – imię oznacza w języku meksykańskim Bursztyn – jest fenomenem samym w sobie. Fenomenem pracowitości, niezwykłego poświęcenia dla rodzimej kultury i sztuki Meksyku i oryginalnego artyzmu. Poczytacie Państwo w wywiadzie – jest to scenariusz na fascynujący przygodowy film.

Ambar, Bursztyn ma polskie korzenie: jej przodkowie wyjechali z Polski do Ameryki w XVIII wieku.
A Past – to zamerykanizowane Piast. Ambar Past = Bursztyn Piast:)

Ambar: witaj w domu!  10 kwietnia Ambar Past czyta swoje wiersze we Wrocławiu!

za: 2.bp.blogspot.com

10 kwietnia: program promocji „Antologii Latynoamerykańskiej” K. Rodowskiej z jej gośćmi z Meksyku, Instytut im. Grotowskiego Na Grobli: zdjęcia, biogramy

http://www.biuroliterackie.pl/imprezy/festiwal.php?site=540

Biogram artystyczny Ambar Past, stosunek do sztuki i źródeł kultury, korzenie:  "Tam gdzie słońce jest pisarzem"  –  rozmowa z Krystyną Rodowską:

Krystyna Rodowska:  Urodziłaś się w Stanach Zjednoczonych, jako obywatelka amerykańska. Czy zachowałaś to obywatelstwo?

Ambar Past:  Krystyno, urodziłam się w Stanach, to prawda, jako Amerykanka pochodzenia polsko-irokezkiego. Ale jestem obywatelką meksykańską, bardzo z tego dumną!

Czy możesz powiedzieć coś więcej na temat swoich korzeni i tej wielkiej przemiany?

Sama zastanawiam się, jak to jest możliwe, że osoba, która urodziła się w Stanach Zjednoczonych i przeżyła tam 23 lata, mogła zakochać się do tego stopnia w kulturze meksykańskiej, że tworzy w języku hiszpańskim. I dla mnie jest zagadką, jak to się stało, że jestem uważana za poetkę meksykańską.

Kultura, w której się wychowałam, różni się zasadniczo od kultury meksykańskiej. Łączy nas 3300 km wspólnej granicy, lecz relacje między obydwoma krajami - sąsiadami, którzy się wzajemnie nie rozumieją - są chłodne. I to nie tylko dlatego, że w Stanach mówi się i pisze po angielsku, w Meksyku zaś po hiszpańsku (nie licząc 350 żywych języków indiańskich), jak również nie dlatego, że najniższe wynagrodzenie w Stanach jest 10 razy wyższe od najniższego wynagrodzenia w kraju południowego sąsiada. Różnice, które mam na myśli, zrodziły się już u początków naszych historii. W starożytnym Meksyku powstały i rozwinęły się największe na kontynencie amerykańskim cywilizacje: Olmeków, Majów i Azteków. Wielki Tenochtitlan - obecnie miasto Meksyk - było centrum imperium azteckiego, dającego się porównać z imperium Rzymian: w roku 1518 - podczas inwazji Europejczyków, znanej powszechnie pod nazwą Konkwisty - liczba mieszkańców Tenochtitlanu była pięć razy większa niż mieszkańców Rzymu.

Interesuje mnie, Ambar, Twoje dzieciństwo i młodość; w jakim rejonie Stanów Zjednoczonych je spędziłaś? Co naznaczyło najsilniej ten czas?

Pierwsze dziesięć lat spędziłam w El Paso, miasteczku przy granicy z Meksykiem. Miałam szczęście żyć przez cały ten czas pod jednym dachem z Meksykanką, Rosą Jaquez Balam, zatrudnioną w naszym domu jako pomoc domowa. To ona nauczyła mnie pierwszych słów po hiszpańsku (oczywiście były to jakieś świństwa). Tkając i haftując te swoje bluzy i tuniki w kolorowe ptaki, jaszczurki obok Najświętszej Panienki z Guadalupe, opowiadała nam tysiącletnie mity, wyniesione z jakiejś innej, egzotycznej dla nas przeszłości. Po drugiej stronie granicy było miasto Juarez. Dzisiaj kojarzy się z pamięcią o tysiącach zamordowanych tu ostatnio kobiet. Ale w czasach mojego dzieciństwa Juarez imponowało mi swoją atmosferą kosmopolityczną i artystyczną; to tutaj były księgarnie, galerie, odbywały się spektakle. Kiedy miałam 9 lat, mama zabrała mnie i młodszego brata do miasta Meksyk. To było olśnienie! Murale, uniwersytet, wystawy, piramidy Teotihuacán, zabytki, noże z obsydianu, onyks, jadeit! Już wtedy chyba Meksyk wywarł na mnie tak wielkie wrażenie, że stał się moim przeznaczeniem.

Przybyłaś do Meksyku w roku 1974, jako 24-letnia dziewczyna. Co tobą powodowało? Ciekawość turystki? Chciałaś nauczyć się języka, poznać kulturę? A może uciekałaś od społeczeństwa konsumpcyjnego, od "wyścigu szczurów"? I jak to się stało, że ty, "gringa" - bo na początku z pewnością byłaś traktowana jako "gringa", z blond włosami i niebieskimi oczami, z cudzoziemskim akcentem, który nie jest łatwo zgubić, zdecydowałaś się dzielić życie Indian Majów, zidentyfikowałaś się z ich stylem życia i z ich duchowością? Tego rodzaju metamorfoza jest prawdziwą tajemnicą...

Do 1974 roku jeszcze nie słyszałam o stanie Chiapas, mieszkałam w San Francisco, w Kalifornii. Miałam dość bycia gospodynią domową. Pewnego pięknego dnia zostawiłam brudną bieliznę w pralni i uciekłam do Meksyku z kilkoma brodaczami, których poznałam przy wyjściu z kina. Powiedzieli mi, że udają się na poszukiwanie zagubionych plemion i świątyń, coś w rodzaju filmu Indiana Jones albo National Geografic. Moi nowi przyjaciele byli poszukiwaczami przygód na wodzie, mieli kajaki i nadmuchiwaną łódź na 10 metrów długości, volksvagena kombi, wyładowanego książkami z dziedziny archeologii i antropologii, wiosła, tratwy, wyposażenie do chodzenia po jaskiniach, liny do wspinaczki, całą aptekę wraz ze środkami przeciwko ukąszeniom tropikalnych węży i mnóstwo żywności. Ja byłam całkowicie gotowa do ucieczki z tzw. "cywilizacji", w której się urodziłam, pilno mi było do poznania poezji i magii. Miałam 23 lata i opuściłam Stany Zjednoczone, żeby żyć z meksykańskimi Indianami. Wyprawiłam się na południe kraju, omijając z daleka wielkie centra handlowe i autostrady. Przechodziłam obok wulkanów, przedzierałam się przez dżungle, natykając się po drodze na piramidy.

Przeznaczenie przywiodło mnie do Meksyku, do Ameryki Środkowej, gdzie trzema najdawniejszymi filarami kultury są poezja, literatura i malowane księgi. W języku Azteków Ameryka Środkowa jest nazywana "Ziemią ksiąg". Majowie i inni mieszkańcy tej części Ameryki od przeszło tysiąca lat tworzyli literaturę, a tymczasem Europejczycy przybyli, żeby ich "ucywilizować". W tubylczych językach Meksyku pełno jest słów na oznaczenie książek, bibliotek, pisma i pieśni.  Aztekowie określali poezję jako "kwiaty i pieśni". Poezja, jaką tworzyli, miała być odbiciem boga na ziemi, a poeta - "Kowalem pieśni", człowiekiem owładniętym przez bóstwo, kimś, kto funkcjonował jako łącznik między ludźmi a Wszechświatem.

Kiedy przebudziłaś się do bycia poetką? Jeszcze w Stanach Zjednoczonych?

Miałam to szczęście, że moi dziadkowie i rodzice stale czytali. Mama czytała mi na głos, kiedy byłam jeszcze w kołysce. Już w dzieciństwie obcowałam z poezją. W domu było mnóstwo książek, a moja matka była artystką plastyczką. Pierwszy tomik wierszy napisałam w wieku 7 lat. Moja rodzina i nauczyciele zachęcali mnie do kontynuowania. Pochłaniałam książki Marka Twaina, Carla Sandburga, Eliota, Ezry Pounda i Gary Snidera, ale osobiście nie znałam żadnego poety. Dopiero w Meksyku, gdy wyemigrowałam i osiadłam w Chiapas, tej ziemi poetów, zaczęłam poznawać żyjących poetów, takich jak: Juan Bañuelos, Jaime Sabines, Efraín Huerta, Thelma Nava, Dolores Castro i Raul Garduno. Podjęłam wówczas pierwsze próby pisania po hiszpańsku, gdyż to był język moich mistrzów i moich czytelników. Od czasu do czasu przychodzi mi wiersz w angielszczyźnie... zazwyczaj jednak muzy dyktują mi w języku hiszpańskim. Co ciekawe, zapraszano mnie jako "wielce szanowaną poetkę" meksykańską na festiwale poezji w San Francisco, w Sarajewie, a także do Klubu Poetów Japońskich. Z moją córką zawsze rozmawiam po hiszpańsku. Jestem zagadką dla samej siebie...

Nauczyłaś się języka tzotzil  - jednego z licznych języków Majów. Czy możesz wytłumaczyć, dlaczego swój pierwszy zbiór wierszy w Meksyku napisałaś i opublikowałaś w tzotzil, a nie po hiszpańsku?

Moje pierwsze książki zostały napisane w tzotzil, ponieważ były adresowane do czytelnika z kręgu Majów. Nie były to jednak książki poetyckie w ścisłym tego słowa znaczeniu. W tym języku napisałam, między innymi, serię autobiografii kobiet ludu tzotzil, które zawierają rytualną poezję, tworzoną w tym kręgu językowym i kulturowym, inkrustującą moje narracje.

Twój pierwszy zbiór wierszy napisany po hiszpańsku nosi tytuł Yayamé. Czy to jest słowo w języku tzotzil? Co ono znaczy?

"Yayamé" to mądra babka rodu; z jej ust wychodzą wiersze, zamieszczone w tej książce.

Twoimi najważniejszymi nauczycielami sztuki pisania wierszy byli najpierw Jaime Sabines, którego nie znałam, ale trochę go tłumaczyłam, a potem Juan Bañuelos, na którego sławne warsztaty poetyckie w mieście Meksyk często zaglądałam. Opowiedz o tych latach nauki i praktykowania poezji i o tych poetach, wywodzących się ze stanu Chiapas, o ich osobowościach.

Dane mi było przeżyć 37 lat w Meksyku, w najbardziej na południe wysuniętym stanie o nazwie Chiapas. To jest prawdziwa "Ziemia poetów". Byłam i jestem tam otoczona poetami takimi jak, m.in.: Raúl Garduño, Efrain Bartolomé, Oscar Oliva, Juan Bañuelos, Rosario Castellanos i Jaime Sabines. Pożyczają mi książki, rekomendują lektury, szlifują moje wiersze, poddają ocenie to, co napiszę. W Chiapas spotkałam moich mistrzów i moje muzy. Człowiek może narodzić się wiele razy; ja narodziłam się na nowo w Meksyku.

Maestro Bañuelosa poznałam w 1978 roku. Prowadził warsztaty literackie na Universidad Autonoma w mieście Meksyk, ale raz na miesiąc rząd meksykański wysyłał go do San Cristobal. Jego warsztat był w tamtym czasie najważniejszym wydarzeniem w naszym kręgu literackim. Zaczynał w soboty o 10 rano i kończył zajęcia dopiero o 10 rano w poniedziałek, po czym odwożono go samochodem na lotnisko. Bañuelos polecił mi lektury, które dla mnie okazały się kluczowe: Rumi, Saint-John Perse, Rilke, Leo Ivo. Interesował się bardzo poezją tworzoną w języku tzotzil i zachęcał mnie bardzo do prac graficznych, do transkrypcji i tłumaczenia tekstów, pracował ze mną nad ostatecznymi poprawkami moich tłumaczeń na hiszpański, opublikowanych w 1998 roku w książce Zaklęcia i upojenia. Pieśni rytualne kobiet z kręgu kultury Majów. Maestro Bañuelos był zawsze wspaniałomyślny i opiekuńczy w stosunku do mnie; dzięki jego zabiegom Uniwersytet w Tlaxcala wydał w 1994 roku moją książkę Caracol de tierra (Ziemski Ślimak).

Wielkiego poetę Jaime Sabinesa, będącego w podeszłym już wieku, poznałam w roku 1980, gdy jego brat został gubernatorem stanu Chiapas. Don Jaime założył Państwowe Warsztaty Grafiki i wymyślił stypendia dla poetów, pozwalające im na publikowanie swoich książek. Któregoś dnia, gdy akurat byłam w jakimś dołku psychicznym, spotkałam w kawiarni Raúla Garduño. Spytał mnie, jak się czuję, a gdy odpowiedziałam, że źle, oznajmił: "Chcemy ci wydać książkę". "Jaką książkę?" - zapytałam, a on na to: "Pośpiesz się z napisaniem jej, bo chcemy ci ją wydać". Nie tylko ja, ale także wszyscy moi przyjaciele artyści i poeci otrzymali dwuletnie stypendia od gubernatora stanu Chiapas. To wtedy opublikowałam mój pierwszy tomik poetycki Yayamé.

Miałam szczęście poznać wybitnych poetów, między innymi Ernesto Cardenala, który zaprosił mnie do Nikaragui w 1980 roku, w pierwszą rocznicę zdobycia władzy przez sandinistów, z prośbą o poprowadzenie warsztatów posługiwania się naturalnymi barwnikami w środowisku Indian Mizquitos i Sumos  na atlantyckim wybrzeżu Nikaragui.

To znaczy, że twoja działalność i praca jako graficzki, malarki, ilustratorki książek szła zawsze w parze z poezją?

Te prace wykonuje moje alter ego Munda Tostón; ona także pisuje motta do moich wierszy. Munda Tostón ilustruje zasadniczo książki rzadkie i osobliwe. Wiele z tych książek opublikował  Taller Lenateros  (Warsztat Drzewiarzy), włącznie z Conjuros y ebriedades (Zaklęcia i upojenia), Bolom Chon, Hechizo para matar al hombre infiel(Jak ukarać śmiercią niewiernego mężczyznę), Cuando era hombre (Gdy byłam mężczyzną), Alquimia (Alchemia). Zdobyły one później wiele nagród w skali krajowej i międzynarodowej. Jestem dumna z mojej koleżanki Mundy Tostón, zadziwia mnie jej niespożyta wena twórcza, jej nadświadomość, jakby udało jej się oderwać od swojego ego.

Jak to się stało, że odkryłaś i przestudiowałaś starodawne metody produkowania papieru na książki z elementów naturalnych, znane w czasach sprzed Konkwisty?

Myślę, że takie było moje przeznaczenie. Byłam poetką i wykonawcą książek od dziecka, a życie podarowało mi możliwość przybycia - niczym Don Kichotowi, który nie wiedział, jak i dokąd zmierza - do Ameryki Środkowej, gdzie od wieków kwitła sztuka tworzenia poezji, fabrykowania papieru i książek. Fascynuje mnie eksperymentowanie ze świadomością tego, że do odkryć dochodzi się na drodze błędów i pomyłek.

Kiedy stworzyłaś  "Taller de Leñateros"? Opowiedz o tej wielkiej przygodzie Twego życia, a także Twoich przyjaciół - artystów z kręgu Majów. Wiem, że w ubiegłym roku otrzymałaś wraz z nimi nagrodę meksykańskiego PEN-Clubu...

"Taller Leñateros"  powstał we wspólnotach wiejskich w górach Chiapas w 1975 roku. Najpierw były to warsztaty wędrowne, podczas których eksperymentowało się i uczyło rozmaitych technik pozyskiwania barwników naturalnych. Pieszo schodziłam szereg wiosek zarówno w samych górach Chiapas, jak i w stanach Oaxaca, Jalisco, Chihuahua, Yucatan, Guanajuato. Przemierzyłam także Gwatemalę i Nikaraguę, najpierw w charakterze uczennicy, potem zaś nauczycielki sztuki stosowania barwników naturalnychW trakcie tych peregrynacji poznałam wielu tubylców, nauczyłam się mówić w ich językach, a oni dzielili się ze mną jedzeniem, gościli mnie w swoich chatach. Dane mi było obcować z mędrcami, którzy są prawdziwym skarbcem kultury amerykańskich Indian. Miałam wiele szczęścia - ludzie mi pomagali, cieszyłam się ich zaufaniem. Zaprzyjaźniłam się z wieloma kobietami z kręgu kultury tzotzil.  Razem wykonywałyśmy grafiki, dokonywałyśmy transkrypcji i tłumaczenia poezji rytualnej, stosowanej w trakcie setek ceremonii...

Ten materiał opublikowałam później w stworzonym przez nas piśmie poświęconym sztuce i literaturze, nazwanym "Jicara" i jeszcze w dwujęzycznej antologii (w tzotzil i po hiszpańsku), o której już wspominałam: Conjuros y ebriedades (Zaklęcia i upojenia).  Stopniowo, bez środków finansowych (na samym początku miałyśmy mniej niż 2 dolary), bez znajomości rzeczy, bawiąc się tym, co robimy, eksperymentując, popełniając wiele błędów, nauczyłyśmy się produkować ręcznie papier i karton, wykorzystując jako surowiec odpady przemysłowe i rolnicze, takie jak trzcina cukrowa, rdzeń owocu banana, siano, skorupy orzechów kokosowych, łodygi gladiolusów oraz innych kwiatów. Wiele osób ze świata artystycznego, specjalistów od technik graficznych, nie tylko z Meksyku, lecz właściwie z całego świata, zaczęło wspierać ten nasz projekt. Nasz "Taller" zdobył wiele nagród i wyróżnień, oprócz wspomnianej przez Ciebie nagrody meksykańskiego PEN Clubu. "Taller Leñateros" jest cudem, który codziennie stwarza się i wymyśla na nowo sam siebie.

Poza własną twórczością poetycką i plastyczną zajmujesz się zbieraniem i dokumentowaniem tych wszystkich "zaklęć i upojeń" kobiet-szamanek, czujesz się ich "transkryptorką", tłumaczysz z tzotzil na hiszpański i angielski. Jak wygląda Twoja współpraca z nimi? Opowiedz coś o twórczości i kreatywności tych kobiet. Czym się inspirują? Czy potrafią czytać i pisać?

Dzieliłam wraz z nimi życie, mieszkałam w ich lepiankach. I wtedy magiczne piękno pieśni tych kobiet, obrazy, które w nich przywoływały, ich rytmy i metafory po prostu mnie oczarowały. Większość tych kobiet nie umie pisać i czytać, ich poezja nie jest zapisana. Zaczęłam nagrywać ich pieśni, usiłując je zrozumieć. Asystowałam setkom ceremonii Majów, w których poezja służy uzdrawianiu chorych.

Jasnowidz przychodzi śpiewając
i odnajduje słowo
pieszczotę słowa
pulsującą w żyłach.

Słowo wychodzi z ust szamanki, wchodzi w ciało żmii. Słowo jest larwą, która przenika w głąb ziemi, wynurza się z jaskiń, rozpina skrzydła w powietrzu i opada deszczem, okrywając wilgocią ludzkie ciała. Słowo dostaje się do żył i jasnowidząca wyczuwa tętno słowa w pulsie chorego. Słowo przybiera kształt gwiazdy, koła, glifu rysującego się na powierzchni krwi.

Czym jest wobec tego poezja dawniej i dzisiaj dla Majów? Pomaga leczyć, żyć?

W stanie Chiapas niemal każdy może być uznany za poetę. I jest tak, mimo iż istnieje tu największy procent analfabetów. Wśród współczesnych Majów największym prestiżem cieszy się poezja. Osobę, która zna na pamięć wiele pieśni, nazywa się mędrcem. Dosłownie, mówi się o niej, że "ma pismo w sercu". W kulturze, z której się wywodzę, poezja była uważana za luksus, dla Majów zaś stanowi istotną część codzienności. Zdumiał mnie fakt, że nawet te osoby wśród społeczności tubylczej, które żyją w skrajnej nędzy, otaczają się nieustannie poezją tworzoną przez nie same.

Chcąc choćby pożyczyć dzbanek od sąsiadki, mówi się wierszem, posługuje metaforą, sąsiadka odpowiada także zwrotką wiersza. Prosząc o rękę dziewczyny i odpowiadając, rodziny wymieniają formuły poetyckie. Ziemię prosi się wierszem, by wydała plon, są utwory mające oddalić przyjście wojska, zaklinające nietoperza, by nie ugryzł owcy, jaszczurkę, by nie zjadła fasoli. Są wiersze-zaklęcia, by nie być zmuszonym ruszać za pracą do Los Angeles i na Florydę. Śpiewem uprasza się harfę, by pięknie grała, krosna, by dobrze tkały. Recytuje się wiersze skierowane do jezior, do źródeł, by nadszedł deszcz. Są wiersze jak żądła, mające uśmiercić niewiernego kochanka, wiersze zaskarbiające długie życie i wiersze dla uzdrowienia chorych.

Te kobiety żyją zanurzone w poezji, dzień po dniu. Zdumiewa mnie także głęboki szacunek, jaki okazują książkom. W ich domach nie ma książek, nie widziały nigdy biblioteki ani księgarni, nie mają szkół, gdzie mogłyby nauczyć się czytać, a jednak one śnią o książkach, jakby były obdarzone jakąś odwieczną pamięcią starożytnych ksi ąg, zniszczonych cztery wieki temu. Pieśń jest księgą, której nie ima się ogień. Słońce - dla mojej znajomej Marii Tzu  - jest Pisarzem, zawsze bowiem ma przy sobie księgę, w której zapisuje wszystko, co dzieje się na świecie podczas codziennej wędrówki po niebie.

To wszystko brzmi jak bajka... Ale wracając do Twojej poezji - pobrzmiewają w niej silne akcenty feministyczne, gryząca ironia, z jaką widzisz i opisujesz mężczyzn. A jednak w twoim poemacie "Kobiety zaczynają szukać" zdajesz się tęsknić za miłością czy za jakimś porozumieniem między kobietą a mężczyzną. Więc jak to z Tobą jest? Czy koniec końców uważasz się za feministkę?

Uważam się raczej za humanistkę... animistkę. Wierzę w życie i we wzrastanie wszystkich istot na Ziemi. Teraz przyszło mi być kobietą, ale jestem pewna, że wcześniej byłam mężczyzną.

Czy wierzysz w to, że poeta posiada zdolność zmieniania otaczającego go świata? Wierzysz w moc jego słowa? Wydaje się, że WIARA jest ważnym słowem w Twoim osobistym słowniku...

Czuję, że możemy jedynie próbować zmieniać siebie samych. Pisanie może stać się katalizatorem zmieniania i przeobrażania własnej osobowości. A także, dla ludzi piszących i czytających, literatura jest ważnym medium dla kontaktowania się ze sobą i dla współpracy, w duchu prawdziwego pokoju na świecie.

Czy poeta w Ameryce Łacińskiej poczytuje sobie za obowiązek demaskowanie niesprawiedliwości i walkę o lepszy świat? Czy przypisuje sobie jakąś specjalną misję? Czy głos poety, lub - szerzej - intelektualisty liczy się w społeczeństwie, zdominowanym przez wartości komercyjne, wolny rynek?

W oczach Majów poeta, "ten, który włada słowem kwitnącym", jest także jasnowidzącym. Czytałam gdzieś, że w Polsce słowo "poeta" czy "bard" oznacza także "proroka". Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. W Ameryce Łacińskiej wielu poetów jest także świadomymi obywatelami i podejmuje walkę o godność i sprawiedliwość.

Niedawno odbyłaś podróż do Stanów Zjednoczonych, przedstawiając angielską wersję Conjuros yebriedades. Pojechałaś także z odczytami o poezji meksykańskiej i miałaś własne spotkania autorskie. Jak zostały przyjęte Twoje propozycje artystyczne? Jak wygląda obecnie, z dystansu, Twoja relacja z kulturą i poezją północnoamerykańską? Czy masz z nią coś wspólnego?

Wielu ludzi przyjęło entuzjastycznie prezentację książki Incantations by Mayan Women, która miała miejsce w Meksykańskim Instytucie Kulturalnym w San Antonio, w stanie Teksas, stanowiąc część oficjalnych obchodów dwusetnej rocznicy wyzwolenia Meksyku spod dominacji Hiszpanii. Przyszła dość spora liczba słuchaczy, mimo strachu, który panuje w Diabłach Zjednoczonych; ludzie wieczorem raczej tam nie wychodzą z domów. Publiczność w przeważającej większości pochodzenia meksykańskiego składała się z osób poszukujących swych latynoskich korzeni. Za każdym razem, gdy przyjeżdżam do Diabłów Zjednoczonych - a zdarza się to naprawdę rzadko - przeżywam głęboki szok kulturowy, o wiele silniejszy niż podczas pobytu w Europie. Ponieważ nie prowadzę samochodu, nie posługuję się telefonem komórkowym ani kartą kredytową, nie noszę z sobą pieniędzy, czułam się kimś zupełnie na marginesie. Rachityczny system transportów publicznych, absolutny brak kabin telefonicznych, kafejek internetowych, oddalenie od sklepów z żywnością, wszystko to wpędziło mnie w kłopoty logistyczne. Przypadki jawnego gwałcenia ekologii i marnotrawstwo energii elektrycznej to dla mnie istny horror. Na przykład wszędzie grzeją kaloryfery, a równocześnie jest włączona... klimatyzacja. Najbardziej przeraża mnie to, że ludzie mogą myśleć, iż jest to normalne. Lecz najtrudniej znoszę brak serca u Diabłów Zjednoczonych, ich brak humanizmu i kultury, ich ignorancję i oderwanie od reszty świata, ich nastawienie na sprzedawanie, posiadanie i pozyskiwanie dóbr materialnych. Jest tak, jakby ludzie tamtejsi działali pod wpływem złych uroków... Jakaś psychoza zbiorowa, która nie odzwierciedla mojej rzeczywistości. Nigdy nie przychodzi mi ochota, żeby tam wrócić.

I na koniec: czym jest dla Ciebie podróż do Polski? Masz jakieś wyobrażenia na ten temat?

Podróż do Polski jest dla mnie ogromnym darem losu. Wszyscy mi mówią, że Polska to kraj piękny, zachwycający. Od małego dziecka słyszałam w rodzinie, że nasi przodkowie przybyli z Polski, że protoplasta rodu był rzemieślnikiem, który wytwarzał koła do wozów - pewnego razu odwiedzili go dwaj przybysze, a on ofiarował im u siebie gościnę, nazajutrz zaś objawili się jako aniołowie i obdarowali go baryłeczką wina, które nigdy się nie kończyło, że działo się to w czasach głodu i że ów przodek zdobył taką popularność wśród swoich krajan, że udało mu się zjednoczyć wszystkie polskie plemiona, że został pierwszym polskim władcą. Wiem, że to jest legenda piastowska.  Nazwisko zostało zmienione na Past, gdy moi przodkowie wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych w XVIII wieku. 

Zawsze pragnęłam poznać miejsce, gdzie żyli moi przodkowie i odkryć w nim na nowo siebie. Wisława Szymborska jest poetką, która najbardziej mnie zainspirowała; mogę ją czytać bez końca. Także Czesław Miłosz jest jednym z moich idoli w poezji. Jeśli chodzi o prozę, za młodu fascynował mnie Jerzy Kosiński. Inną postacią ważną dla mnie jako pisarz jest Conrad; jak to możliwe, że będąc Polakiem, pisał i publikował po angielsku?

Twoje projekty na przyszłość, marzenia?

Chciałabym być szczęśliwa i życzę tego wszystkim istotom żyjącym. Chciałabym nauczyć się kochać i być kochaną. Chciałabym znaleźć wreszcie czas, żeby przejrzeć moje inedita. Myślę, że to, co pisałam w czasie moich pierwszych lat spędzonych w Chiapas może być interesujące. Chciałabym opublikować moje opowiadania, eseje, wydać po hiszpańsku tom wierszy, który byłby znany na świecie. Marzę o tym, chociaż moje teksty zostały przetłumaczone i ukazały się w Japonii, Polsce, Francji, Włoszech i w Diabłach Zjednoczonych.
Chcę pisać, czytać i podróżować... poznawać ludzi na świecie, poetów i ich czytelników.

Krystyna Rodowska: Życzę Ci spełnienia tych marzeń.

strona  „Taller Letaneros” stowarzyszenia założonego przez Ambar Past:
http://www.tallerlenateros.com/

wiersze Ambar Past po hiszpańsku w imponującym leksykonie poetów z całego świata: czytaj i słuchaj extra muzyki:
http://fernando-sabido-sanchez.blogspot.com/2010/07/651-ambar-past.html

i prezent dla Krystyny Rodowskiej od „publicysty” - jeśli nie wiedziała, że też jest w tym olbrzymim zbiorze poetów z całego świata, to już wie:
http://fernando-sabido-sanchez.blogspot.com/search/label/KRYSTYNA%20RODOWSKA

przekład „Wprowadzenia do Inkatacji” Ambar Past na angielski w znakomitym blogu „Poems and Poetics”:
http://poemsandpoetics.blogspot.com/2009/07/ambar-past-from-introduction-to-tzotzil.html

okładka tomu Ambar Past w BibliOdyssey – piękny blog warto przejrzeć:
http://bibliodyssey.blogspot.com/2010/08/hecho-mano.html

książki wydawnictwa Taller Leñateros w „Califia Books”:
http://www.califiabooks.com/finepress/t/taller-lenateros.html

książki Ambar Past w Donna Seager Galery:
http://www.donnaseagergallery.com/art_of_the_book/artists/Ambar_Past/index.htm

hasło w Wiki:
http://de.wikipedia.org/wiki/Ambar_Past

Nota biograficzna w Wydawnictwie Cinco Puntos::
http://www.cincopuntos.com/authors_detail.sstg?id=73

profil w Facebook:
http://www.facebook.com/people/Ambar-Past/736669637

galeria zdjęć w Google:
http://www.google.pl/search?q=Ambar+Past&hl=pl&sa=N&prmd=ivnslb&tbm=isch&tbo=u&source=univ&ei=4uGaTbHIEIWBOpPLkbMH&ved=0CEwQsAQ&biw=800&bih=410

galeria filmów w Google:
http://www.google.pl/search?q=Ambar+Past&hl=pl&biw=800&bih=410&tbm=vid&prmd=ivnslb&ei=WOGaTYHXJYOYOo_GqZMH&start=0&sa=N

galeria książek w Google:
http://www.donnaseagergallery.com/art_of_the_book/artists/Ambar_Past/index.htm

„Inkatacje”: 
  śpiewa Maruch Mendez, widzimy Ambar od 2:47


za: user You Tube - „cincopuntos”

Ambar Past wraz z Alejandro Murguja: Międzynarodowy Festiwal Poezji w San Francisco USA, Beat Museum

za: user You Tube: „Geminipoet”

przy okazji: strona Festiwalu - bardzo mocna obsada na czele z  Lawrance Ferlinghettim jednym z najsłynniejszych żyjących poetów świata:
http://sfipf.org/

„Dedykacje”  które czytaliście Czytelnicy na początku – teraz czyta Ambar na Festiwalu Poezji w Gwatemali 2009: jak widać są interesujące skoro budzą tak żywy aplauz. Jakość słaba ale dokumentacyjnie clip świetny:


za: user You Tube - „yaxcinmex”

Ambar czyta  „Mar Inclinada”  opublikowane w 2011 w Puerto Rico:

za: user You Tube: „ambarpast”

rozmowa w Chicago Radio :  Bobby Bird z wydawnictwa „Cinco Puntos” przedstawia „Inkatacje” - „Incatations. Songs, Spells and Images Mayan Woman”,   współautor Amber Past:

za: user You Tube: „heartlandmedia”

Poezja Latynoamerykanów - kilka moich wstępnych uwag, jeszcze przed lekturą „Antologii”

Ambar Past w wywiadzie z K. Rodowską mówi tak: „Aztekowie określali poezję jako "kwiaty i pieśni". Poezja, jaką tworzyli, miała być odbiciem boga na ziemi, a poeta - "Kowalem pieśni", człowiekiem owładniętym przez bóstwo, kimś, kto funkcjonował jako łącznik między ludźmi a Wszechświatem.”

Blisko tego Azteckiego rozumienia Poezji jest Nikaraguańczyk Ernesto Cardenal (zobacz poprzednią notkę) co widać w jego wierszach.

Otóż porównując tę ideę poezji, czy jej definicję z innymi rozumieniami poezji najbardziej kojarzy mi się z Wedyjską koncepcją estetyczną – smakami, zwana „rasa lila”. Jak również z Wedyjskim odniesieniem poezji do Boga i dość radykalnym stwierdzeniem zawartym w Wedyjskim objawieniu, ich świętej księdze „Artha-Weda”: „On jest Poetą”.

Taką poetycką tradycję uważam za bardzo silną, bardzo starą mającą swoje źródła w pierwotnej refleksji człowieka, najstarszych cywilizacji – refleksji ściśle filozoficznej i antropologicznej. Widać wyraźnie jak funkcjonuje takie rozumienie języka w najstarszych hymnach filozoficznych znanych nam, jakimi są Wedyjskie„Rg-Wedy”.

Czy Ambar Past sytuuje się w tej tradycji?. Czytajmy jej wiersze i interpretujmy


Wiara

1.

Każdy pająk słyszy tajemnicę gdy schroni się w szczelinie
by tkać swoje sieci.
Powietrze jest świątynią Wiary.
Jego skrzydło podrywa nas do lotu.
Jego fale nas niosą na drugi brzeg nocy.
Nić światła.
Osnowa muzyki.
Ziemia intonuje śpiew
przy dźwiękach tamburynu Wiary.
Sznur błysków w kolorze indygo.
Obraz z gwiazdami.
Życie jest księżycem oświetlonym echami śmierci.

2.

W spojrzeniu nowego przyjaciela mieszka Wiara.
Dym kadzideł tak słodki
jak pot kochanka
w ciemności bez twarzy.

3.

Dziewczynka wypuszcza z rąk kolibra.
Jej spojrzenie napina
nową strunę
między pępkiem
a Wiarą.


Za „Antologią” strony 482-483

Autor składa Krystynie Rodowskiej - tłumaczce "Antologii Latynoamerykańskiej" - serdeczne podziękowania za wyrażenie zgody na wykorzystanie tekstu wywiadu z Ambar Past, zamieszczonego w oryginale na stronach Biura Literackiego.

 

publicysta
O mnie publicysta

uwielbiam przyrodę, filozofię, sztukę  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura