kelkeszos kelkeszos
2835
BLOG

Miliony gniewnych ludzi. O prawie do obrony

kelkeszos kelkeszos Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 137

Dążenia do sprawiedliwości nie da się społecznie wyeliminować i od samego początku, gdy homo zaczął rzeczywiście stawać się sapiens, to pragnienie zawsze mu towarzyszyło, nawet w dość pierwotnych strukturach. Przy marnych, albo zgoła żadnych środkach technicznych, dla wykrycia i osądzenia sprawców przestępstw przywoływano siły nadprzyrodzone, odwoływano się do zewnętrznego depozytariusza nie przysługującej nam wiedzy, zdając się na "Sądy Boże", słuchano przysięgających na wszystkie świętości świadków ( stąd u nas świadczenie ),   ale w każdej fazie rozwoju państwa i prawa szukano bardziej praktycznych metod  ustalania faktów. Wiemy jednak, że nawet teraz , choć uposażeni bogactwem środków technicznych i jeszcze bardziej nieprzebranym bogactwem ekspertów z różnych dziedzin, nie zawsze jesteśmy w stanie fakty ustalać i na ich podstawie budować związki przyczynowe.

Ta ułomność, kiedyś jeszcze bardziej dojmująca i często prowadząca do wielkich niesprawiedliwości w imię sprawiedliwości uczynionych ( bowiem "nie brak świadków na tym świecie" jak zauważał rejent Milczek ) , zmusiła wszystkie cywilizowane społeczeństwa do stworzenia zasad procesu karnego, z dwoma głównymi filarami - prawem oskarżonego do obrony i zasadą domniemania niewinności. Każdego oskarżonego dodajmy.

Oczywiście tak skonstruowany proces, nie mógł nie stać się przedmiotem zainteresowania twórców kultury, w niemal każdej z jej gałęzi, zwłaszcza w literaturze i filmie. Na sali sądowej, szczególnie w wielkich procesach o wielkie zbrodnie mamy taki potencjał rozważań o cywilizacji i człowieku w ogóle, że wielkie obrazy, nieważne czy napisane piórem, czy utrwalone na taśmie filmowej, musiały powstać. I powstały. 

Nie wyobrażamy sobie historii kina bez dramatów sądowych, temat obrobiono na wszelkie możliwe sposoby, powstało wiele filmów wybitnych, kilka arcydzieł , choć akurat dwa z nich - "Dwunastu gniewnych ludzi" i "M - Morderca" rozgrywają się w nieco innej scenerii. W sali narad przysięgłych i przed ludowym trybunałem. Istota pozostaje jednak niezmienna - oskarżony, nawet jeśli jest najbardziej ohydnym zbrodniarzem ( jak w filmie Fritza Langa ), ma prawo do obrony, nawet wtedy gdy staje przed samozwańczym trybunałem. Wielokrotny dzieciobójca Peter Kurten ma prawo do obrony, nawet jeśli jego wina jest bezsporna , a zbrodnia okropna. Mieli prawo do procesu według zasad naszej cywilizacji także przywódcy III Rzeszy, odpowiedzialni za wielomilionowe ludobójstwo.

Być może się mylę, bo literaturę anglosaską znam słabo, ale zdaje mi się , że pierwszym  procesem opisanym w konstruujących naszą cywilizację dziełach był sąd nad Dymitrem Karamazowem w powieści Dostojewskiego. Od razu zderzamy się tu z wieloma problemami, przy czym dość zaskakującymi z naszego punktu widzenia. Uczciwy proces w carskiej Rosji? I to oskarżonego o ojcobójstwo? Z sądem przysięgłych i pełnym prawem do obrony? A jednak. Rosja od 1864r. miała bardzo nowoczesne ustawodawstwo dotyczące procedury karnej i Dostojewski to uchwycił , wprowadzając kanon do kultury powszechnej i do popkultury też, bo kto nie zauważy niezwykłego podobieństwa postaci i metod porucznika Columbo , do działań Porfirego Pietrowicza, pracującego nad sprawą okrutnego zabójstwa lichwiarki i jej siostry.

W obu przypadkach dostajemy od wybitnego moralisty materiał na wielki etyczny spór. Dymitr Karamazow ojca nie zabił, a mimo uczciwego procesu został uznany za winnego i skazany na ciężkie roboty w syberyjskim bezkresie. Pomyłka sądowa. Raskolnikow rzeczywiście był mordercą, ale dostajemy w tym wypadku cały zestaw "okoliczności", dla których za jego podły czyn nie domagamy się najwyższej kary. I dlatego w naszych systemach mamy taką rozpiętość kar za zabójstwo - od 8 lat do dożywocia - bo każda sprawa jest inna i tę inność musi wykazać obrońca.

I tu stajemy twarzą w twarz z człowiekiem, którego rola procesowa jest w społecznym odczuciu najczęściej wstrętna. Z adwokatem mającym obowiązek, podkreślam - bezwzględny obowiązek - zrobić wszystko w interesie oskarżonego, o ile te działania mieszczą się w porządku prawnym. A zatem obrońca musi znaleźć i przedstawić sądzącym wszystkie okoliczności sprawy mogące prowadzić do uniewinnienia lub zmniejszenia wyroku, nawet wtedy, gdy godzi to w ofiary, albo świadków. To rola koszmarna, bo przestępca najczęściej mówi niewiele , albo wcale. W jego imieniu działa adwokat, a musi to robić z zapałem, bez wahań i z pełną znajomością stanu rzeczy, nikogo nie oszczędzając. Od tego zależy uczciwość procesu. Kto nie jest w stanie temu podołać, nie może być adwokatem. Przypomnijmy sobie obydwie ekranizacje "Przylądka strachu".

Taka rola naraża obrońcę oskarżonego na nienawiść milionowych tłumów, nie potrafiących pozbyć się tej podstawowej emocji, psychologicznie zupełnie przy tym zrozumiałej. Występujący w imieniu zbrodniarza, zobowiązany do szczegółowego i pełnego prezentowania jego punktu widzenia, choćby najtrudniejszego do zrozumienia i przyjęcia, zawsze będzie się musiał spotkać z wrogością społeczną, choć jednocześnie nie będzie się mógł ani na moment zawahać. "Zabić drozda".

To normalne, że powszechna nienawiść do oskarżonego, przenosi się na jego obrońcę, ale normalność znika, gdy nienawiść z tłumu przenosi się na tych, dla których konieczność rozumienia roli adwokata, nawet diabła, powinna być cechą konstytutywną w postrzeganiu i opisywaniu świata. Dla intelektualnych elit, o ile rzeczywiście chcą nimi być.

Wyjdźmy z sali sądowej, zostawmy indywidualnych zbrodniarzy i spójrzmy na relacje między państwami i narodami. Każda warstwa przywódcza, chcąca dobrze rozpoznawać interesy swojego kraju i prawidłowo reagować na zagrożenia, musi emocje zostawiać w szczelnie zamkniętej szufladzie, a klucz do niej dobrze schować, albo nawet wyrzucić. W takich bowiem sytuacjach jak wojna tuż za granicą, nie jest istotny wrzeszczący tłum, ani podburzający go propagandyści, tylko zupełnie co innego. Najważniejsi do wysłuchania są obrońcy zbrodniarza, o ile dobrze wykonują swoją pracę, zbierając, skrzętnie katalogując i nagłaśniając wszystkie jego racje, czy też "racje", nawet gdyby rzucały jakikolwiek cień na ofiarę. Taki obrońca musi mieć immunitet jak adwokat na sali sądowej. Ochronę przed nienawiścią i pełną swobodę wypowiedzi. Po co?

Nie łudźmy się - w stosunkach międzynarodowych, po najkrwawszych nawet wojnach, na ławie oskarżonych zasiadają tylko słabi i pokonani. Zbrodni zwycięzców nikt nie rozlicza, bo się je tuszuje, a świadków morduje, albo spycha w zapomnienie. Stalin i Katyń to najlepszy przykład. W stosunkach międzynarodowych sprawiedliwość nie jest żadną wartością , a liczą się tylko interesy i siły do ich wspierania. W tym propaganda. Jeśli zatem chcemy wiedzieć kto i o co gra, jeśli chcemy mieć pełną gamę przesłanek i poszlak, aby odpowiednio przygotowywać się na ruchy wrogów - jawnych lub ukrytych, jeśli chcemy wykorzystywać ich wewnętrzne sprzeczności, to musimy mieć cały zestaw adwokatów diabła, którzy dokładnie zbadają motywy agresora, nawet jeśli jest to Putin. Nie po to aby kogokolwiek i cokolwiek usprawiedliwiać, zresztą Putinowi nasze oskarżenia, czy rozgrzeszenia są zupełnie obojętne. Chodzi o to, abyśmy mieli pełną wiedzę, dlaczego ktoś na kogoś napadł i czy my również jesteśmy zagrożeni, czy raczej nie i nie warto płacić "za ochronę" każdej ceny, a zwłaszcza płacić niepodległością. Po tą są ci zadający pytania, nawet jeśli te pytania wzbudzają powszechne oburzenie milionów gniewnych ludzi.

kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka