pwilkin pwilkin
1590
BLOG

Krzysztofa Leskiego odpowiedź Łukaszowi Warzesze

pwilkin pwilkin Rozmaitości Obserwuj notkę 41

Ostatnio nic tutaj w S24 nie piszę, rzadko komentuję, a jeszcze chyba ani razu nie wklejałem na własny blog cudzych wypowiedzi, ale tym razem uważam, że moim moralnym obowiązkiem jest się odezwać. Łukasz Warzecha napisał na swoim blogu obrzydliwy paszkwil na Krzysztofa Leskiego, który jest, moim skromnym zdaniem, jedną z ostatnich oaz rozsądku i merytoryki w polskiej blogosferze. Jako, że Krzysztof Leski bloga na S24 już nie prowadzi, a odpowiedzi te warte są przytoczenia w całości, wrzucam je tutaj - podtytuły linkują do kolejnych fragmentów wypowiedzi KL (tekst pod kreską jest w całości autorstwa Krzysztofa Leskiego).


0. Świadectwo 

 

Odpowiem na większość zarzutów Łukasza Warzechy. I to w serii postów. Wbrew spodziewanym protestom wielu z Was. Wśród co trzeźwiejszych bywalców dzisiejszego Internetu dominuje bowiem opinia, że bzdury należy ignorować, a nie “nagłaśniać” poprzez polemikę z nimi.

Nie. To nie nagłaśnianie, to niezbędnik, wręcz obowiązek każdego, kto szanuje innych i samego siebie. Zwłaszcza, gdy poczytność portalu, na ktorym opublikowano zarzuty (s24) i tego, gdzie można sprawdzić ich zasadność, dzieli przepaść. Zwłaszcza, gdy mowa o paszkwilu, w którym pada tak wiele zarzutów niebywałych i wręcz absurdalnych. Paszkwilu, który przez ponad pół doby wisiał na szczycie strony głównej s24. I w którym Warzecha konsekwentnie, 10-krotnie, nazywa mnie “panem L.”. Moje nazwisko nie pada.

S24, szeroko cytowany, przetrwa w archiwach. Tu za czas jakiś nikt już nie zajrzy. Za 10 czy 20 lat jedyną prawdą w Internecie pozostaną tezy Warzechy. Niech przynajmniej dla tych, którzy zechcą włożyć trochę wysiłku w guglanie, którzy wciąż hołdować będą zasadzie audiatur et altera pars (może tacy będą jeszcze istnieć) — pozostanie tu moja odpowiedź. Moje świadectwo, fakty przeciwko inwektywom.

Oto link do tekstu Warzechy. Zamieszam go tylko tutaj, raz. W kolejnych tekstach będzie link do niniejszego wstępu. Tego by brakowało, bym wielokrotnie linkując ów paszkwil przyczyniał się do podwyższenia jego pozycji w guglu i innych wyszukiwarkach.

 

1. Fiksacja

 

 

Łukasz Warzecha zarzuca mi “fiksację” na jego punkcie. Muszę przyznać, że sytuacja jest dziwna i nawet trochę krępująca, bowiem najpierw twierdzi, że odezwałem się do niego “po kilku latach milczenia”, by następnie zarzucić mi politycznie motywowaną fiksację i rzekome zaczepki.

Na czym polega moja “fiksacja“? Kurczowo czepiam się Warzechy, by uniknąć czarnych myśli? Sprawdźmy. Pisanie bloga w s24 zawiesiłem dokładnie dwa lata temu,13 października 2010. Ostatnią polemikę zjednym z postów Warzechy zamieściłem miesiąc wcześniej.

Na moim obecnym blogu w zeszłym roku cytowałem Warzechę (wśród wielu,wielu innych, bez komentarza) w relacji z zadym 11 listopada, oraz recenzowałem jego pogląd na zmianę operatora systemu opłat sms za parkowanie w Warszawie.

Następna wzmianka o Warzesze znalazła się parę dni temu w mojej polemice z wizją portalu gazeta.pl o cenach biletów ZTM. W ramach zapowiedzi, że przedstawię jeszcze bardziej skandaliczne poczynania “Faktu” w tej sferze,którą to zapowiedź rychło spełniłem (nazwisko Warzechy tam nie pada).

Tyle. Trzy wzmianki przez dwa lata. wśród ćwierci tysiąca postów. Cóż, może to i “fiksacja”. Ja nie jestem ani psychologiem, ani tym bardziej psychiatrą. To specjalność drugiej strony.

 

2. Ataki i zaczepki

 

 

Łukasz Warzecha czuje się przeze mnie “zaczepiany”, “atakowany”, “obrażany”.W swoim paszkwilu i w komentarzach pod nim powtórzył to kilkanaście razy, a jego klakierzy — setki razy. To powszechna od paru lat technika propagandowa w polskiej polityce, mediach, blogosgferze,o a oparta na ewidentnej kradzieży znaczenia słów.

Każda krytyka każdego przedsięwzięcia Lecha Kaczyńskiego była “atakiem” i “obrażaniem prezydenta”. Każda próba polemiki z poglądami lub projektami PiSu, tezą o zamachu w Smoleńsku czy nawet hasłami Marszu Niepodległości jest “atakiem”, “haniebnym kalaniem pamięci zmarłych”, “antypatriotyczną hucpą” itp. itd. Oni mają bowiem monopol na prawdę, rację, patriotyzm, ba — narodowość.

I ja spotykam się z tym stale od co najmniej pięciu lat, kiedy to klakierzy Pawła Paliwody ogłosili, że to… ja jego notorycznie atakowałem, aż “napadłem” tak ostro, że wyleciał z s24. Słynna Maryla powtarza to po dziś dzień co parę miesięcy. Wszystko jest tu kłamstwem, które też muszę kiedyś opisać w myśl tej samej idei, która przyświeca serii postów prostujących tezy Warzechy.

Czy zaś go atakuję? Wystarczy wrzucić jego nazwisko w wyszukiwarkę tutaj lub na moim starym blogu i poczytać. Polemizuję, często krytykuję. Najczęściej nie jego poglądy ogólnopolityczne, lecz te dotyczące polityki komunalnej: ograniczeń w ruchu samochodów, parkowania, komunikacji miejskiej. Wykazuję, że Warzecha zazwyczaj pomija lub lekceważy koszty, sugeruje niemożliwą do uzyskania przepustowość ulic, że wreszcie często przekręca fakty, dane i cytaty.

Rzadko padają tam drobne epitetyNigdy nie uciekam się do ataków ad personam. Nigdy nie stawiam diagnoz memu polemiście. Nie napisałem i nigdy nie napiszę, że czyjeś tezy to efekt trudnego dzieciństwa, frustracji, innych własnych emocji, bądź zobowiązaniań, strachu lub chęci podlizania się pracodawcy czy władzy. Nie uciekam się do inwektyw ani insynuacji (“rządowy propagandzista”). To specjalności Paliwody i Warzechy.

 

3. Szczególant

 

 

Łukasz Warzecha wielokrotnie zarzuca mi, żem “szczególant”. Nie znam takiego słowa, ani jako rzeczownik, ani przymiotnik, ani przysłówek. Kontekst,w jakim Warzecha sytuuje ów zarzut, pozwala się jednak domyślać, o co chodzi. “Szczególanckie” są bowiem np. moje dane o cenach biletów w różnych miastach w Polsce, zaś wg Warzechy to nieważne, jakie są, ważne, z czego wynikają (“z błędnej polityki” HGW). Szczególanckie są w ogóle wszelkie rozważania o konkretach, gdy przecież “cały dom się pali”.

Zgodnie z zasadą MIOK Warzecha nie przyjmuje do wiadomości, że można uważać, iż jeszcze się nie pali. Ale gdyby się nawet paliło, to nie powód, by nie szukać i nie analizować przyczyn pożaru. Nawet też gdy się pali, ludzie muszą jeść, przemieszczać się, ba, wciąż mają prawo do życia prywatnego i rozrywki.

Zarzut Warzechy podchwyciło wielu komentatorów, w tym ku mej rozpaczy, Janka Jankowska. Otóż jeśli “ginie w szczegółach” ten, kto trzyma się faktów; kto w dyskusji daje im priorytet przed opiniami, emocjami i zwłaszcza inwektywami; kto wreszcie woli pisać o konkretach, a diagnozę ogólnego stanu państwa daje raz na rok zamiast powtarzać ją co kwadrans — jeśli tak, to jestem szczególantem i z dumą nim pozostanę. Na blogu i nawet gdybym miał wrócić do dziennikarstwa.

 
 

Łukasz Warzecha zarzuca mi hipokryzję. Twierdzi, że toleruję bluzgi pod jego adresem — a zarazem żądam, by inni blogerzy karcili za bluzganie na mnie. Mowa o tym, co się na naszych blogach dzieje “pod kreską”.

Pod postem tyn w pierwszych minutach pojawili się partyzant i nowytor5. Ten pierwszy, by mnie bronić. Ten drugi, by powtórzyć pomówienia, które w s24 rozgłaszał od 5 lat bez żadnych przeszkód ze strony administracji portalu (pomimo moich skarg): że “wysługiwałem się WSI i SB” (!!!).

Gospodarz już po chwili podjął stanowczą polemikę z partyzantem, choć unikając odpowiedzi na to, co mu partyzant wytknął. Nowytor5 ani na sekundę nie stał się przedmiotem zainteresowania Warzechy. Zresztą może powinienem się cieszyć, że tez owych nie podchwycił, bo często wtóruje swoim komentatorom, gdy obrzucają mnie błotem. Przecież sam od tego nie stroni, choć do WSI i SB się jak dotąd nie posunął.

Proszę mi pokazać na moim blogu komentarz pod adresem Warzechy mający choć 10% tej siły rażenia co pomawianie mnie o związki z WSI i SB czy nawet inwektywy samego Warzechy (“praca dla HGW”). Zareaguję natychmiast. Tak jak czynię to zawsze, gdy komentator przekroczy granice. I zwłaszcza, gdy obraża nie mnie, lecz innych czytelników.

Nawiasem mówiąc te akurat komentarze nicka nowytor5 już… nie istnieją. Wisiały sobie jak wszystkie, tyle tylko, że w nocy zostały “zwinięte”. Wczoraj straciłem cierpliwość. Postanowiłem rozważyć sprawę sądową i zwróciłem się mailem do s24 o identyfikację IP, z którego się ów nick loguje. Dziś nastąpiła reakcja: mail odmawiający mi pomocy oraz… fizyczne skasowanie owych komentarzy, co się w s24 nie zdarza niemal nigdy. Dowody poczynań nicka nowytor5 zniknęły. Igorze Janke, gratulacje.

 

5. Bezradność

 

 

Łukasz Warzecha zarzuca mi, że byłem tajnym ghostwriterem.

Ręce opadają. Wobec tego i wielu innych zarzutów, jakie Warzecha postawił mi w swoim paszkwilu i w komentarzach pod nim. Jawny ghostwriter? To przypadek jeden na tysiąc. Gdzie tu usprawiedliwienie inwektywy o pracy dla HGW? Nie sposób pojąć. Są takie “argumenty”, wobec których głupoty jestem bezradny.

 

6. Zagubiony

 

 

Łukasz Warzecha nie podjął nawet próby merytorycznej dyskusji ze mną. Ba, głośno oświadczył, że tego nie uczyni — gdyż to, jak on postrzega cele polityki ratusza, jest istotniejsze (i bardziej obiektywne) niż fakty.

Już na pierwszy tekst, obalający mit o “drogich biletach w Warszawie”, zareagował za to serią chamskich inwektyw na twitterze.  Na drugi, pokazujący skandaliczne manipulacje “Faktu” danymi o cenach biletów, odpowiedział paszkwilem z tezą, że moje zarzuty to efekt… frustracji. Przed chwilą zaś temat “zamknął” w tym samym stylu, pisząc o mnie w komentarzu: “ciężka sytuacja kompletnie pogubionego człowieka“.

Nie, ja się nie pogubiłem. Jaśniej niż kiedykolwiek widzę, co jest powinnością dziennikarza, co mu nie przystoi, co wreszcie jest absolutnie niedopuszczalne. Wiem, że nigdy nie posunę się do dezawuowania mego adwersarza za pomocą “diagnoz” psychologicznych czy wręcz psychiatrycznych. Choć rozumiałem zawsze, a dziś rozumiem to doskonale jak nigdy dotąd, jak wielka bywa pokusa.

Czytam, co wypisuje Warzecha. Widzę, jak jego teksty traktuje s24. A także, co robi z postami, w których kilka osób próbowało udostępnić moją odpowiedź. Widzę, co bezkarnie mogą napisać o mnie “komentatorzy”, widzę, jak reagują (nie reagują) admini s24. Wiem już, jak s24 uniemożliwia ściganie autorów pomówień najcięższej natury. Patrzę i wyciągam wnioski.

Szef s24 i Warzecha to dziś sam top polskiego dziennikarstwa. Brylujący w telewizji, nominowani do rozlicznych nagród przez szacowne gremia. Nie chcę mieć z wami, jako ludźmi, nic wspólnego. Ani z owymi gremiami. To jedyna deklaracja natury osobistej, jaką składam. Mogę oceniać treści, które publikujecie. Wszelkie szczegóły ocen innej natury zachowuję dla siebie.

 

7. Londyn się śmieje

 

Znów dowiedziałem się, że to ja “zaatakowałem” Łukasza Warzechę. Jakoby bezpodstawnie”zaczepiłem go” w tekście o cenach biletów komunikacji miejskiej, bo przecież on się tych cen jakoby nie czepiał, za to zaś, co wypisuje “Fakt”, odpowiadać nie może.

Skoro tak, przyjrzyjmy się, jakie poglądy w owej sferze Warzecha zaczął prezentować, odkąd w ratuszu zasiadła HGW. Oto, co pisał w maju 2008 r. komentując plan budowy II linii metra:

Już słowa: “londyńskiego czy choćby paryskiego” pokazują rozmiary znajomości tematu. Musi być ona bliska zeru, by komunikację londyńską umieścić powyżej paryskiej. “Bezpieczne”? Nie wiem, czy Warzecha jeździł nocą po Londynie autobusami lub pociągami. Ja owszem, sporo — nie tylko przed laty, także całkiem niedawno. “Wygodne”? Piętrusy? Czy metro? Bo przegubowych, jednokondygnacyjnych mercedesów, komfortem dorównującycm autobusom warszawskim, jest w Londynie…kilkadziesiąt. “Punktualne”? W odniesieniu do Londynu to bardzo kiepski żart.

Wreszcie “jeden bilet za rozsądną cenę”. Co porównywać? Strefy I w Londynie i Warszawie są podobnych rozmiarów. Miesięczna WKM na I strefę w Warszawie kosztowała wówczas 66 zł, miesięczny Oyster w Londynie — ok. 90 funtów. Dziś to odpowiednio 90 zł i 112 funtów.Najtańsze podróżowanie: kwartalna WKM w Warszawie to dziś 2.5 zł dziennie, roczna Oyster w Londynie —3 funty. Porównujcie, jak chcecie — liczby bezwzględne, wartość w czasie pracy za średnią płacę. Ja nawet nie skomentuję.

Dalej w tekście też wiele ciekawostek mających się do rzeczywistości jak pięść do nosa. Klimatyzację w serii mają w Londynie dopiero autobusy z najnowszych dostaw, wcześniej była to rzadkość. System informacji na przystankach? W Londynie, poza metrem? Że nie wspomnę o tezie, jakoby II linia metra w Warszawie miała być budowana “metodą odkrywkową”.

Znów popadłem w “szczególanctwo“. Wszak zadaniem dziennikarza jest wyłącznie przyp* władzy. Pod warunkiem, że to władza platformerska. Wówczas zaś po fakty sięga tylko “rządowy propagandzista”.


Polecam każdemu przeczytanie - myślę, że zestawienie postów Warzechy i Leskiego mówi samo za siebie.
pwilkin
O mnie pwilkin

W pewnym momencie człowiek już nie wytrzymuje i musi te parę słow napisać... Dlaczego nudny? Bo postaram się, aby nie było płomiennych mów, wielkich słów i rzucania gromami, tylko chłodne, rzeczowe analizy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości