pwilkin pwilkin
2475
BLOG

Co jest nie tak z Kamińskim?

pwilkin pwilkin Polityka Obserwuj notkę 23

Były szef CBA stwierdził, że nie obawia się śledztwa w sprawie ujawnienia w wywiadzie dla "Uważam Rze" tajemnicy postępowania prokuratorskiego, którego wszczęcie sugerował wczoraj Andrzej Seremet.Według niego to może bowiem doprowadzić do wyjaśnienia sprawy finansów PO.

Rzeczpospolita, "Były szef CBA o mafii i Platformie"

 

Przytaczam wspominaną wypowiedź Kamińskiego, bo pokazuje to, co niepokoi mnie w podejściu Kamińskiego (jak i wielu osób na S24) do służb specjalnych. A piszę o tym notkę dlatego, że owe niepokojące aspekty są tutaj wysoce nieoczywiste.

Na pierwszy rzut oka bowiem to, co robi Kamiński wydaje się być bardzo w porządku, co więcej, aspiruje do szlachetności (Kamiński deklaruje bowiem, że jest gotów zostać oskarżonym w procesie, byleby tylko przyczynić się do oczyszczenia sfery politycznej w Polsce). Nie mam zresztą wątpliwości, że Kamiński robi to, co robi, ze szlachetnych pobudek. Problem w tym, że w jego wydaniu owe pobudki rodzą szereg konsekwencji, które koniec końców skutki mają dokładnie odwrotne od zamierzonych.

Pierwszą istotną kwestią jest źródło informacji Kamińskiego. Nie zyskał on przecież swojej wiedzy w toku śledztwa dziennikarskiego ani kwerendy publicznie dostępnych źródeł. Nie, korzysta z tego, czego dowiedział się jako szef służby specjalnej. Dlaczego jednak źródło wiedzy miałoby tu mieć jakiekolwiek znaczenie? Warto się temu przyjrzeć dokładniej - a raczej zastanowić się, dlaczego w zachodnich krajach nie zdarza się, żeby szef służb specjalnych dzielił się informacjami wywiadowczymi w imię interesu społecznego. Co bowiem może stać się złego, jeśli piętnuje się złe zjawiska?

Problem leży jednak bynajmniej nie na poziomie zjawisk, tylko na poziomie mechanizmów i opiera się o dwie kwestie. Po pierwsze, niejawnym założeniem, jakie czyni się na temat życia politycznego w demokracji jest to, że jest ono (na całym świecie) pełne nieczystości i z konieczności "kuchnia" polityczna wygląda często dość okropnie. Można się na to zżymać, ale trzeba pamiętać, że nie jest to założenie normatywne - nie dotyczy tego, jak polityka powinna wyglądać, tylko tego, jak wygląda. Po drugie, jednym ze skuteczniejszych sposobów manipulacji społecznej jest serwowanie selektywnej informacji - jeśli Kowalski i Iksiński obaj są świniami, to przedstawiając sugestywne dowody na rzecz tego, że Kowalski jest świnią (a pomijając podobne dowody w przypadku Iksińskiego), portretujemy Iksińskiego w korzystnym świetle.

Tutaj zaczynają się schody ze służbami specjalnymi. Pamiętając o założeniach z powyższego akapitu, łatwo zauważyć, jak duży wpływ może mieć osoba, która posiada dużo danych z  "kuchni" i jest skłonna je udostępnić. Jeśli dodatkowo posiada dane z "kuchni", do których ma ustawowo uprzywilejowany dostęp, to ma możliwość manipulowania opinią publiczną w sposób bezprecedensowy. Dlatego szefowie służb specjalnych muszą być wyjątkowo powściągliwi w dzieleniu się tego typu danymi - tym bardziej, jeśli są powiązani z jedną ze stron konfliktu poznawczego i siłą rzeczy padają ofiarą błędu poznawczego związanego z przeszacowywaniem ilością "brudów" w polityce.

To, czego nie powinny robić służby specjalne, mogą i powinni robić dziennikarze. Tutaj działa po prostu zasada symetrii interesów - jeśli mamy dwie dominujące partie, X i Y, to prasa sympatyzująca z partią X chce uwalić partię Y i vice versa. Przede wszystkim jednak działa, niedostępna w przypadku służb specjalnych, zasada symetrii środków - prowokacja dziennikarska tudzież kwerenda publicznie dostępnych danych nie wymagają specjalnych, ustawowych uprawnień. O ile służby specjalne ze względu na szczególne uprawnienia powinny być raczej nadmiernie ostrożne, to prasa ma w tej kwestii dużo większą swobodę - może przedstawiać jakiekolwiek informacje tak długo, jak są one prawdziwe.

No dobrze, ale wróćmy do Kamińskiego. Otóż to, że Kamiński zachowuje się tak, jak się zachowuje, ma kilka negatywnych skutków:

  • po pierwsze, wysyłanie sygnału do mediów, że śledzenie patologii jest domeną służb specjalnych, a nie dziennikarzy
  • po drugie, tworzenie precedensu poprzez swobodne dysponowanie wiedzą posiadłą w wyniku szefowania służbie specjalnej
  • po trzecie, wytwarzanie społecznej znieczulicy w sprawie patologicznych zjawisk w polityce

Dwa pierwsze punkty są w miarę samowytłumaczalne, zajmę się trzecim - o co chodzi? Przecież wydawałoby się, że wręcz przeciwnie - Kamiński, mówiąc o patologiach, zwraca na nie uwagę. Dlaczego to miałoby być szkodliwe?

Otóż wielu wyborców (ze względu na czynione założenie o "brudności" polityki) filtruje informacje na temat polityków w określony sposób - informacje od polityków traktują jako (faktualnie) mało miarodajne, jako bardziej miarodajne traktują informację od mediów, najbardziej miarodajnie zaś traktują informacje z ośrodków nieuwikłanych w konflikt polityczny. Poprzez polityczne traktowanie własnego stanowiska, Kamiński osłabił moc swoich rewelacji, przenosząc je z grupy trzeciej do pierwszej. Innymi słowy - dane Kamińskiego przestały być informacjami, a zaczęły być postrzegane jako element pewnej narracji - czyli w tym wypadku wizji świata, którą całościowo się podziela albo odrzuca. Dlatego osoby niebędące sympatykami PiSu będą częstokroć odrzucały jakiekolwiek niepokojące dane o patologiach wśród polityków jako będące elementem narracji PiS, a przez to "skażone" poznawczo.

Koniec końców, Kamiński mógł wyrządzić sprawie, o której walczy, prawdziwie niedźwiedzią przysługę.

pwilkin
O mnie pwilkin

W pewnym momencie człowiek już nie wytrzymuje i musi te parę słow napisać... Dlaczego nudny? Bo postaram się, aby nie było płomiennych mów, wielkich słów i rzucania gromami, tylko chłodne, rzeczowe analizy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka