Dawniej patrząc na roszczeniową i brzydką kobietę, np. na portalu randkowym, oprócz logicznego ocenienia jej pragnień jako nierealnych odczuwałem mieszaninę złości i pogardy, zwłaszcza gdy opis wskazywał na to, że przeciętny mężczyzna dla takiej "gwiazdy" nie istnieje.
Miesiące pracy nad sobą sprawiły, że wyeliminowałem tę nieznośną cechę, i gdy teraz patrzę na 50 latkę z dziećmi szukającą w miarę młodego, przystojnego, "zaradnego" wysokiego mężczyzny, w sensie emocji odczuwam "życzę powodzenia, decyduje Bóg, przeznaczenie, los albo przypadek", ale nie odczuwam już chęci wyszydzania (w myślach) i śmiania się podszytego złością.
Jej życie, jej sprawa. Szanse na sukces ma znikome, ale i ja w życiu niewiele miałem szans, a jednak coś mi się udało. Znam też ludzi, którzy mieli przeje... a jednak się podnieśli i są KIMŚ przez duże K.
To pokazuje, że jak człowiek chce pozmieniać pewne rzeczy w swoim "wnętrzu", to jeśli się bardzo chcę to można, o ile nie jest to zbyt duże wyzwanie.
A ja? Ja jestem z tego powodu bardzo usatysfakcjonowany. Nie chcę być ograniczany przez negatywne odczucia względem innych ludzi. Nie chcę by moje wewnętrzne głosy dopier... innym ludziom, ponieważ chcę mieć w swojej głowie zgraną, pełną miłości, akceptacji i siły rodzinę, a nie szyderców i nienawistników.