Rafał Ziemkiewicz Rafał Ziemkiewicz
38176
BLOG

Łysiak, skaranie boskie

Rafał Ziemkiewicz Rafał Ziemkiewicz Kultura Obserwuj notkę 108

W pociągach, jeżdżąc z promocją „Endeka”, przeczytałem najnowszą książkę Łysiaka – „Karawanę − czy też, jak sugeruje liternictwo okładki, karawan − literatury”. Pewnie nie powinienem się do tego przyznawać, bo jak się już przyznałem, to muszę choć najpobieżniej zrecenzować. Łysiak wciąż jest takim autorem, że jak coś nowego wyda, to się człowiek za rzecz bierze poza kolejką oczekujących lektur; ale, niestety, coraz bardziej staje się autorem takim, że jak już człowiek nowość przeczyta, to by wolał nigdy jej nie widzieć, a najlepiej, żeby nigdy to-to w ogóle nie powstało. 

Ograniczę się do stwierdzenia, że „Karawan” bardziej niż do czegokolwiek innego podobny jest do „Nocnika” Andrzeja Żuławskiego, które to dzieło zresztą jest bodaj jedynym przez Łysiaka w „Karawanie” zachwalanym, a sam Żuławski − jedynym żyjącym pisarzem, jeśli można go nazwać pisarzem, chwalonym i cytowanym życzliwie. Książka jest przede wszystkim wypisami z gazet kilku ostatnich lat, usypiskiem powierzchownie uporządkowanych cytatów kto napisał co o kim, obficie polanym megalomanią i złośliwościami, tudzież okraszonym coraz bardziej niestety dla Łysiaka charakterystycznymi koszarowymi skatologiami i jego stylistycznymi osobliwościami na czele z vulgo e tutti quanti.
 
Osobny rozdział poświęcił Waldemar Dumny mnie. Wynika z tego rozdziału − i muszę to, co wynika, potwierdzić − że nasze szczątkowe stosunki wzajemne podzieliły się na trzy fazy. Zaczęło się od tego, że zaatakowanego na wr azych łamach Łysiaka wziąłem w jednym felietonów w obronę, potem jeszcze raz coś o nim napisałem − bodaj po tym, jak usunięto go z Politechniki. Poznaliśmy się i Łysiak najwyraźniej zaaprobował mnie w roli dzielnego i obiecującego giermka, choć ja bynajmniej do tej roli nie aspirowałem.
 
Czas jakiś potem zapolemizowałem z Łysiakiem na łamach „Gazety Polskiej” − poszło bodajże o tezę, że Polska powinna zaniżyć wartość własnej waluty tak jak Chiny, bo to sprzyja eksportowi i wzrostowi gospodarczemu. Wyjaśniłem mu, że Chiny stymulując w ten sposób wzrost PKB po prostu rabują własnych obywateli i zmuszają ich do niewolniczej pracy. Pamiętam, że wiedząc już wtedy co nieco o rozmiarach ego Mistrza ująłem rzecz nader delikatnie, sięgając po sienkiewiczowski dialog o Ojcu Kordeckim, który święty był, i mądry, i w ogóle, ale na armatach się nie znał. Nic to nie dało, Łysiak dostał furii − co, że niby ŁYSIAK się NIE ZNA?! ŁYSIAK PIEPRZY GŁUPOTY, TAAAK ??!!!
 
Następnym razem, gdy musiałem coś o nim napisać − z racji nominowania do Mackiewicza książki „Salon” − sytuacja wydała mi się luksusowa, bo miałem o niej do napisania same dobre rzeczy. Jak to jednak zwykle z recenzjami, kłopot z tytułem − Salon, więc oczywiście III część „Dziadów”, do Salonu najlepiej zabierać się z kijem („A łotry, a to kija! A to sznura, haku − ja bym im dwór pokazał, nauczyłbym smaku”!), ale „Z kijem na salony” brzmiało mi czegoś zbyt banalnie, nadto jakby z sugestią, że książka jest nap… cepem. A że akurat mi się przypomniała taka piosenka Dżambli „Z brzytwą na poziomki”, więc dałem subtelniej: „Z brzytwą na salony”. Trzeba było jednak zostać przy tym kiju, bo Łysiak znowu dostał furii, że go niby nazwałem małpą.
 
Po tych doświadczeniach doszedłem do wniosku, że najlepszym sposobem aby nie być zmuszonym wygarnąć facetowi paru przykrych słów, będzie w ogóle o nim, w miarę możności, nie pisać – i taka była faza trzecia. „Karawan” dowodem, że i tak jest niedobrze: Łysiak wyrzuca mi obrażony, że staram się jego istnienie i dokonania zamilczeć.
 
W zemście za to zamilczanie poddaje mnie okrutnej dekonstrukcji, rozwodząc się o różnych paskudnych cechach mego charakteru i mieliznach talentu, ukoronowaniem wszystkiego czyniąc dwa iście mordercze zarzuty. Po pierwsze, że wszystko to co piszę to androny vulgo pieprzenie głupot, a po drugie, że wszystko to co piszę on napisał na długo przede mną.
 
Autor „Empirowego Pasjansa” i „Malarstwa Białego Człowieka” zasłużył na lepszy karawan, ale nikt nie jest w stanie człowieka obronić przed nim samym. Istotne dokonania Łysiaka nadal cenię wysoko, w przeciwieństwie do jego bieżących felietonów, wdzięczny mu jestem za szlachetną postawę jaką wykazał się w sprawie przejęcia „Uważam Rze”, a postawiony przed dramatycznym wyborem, czy Łysiak ma być na mnie obrażony za to, co o nim piszę, czy za to, że o nim nie piszę, ostatecznie skłaniam się raczej ku tej drugiej opcji –skutek ten sam, a mniej się człowiek namacha.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura