Ostatnio Monika Jaruzelska, broniąc swego ojca przed atakami, przywołała wspomnienie stanu wojennego i słowa generała, który miał powiedzieć: "Moniczko, stała się straszna rzecz, zginęli ludzie w Kopalni "Wujek".
Te słowa pobrzmiewają dla mnie fałszem.
Przedstawiają bowiem Jaruzelskiego jako wrażliwą mimozę.
Ta "mimoza" była ministrem obrony, gdy wysyłano, między innymi, wojska polskie do Pragi, gdzie te wojska zabijały Czechów, ta "mimoza" była ministrem obrony, gdy wojsko, zabijając ludzi, tłumiło wystąpienia robotników na Wybrzeżu.
Wtedy na Wybrzeżu i w Pradze nie działy się rzeczy straszne?
Inne tematy w dziale Kultura