W Teksasu, tym hamerykańskim, całkiem naga faceta, o świtaniu buszowała po obcej posesji, usiłując ukraść kota.
Zaniepokojony i rozespany właściciel zwierzęcia, jak to w Hameryce, wyciągnął broń i postrzelił zjawę. Ranny włamywacz zbiegł, lecz wkrótce został ujęty przez zastępcę szeryfa miasteczka Deweyville.
Obecnie szeryf prowadzi dochodzenie w sprawie: co i jak, po co, na co i dlaczego.
Jeszcze dodam, że niedoszłemu złodziejowi udzielono pomocy medycznej, opatrując niegroźną ranę. Nie jestem pewny czy kotu zapewniono całodobowe wsparcie psychologa ;-)
Zaś cała prawdę i tylko prawdę o tej groteskowej sytuacji znajdziecie Państwo pod tym linkiem: wydarzenia.interia.pl
I tak w wietrzny, pochmurny poranek, ta godna czeskiego westernu relacja zrobiła mi dzień. A i kawa od razu lepiej smakuje.
miłego dnia, pzdr q.
ps. tu powinno być zdjęcie teksańskiego kota, ale przecież: kot, jaki jest, każdy widzi i bez fotki.
Komentarze