Jestem chyba niestety ostatnim pokoleniem, które jeszcze pamięta te dziecięce zabawy i piosenki autorki, której rocznicę śmierci będziemy obchodzić jutro. 10 maja, właśnie w poniedziałek. Setną rocznicę. Nie wiem czy moje dzieci pamiętają jak im śpiewałem we wczesnym dzieciństwie „W poniedziałek rano…” albo jak ich babcia bawiła się z nimi wyliczanką o sroczce. A pamięta może ktoś „Dzieci Pana Majstra”?
Prawdę mówiąc ja też na wiele lat zupełnie zapomniałem o tej autorce tak oddanej pracy twórczej i pedagogicznej.
Zofia Rogoszówna, bo o niej mowa, urodziła się w 1881 roku w Nowym Siole pod Stryjem w rodzinie pisarza, wydawcy i publicysty, uczestnika Powstania Styczniowego w oddziałach Langiewicza, Józefa Rogosza. Wzorem ojca postanowiła poświęcić się pracy pisarskiej i tworzyć literaturę dla dzieci. Zostawiła po sobie ogromny dorobek zważywszy na niewiele ponad dziesięć lat twórczej pracy.
Zadebiutowała w 1909 roku tomikiem opowiadań „Pisklęta”.
Trudno wyliczyć jej dorobek pisarski choć należy wspomnieć że miał on duży wpływ na wychowanie, również patriotyczne, ładnych paru pokoleń Polaków.
Zofia Rogoszówna zasłużyła się nie tylko jako pisarka ale również jako zbieraczka ludowych dziecięcych wyliczanek, wierszyków, przyśpiewek, czy powiastek.
Moja mama na moje dziecięce bredzenie zawsze mówiła że jestem Klituś Bajduś a to przecież tytuł jednego ze zbiorków panny Rogoszówny. Podobnie jak „Koszałki Opałki” czy „Sroczka kaszkę ważyła”.
Nie chodziłem do przedszkola, a tam głównie adresowana była jej twórczość, ale jeszcze w pierwszej klasie szkoły podstawowej bawiliśmy się w zabawę wymyśloną przez Zofie Rogoszówną „W poniedziałek rano kosił ojciec siano…” czy w "Mam chusteczkę haftowaną...". Jeśli ktoś pamięta „Tańcowała ryba z rakiem…” to też zasługa tej autorki. Wiele zwrotów i powiedzonek stworzonych przez nią weszło do języka potocznego. Powtarzamy je nieświadomi komu je zawdzięczamy.
Często spacerując po Starówce słyszę kuranty wygrywające melodię „W poniedziałek rano…” zupełnie nie wiem dlaczego akurat tę, ale cieszę się, że chociaż w ten sposób Zofia Rogoszówna jest ciągle jeszcze z nami choć zmarła 100 lat temu w Szczawnicy mając zaledwie 40 lat. Pochowana jest podobnie jak jej ojciec w Krakowie na Cmentarzu Rakowickim.
Może przeczyta tę notkę ktoś mieszkający w Krakowie i może zechce odszukać jej grób.