wieśniak wieśniak
33
BLOG

Brak dyskusji to standard.

wieśniak wieśniak Polityka Obserwuj notkę 0

Nieuchronnie zbliżają się wybory samorządowe. W związku z tym rośnie aktywność oddolnych struktur partyjnych i lokalnych stowarzyszeń. Polega ona najczęściej odbyciu zjazdu i na tzw. policzeniu się, czyli ustaleniu kto odszedł a kto doszedł, kto jest lub może być sympatykiem a kto wrogiem, kogo można pozyskać i z kim warto trzymać, a kto nie pasuje do naszego układu, o pardon, oczywiście programu. Jednym słowem „kadry decydują o wszystkim”. O ile autor tego stwierdzenia o wejściu do kadr lub, co gorsze o „wyjściu” z kadr decydował z podaniem imienia i nazwiska i nawet jego otiecziestwa, to teraz – nazwiska są ważne, choć w publicznej debacie ich się nie wymienia. Więc, jeden ktoś nie jest już naszym radnym, inny ktoś z zarządu nie uczestniczył w jego pracach przez kilka miesięcy. Poglądy członka, sympatyka czy innego „ktosia” nie są ważne - ważne jest czy popiera decyzje gremium kierowniczego. Takie podejście prezentują decydenci głównych partii w Warszawie i ich powiatowi odpowiednicy, a także liderzy lokalnych stowarzyszeń. Co z tego wynika? Przede wszystkim zanika poważna, merytoryczna dyskusja. Nie ma walki na programy między partiami, jest tylko co najwyżej walka o wizerunek wśród wyborców. Oczywiście z innych powodów nie ma dyskusji w ramach jednej partii, nawet tak „szerokiej” jak PO, czy w „bezpartyjnych” stowarzyszeniach. Jednym słowem, po 20 latach III RP doszliśmy do nowej w treści – pezetpeerowskiej, dawno wykpionej formuły centralizmu demokratycznego, czyli „demokracja” owszem, ale na warunkach ustalonych w Komitecie Centralnym. Co oznacza, że wiele trzeba było zmienić, żeby wszystko zostało po staremu.

Ważne jest tylko jedno; utrzymać władzę (w Państwie, w powiecie, w gminie) lub przejąć tam władzę. A co robić, gdy ma się już władzę - jest mniej ważne. Z tego powodu nie ma żadnej potrzeby dyskutowania o programie. Tymczasem wiadomo przecież, że nawet gminą można rządzić stosując zróżnicowane mechanizmy.Zgodnie z art. 7 ustawy z dnia 8 marca 1990 r. o samorządzie gminnym, zaspokajanie zbiorowych potrzeb wspólnoty należy do zadań własnych gminy. I jest tego bardzo dużo.

Z powyższego widać wyraźnie, że w Polsce może tylko słynna gmina Kleszczów (koło Bełchatowa) mogłaby realizować wszystkie swoje ustawowe zadania, choć i tam nie ma np. gminnego zakładu komunikacyjnego czy dofinansowania wszystkich programów zdrowotnych dla mieszkańców. Wszystkie pozostałe gminne samorządy muszą wybierać i realizować te gminne zadania, które są ważniejsze z punktu widzenia mieszkańców. Niektóre zadania, z konieczności muszą być traktowane po macoszemu lub odkładane na później. Inaczej o wydatkach i potrzebach inwestycyjnych muszą rozstrzygać władze gmin bogatych, inaczej tych biedniejszych. Różne podejście można stosować przy ustalaniu podatków i opłat lokalnych - można ustalać stawki maksymalne lub je obniżać, a jak obniżać – to w jakiej wysokości lub w którym zakresie. Gmina może przekazać dotację na drogę powiatową lub na konserwację obiektu zabytkowego (kościół parafialny), albo na jedno i drugie, albo odwrotnie - na żadne z tych zadań. Gmina wspiera rozwój sportu wśród dzieci i młodzieży w ramach zajęć szkolnych albo wspiera sport masowy prowadzony przez kluby sportowe albo sport wyczynowy tych klubów, tj. zawodowych piłkarzy. Gmina może prowadzić systematyczną pracę w ośrodku kultury albo organizować jednorazowe festyny lub występy gwiazd, albo też ograniczyć wydatki na kulturę tylko do utrzymania biblioteki. Można zastanowić się nad poziomem kształcenia, czy obecny skromny fundusz stypendialny dla uczniów spełnia swoją rolę. A sprawy oświaty to to w małych gminach temat zasadniczy. No i wreszcie zebranie wszystkich członków danej organizacji, powinno odnieść się do diet radnych i ustalić, że np. radni reprezentujący daną organizacje pracują za darmo. Albo odwrotnie, uchwalić, że poziom diet powinien być w górnych widełkach. Podobnych tematów samorządowych można podać jeszcze co najmniej kilkanaście, i o nich powinno się dyskutować.

O ustalaniu hierarchii i ważności zadań gminnych przez przedstawicieli partii i stowarzyszeń wyborcy powinni wiedzieć jeszcze przed kampanią wyborczą i przed ustaleniem list z kandydatami. Tym bardziej takie problemy należy omówić wśród działaczy i członków danych ugrupowań. Przyszły wójt czy radny musi mieć świadomość czekających go wyzwań.

Tymczasem o tym akurat w gremiach lokalnych ugrupowań partyjnych i stowarzyszeń (przynajmniej w moim powiecie) mówi się najmniej. Najważniejszą sprawą wydają się być problemy personalne. A w tej kwestii głównym kryterium wydaje się być tylko ilość głosów jakie może uzyskać dany kandydat oraz - w mniejszym stopniu – poziom lojalności wobec decydentów. Jako człowiek z pierwszej Solidarności pamiętam tamte gorące i długie spory, które – co teraz wydaje się być niepojęte – kończyły się przeważnie jakimiś uzgodnieniami. Teraz jakaś wymiana zdań jest tylko w kuluarach. Oznacza to, że nawet ludzie zaangażowani w życiu publicznym boją się prezentować swoje zdanie albo też uznali, że byłoby to próżne gadanie dziada do obrazu.

Weszliśmy, jako społeczeństwo, w okres tzw. postpolityki i nasze najważniejsze ugrupowania partyjne są bezideowe. Do takich organizacji garną się też ludzie bez poglądów, których jedyną ideą wydaje się być załapanie się do konfitur. Mniej ambitni dają się wciągnąć do polityki i działalności społecznej na zasadzie koleżeństwa lub sympatii dla lidera. Podstawową zasadą konstytuującą prawie każdą organizację polityczną jest słynne powiedzenie prezesa J. Kaczyńskiego – TKM, czyli teraz k...a my. Doprowadza to do sytuacji, że największym wrogiem jest kolega z własnej listy wyborczej do jednego okręgu wyborczego. Z tego powodu gminny lider sobie zapewnia jedynkę i szuka „zapełniaczy” listy, ale broń Boże, żeby któryś z nich nie okazał się popularniejszy. Ponadto, dawniej członek ugrupowania „ideowego” mógł głosować na swojego kandydata na wójta czy radnego nawet wtedy, gdy nie był jego sympatykiem. Natomiast w obecnym układzie nie jest to możliwe.

Na potwierdzenie o bylejakości życia samorządowego w Polsce podam zdanie prof. Michała Kuleszy, współtwórcy reformy gminnej, że „obecny system drastycznie ogranicza dostęp lokalnych elit do organów władzy publicznej. W zamian za to coraz częściej do rad wchodzą ludzie, dla których zachętą jest otrzymywana dieta. Często nie mają za to ani wiedzy, ani własnych poglądów, za to chętnie zagłosują tak jak każe partia, bo to ona układa listy wyborcze.”


wieśniak
O mnie wieśniak

Działacz pierwszej solidarności, cały czas zaangażowany w lokalnym życiu publicznym, ale bezpartyjny. Jestem zwolennikiem kary śmierci oraz aborcji (sam mam czworo dzieci). Uważam, że wolny rynek jest ważniejszy niż demokracja. Przeraża mnie poprawność polityczna. Moim Mistrzem był Stefan Kisielewski.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka