W Galerii "Zachęta" z wielkim rozmachem przygotowano ekspozycję jednego tylko dzieła, ale w pełni zasługującego na miano nowej polskiej Mona Lizy. To portret "Aldony". Aldony Wiśniewskiej. Sam portret jest świetną kwintesencją początków XXI wieku, tej serialowej estetyki, tak świetnie uchwyconej reką Wysockiego. Jeszcze lepsza jest historia która się za obrazem kryje.

Oglądając ten portret oraz film video o życiu Aldony, powściągliwej, ani trochę ostentacyjnej, ale też niczego nie skrywającej. Na początku tragicznie zszarganym i niewyraźnym głosem opowiada o jakiejś nieudanej adopcji, na przeszkodzie której stanęła bieda.
Ale nie umie opowiadać jasno, większości musimy się domyślać. Widzimy jak się goli, w tle majaczy jej łysina. Pośrednio się domyślamy że musi nosić perukę, wspomina tez o tym jak "hormony dały jej kopa", ale nie wspomina ani słowem o zmianie płci, którą nie wiadomo jakim sposobem dokonała żyjąc w strasznej biedzie wśród obdrapanych ścian. Widzimy jej męża, spawającego wymienniki w zwykłym normalnym zakładzie, rodem z czasów socjalizmu. W domu stoją jakieś sztalugi. Aldona chyba ma zacięcie plastyczne- byc może dzięki temu zechciała pozować do obrazu. Zdaje się że maluje obrazy sprzedawane w małomiasteczkowych sklepach, ale trudno ją zrozumieć. Możliwe że spod jej pędzla wychodzą obrazy papieża Polaka.
Nie rozumiem nienawiści wobec takich ludzi jak Aldona. Jej bieda, kuchenna krzątanina, gotowanie obiadu, budzi sympatię. Aldona jest do bólu normalna. Gotuje obiad dla męża. Zapewne wieczorem ogląda telewizję. Jest zakłopotana. Tu nie ma żadnych drag queens, blichtru wielkomiejskich klubów dla gejów, zamiast wyuzdania jest obierany ogórek i obdrapana farba na ścianach. Tak żyją miliony Polaków.
To religijni fanatycy, i wcale nie chodzi mi o ich wyznanie, fanatycy wśród rasta też są. To oni stworzyli ten świat w którym tacy ludzie jak ona są bici na ulicach, traktowani jak wynaturzenie. To zreszta pokazuja końcowe sceny filmu- chuliganów wyzywających pedałów i ich bijących.
A oni wbrew tej agresji są. Gotują obiad. Idą po zakupy. I możeby robili coś jeszcze gdyby lepiej czuli się w społeczeństwie, i byli bardziej tolerowani. Być może poszliby na romantyczny obiad do restauracji czy na film do kina.
Kim trzeba być, by takich ludzi jak Aldona zamykać w szafach, czterech ścianach blokowisk, szerząc publicznie nietolerancję dla nich, gdy zechcą pokazać się publicznie by przełamać falę nietolerancji wobec takich ludzi? Czy fanatycy religijni mają coś z człowieka? Może gdyby o Aldonie i jej powściągliwie, bardzo niewyraźnie opowiedzianej historii usłyszały masy, coś by to zmieniło.
Czy ten kraj się zawali, gdy Aldony pojawią się w supersamach, warzywniakach, u fryzjerek, w lumpeksach? Gdy staną obok nas w autobusie, a zapytane o cokolwiek, wymamroczą coś niewyraźnie? Takich ludzi nie ma wiele, a może nawet są, tylko nie dostrzegamy ich wokół nas.
Żyłem w wielu krajach zachodniej Europy. Kilka razy widziałem drag queens w Berlinie, i robiły raczej miłe wrażenie, nieco zabawne wręcz. Raz czy dwa na bocznej ulicy przeszedłem koło witryny sklepu dla gejów. Widziałem malutką flagę gejowską w donicznce w oknie znajomego Holendra- może był gejem, nie wiem, nie interesowało to mnie gdy z nim rozmawiałem.
Poza tym- czy naprawdę ta "libertyńska" Europa jest miejscem gdzie jest jakieś zgorszenie na ulicach? Nagłośniono jakieś pojedyncze incydenty publicznego demonstrowania sypialnych utensyliów i być może dlatego w Polsce wierzy się, że gdy geje przestana byc prześladowani, i sytuacja znormalnieje, to wyjdą na ulice w lateksowych wdziankach i zgorszą resztę.
Skąd te fobie? Tak nie jest w Europie. Geje tam to po prostu normalni ludzie jakich znamy. Nawet jeśli w naszej paczce jest kolega-gej, to zwykle budzi sympatię. Jest albo śmieszny w swojej przesadnej manii ukrywania homoseksualizmu, podczas gdy jego "opcję" poznać można już po zabawnym sposobie chodzenia. Pochodzi z hiszpańskiej rodziny zdominowanej przez silną matkę. Inny znajomy gej to po prostu filigranowa postać, widząc jego sylwetkę aż trudno się dziwić jego opcji seksualnej. Zgadza się, są też wśród nich ludzie uzależnieni od seksu, ale to raczje mniejszość tej grupy ludzi.
"Nazywa się Aldona Wiśniewska. Takie imię i nazwisko przybrała. Rzadkie imię i częste nazwisko - tak jest najlepiej, pięknie, ale i zwyczajnie zarazem. Aldona nie opowiada swojej historii. Nie wiemy, co przeszła, gdzie mieszka, z czego żyje. Nie dowiemy się, co trzeba pokonać, aby na polskiej prowincji zmienić płeć - także urzędowo. By z mężczyzny stać się Aldoną Wiśniewską. (...)
Weszliśmy do ciasnego mieszkania. Poznajemy całą toaletę. Bateria tanich kosmetyków. Podkład, czarny ołówek do wyrysowania brwi, srebrno-niebieski cień na powieki, mocna szminka na usta. Jeszcze tylko wydekoltowana różowa bluzeczka, peruka - i można wyjść. Nie wiemy gdzie. (...)
Nie padają żadne miłosne oświadczenia: 'kocham', 'pożądam', o jakichkolwiek wulgaryzmach nie wspominając. Jest powściągliwość i dyskrecja. Z rozchwianych zdań wyłuskujemy proste sytuacje: on wraca z pracy, zjada obiad, idzie spać. Chrapie. Mówiąc o tym Aldona uśmiecha się trochę z rozczuleniem, trochę z zażenowaniem. Patrząc nam w oczy oczekuje zrozumienia."
(z materiałów do wystawy)
Piotr Wysocki - Aldona
Miejsce: Zachęta-Narodowa Galeria Sztuki-Mały Salon, Warszawa: pl. Małachowskiego 3
Wystawa prezentowana do 2 grudnia 2007 od wtorku do niedzieli w godzinach 12.00-20.00
Inne tematy w dziale Kultura