Czy dwóch polityków z obcych obozów politycznych może wyjść na piwo? Czy była to zwykła kurtuazja czy przyczynek do większego zwrotu akcji? Czy wyciąganie z tego daleko idących wniosków jest uzasadnione?
O tym, że obóz Konfederacji jest już dawno dogadany z PiS grzmią wszyscy. Wyborcy nie tylko Mentzena ale i Brauna w zasadzie przez obie główne partie duopolu zostali przypisani do głosujących na Karola Nawrockiego. Pozostawała tylko kwestia jak liczne ich grono uda się zmobilizować lub zdemobilizować.
Po spolegliwym wywiadzie Nawrockiego u Mentzena, po śmiem twierdzić, nie tylko nie przegranej, ale i według mnie zwycięskiej minimalnie debacie w TVP, środowisko związane z Kaczyńskim zaczynało już kupować pudełka, by pomóc Nawrockiemu w przeprowadzce do Pałacu Prezydenckiego. Dla formalności miał się tylko jeszcze Mentzen pokłócić z Trzaskowskim, wszak obóz rządowy od dawna wyzywał obóz Konfederacji wszelkimi możliwymi wyzwiskami, spychał poza nawias demokracji, więc oczywistym było, że się Panowie nie dogadają i gra będzie się toczyć tylko o to, jak zmniejszyć tę przepaść, ewentualnie, jak zniechęcić wyborców Konfederacji do pójścia do wyborów i głosowania na Nawrockiego. I chociaż ten wywiad, który nie przebiegał w jakiejś niesamowicie trudnej scenerii dla Trzaskowskiego wcale mu nie zaszkodził, to ciężko byłoby pokusić się o stwierdzenie, że mu też jakkolwiek specjalnie pomógł. Owszem Trzaskowski wypadł nieźle, może nawet dobrze. Nie było w nim widać tego, co przebijało się dość często w dłuższych formatach, w których uczestniczył w tej kampanii: pogardy dla rozmówcy, sztuczności, wywyższania się, poirytowania rozmową z kimś niegodnym takiej konwersacji. Merytorycznie mógł wypaść lepiej, sam kilka razy podstawił sobie nogę, sam kilka razy dał paliwo swoim oponentom, to jednak nie dociskany jakoś masakrycznie, w miarę suchą stopą przebrnął przez rozmowę z liderem Konfederacji. Cyrk zaczął się później.
Do sieci wyciekły zdjęcia ze wspólnego spotkania obu panów przy piwie w knajpie Mentzena. No i się zaczęło: zdrada obozu patriotycznego, druga Magdalenka, szok niedowierzanie z jednej strony, a z drugiej dogadani antypis, mamy Mentzena po naszej stronie i Sławek wreszcie uległ urokowi Rafała. Nikt tylko nie pozwolił sobie na ruszenie odrobinę zwojami. Po pierwsze dlatego, że ze strony samego Mentzena mogło to być tylko kurtuazyjne spotkanie - odprowadzenie gościa do miejsca, w którym czekali na niego członkowie jego świty - a jak wiemy z “X” to właśnie tam minister Sikorski oglądał debatę obu panów. Po drugie nikt nie zwrócił uwagi, że to też działa na korzyść Konfederacji i samego Mentzena. Albo zadziałałoby perfekcyjnie, gdyby wszyscy jej zwolennicy mieli chłodniejsze głowy. Jeśli bowiem mówi się, że z PiSem Konfederacja jest już dogadana, to takim zagraniem, pokazaniem, że koalicja z PiS to nie jest jedyna opcja na po wyborach do realizacji przynajmniej części swoich postulatów, Mentzen może podbijać stawkę. Każda bowiem opcja leżąca na stole drożej wycenia naszą ofertę. Wszak dla zwolenników Konfederacji potencjalna koalicja z PiS, czy też PO powinna być tak samo egzotyczna w myśl hasła “PiS, PO - jedno zło”. Skąd zatem oburzenie? Bo samym spotkaniem zaskoczony był Krzysztof Bosak komentujący w Kanale Zero rozmowę Trzaskowski - Mentzen, bo wreszcie wydawało się, że jedyna niewiadoma jaka leży na stole to kwestia czy PiS z Konfederacją zbiorą wystarczające poparcie by po wyborach parlamentarnych utworzyć wspólny rząd. Nikt też w ferworze walki nie zauważył, że to co kłopotliwe dla Mentzena i obozu Konfederacji odsądzanego od wczorajszego wieczoru od czci i wiary przez szeroko rozumiany obóz prawicowy, jest, albo może być jeszcze większym kłopotem dla Rafała Trzaskowskiego, w myśl powiedzenia, że nie można jednocześnie mieć ciastko i zjeść ciastko. Kłopotliwe dlatego, że wyborcom lewicowym i wyborcom Hołowni pokazuje, że Platforma też ma jakieś inne, niż oni, opcje koalicyjne, co może spowodować uczucie gniewu i zdrady ideałów przez Trzaskowskiego i pozostanie ich elektoratu w domach. Ta złość wybrzmiała na dzisiejszym marszu obozu tego kandydata, gdy Magdalena Biejat wprost przejechała się po Konfederacji, Mentzenie i Braunie. Ale to spotkanie tak samo jak miało zdemobilizować elektorat sprzyjający, mimo wszystko, Nawrockiemu spośród głosujących w pierwszej turze na Mentzena, może zadziałać demobilizująco na wyborców Lewicy, którzy mogą się poczuć kolejny raz oszukani przez Trzaskowskiego. Z drugiej strony to spotkanie na piwie jeśli nawet zdenerwowało wyborców Nawrockiego i skłaniających się ku temu wyborowi wcześniej głosujących na Mentzena, to może wywołać oprócz krótkotrwałej złości na tego ostatniego, zwarcie szeregów proNawrocki i realne wzmożenie działań profrekwencyjnych po tej stronie sceny politycznej. A dlaczego uważam, że ta złość będzie krótkotrwała?
Bo nie wyobrażam sobie by po dzisiejszych atakach na zwolenników Konfederacji, podczas marszu organizowanego przez obóz rządowy, lider Konfederacji nie zrobił Trzaskowskiemu jakiegoś złośliwego psikusa, wyciskając ten, jeszcze jeden tydzień uwagi całego kraju skierowanego na siebie do maksimum.
Wygranym może zatem pozostać Konfederacja. W obu scenariuszach. Jeśli wygra Trzaskowski - bo to nasze głosy zaważyły, a jeśli wygra Nawrocki bo nasze głosy pomogły i nie przeszkodziły w innym scenariuszu. Co więcej w tym drugim scenariuszu wygrana może mieć bonus w postaci lepszej pozycji negocjacyjnej przed ewentualną koalicją rządową. Koalicją, której na miejscu Mentzena w ogóle bym nie zawierał, w sytuacji, gdyby doszło do wyborów parlamentarnych, których wyniki przypominałyby wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich. Mielibyśmy bowiem z poważną reprezentacją Konfederacji - około 70-80 posłów przy podobnych wynikach PiS i PO (170-180 mandatów), w Sejmie znalazłaby się jeszcze Lewica przy założeniu, że będzie startować jako jeden obóz oraz stronnictwo Grzegorza Brauna, obie frakcje z nieistotną dla całej układanki ilością posłów. Konfederacja mogłaby wtedy okopać się pomiędzy duopolem i poprzeć rząd mniejszościowy w zamian za wpływy w Parlamencie, które co widać po pracy Marszałka Bosaka, są dobrymi miejscami do pokazywania wyborcom swojej merytorycznej pracy, a także w zamian za pakiet poważnych ustaw, które pozwoliłyby wdrożyć dużą część programu Konfederacji. Układ w którym do Sejmu weszłyby tylko cztery frakcje mógłby jeszcze bardziej podbić stawkę przy dobrych wynikach Konfederacji, bo arytmetyka mogłaby wskazać na większość konstytucyjną, co mogłoby dać Konfederacji jeszcze więcej atutów w negocjacjach. Z drugiej zaś strony anihilacja tak dużego sejmowego ugrupowania, jakim mogłaby z takim wynikiem stać się Konfederacja, byłoby niemożliwe z zewnątrz. O ile bowiem łatwo wchłonąć małe przystawki, o czym na polskiej scenie politycznej przekonaliśmy się niejednokrotnie, o tyle próba rozgrywania takiego partnera, dla którego jesteśmy wyborem mniejszego zła, ale nie jedynym wyborem, nie dość, że jest ryzykowna, to mogłaby się skończyć udławieniem.
Czy zatem Mentzen gra w szachy 5D? Widząc reakcję jego politycznych przyjaciół chyba nie była to zaplanowana rozgrywka. Nie oznacza to jednak, że nieprzemyślane ruchy, które wykonał mu zaszkodzą. Czasami w polityce, jak i w życiu potrzebne jest szczęście i to chyba uśmiechnęło się do Mentzena i wydaje mi się, że jeśli obóz Konfederacji wytrzyma ciśnienie, to nie oni będą mieli kaca po tym jednym piwie z Mentzenem.
Radosław Marciniak
Szczęśliwy tata wspaniałego młodego człowieka...
40 latek z ambicjami i apetytem na życie! Zakochany w książkach wariat bez telewizora!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka