Polska B, miasto średniej wielkości, cel mojego weekendowego wojażu. Największa katoliczka z firmy dla której czasem robię różne prace wymyśliła że imprezę andrzejkową zrobią w pubie dla gejów i lesbijek. Może dlatego że na naszym osiedlu jest to największy pub? Później ta największa katoliczka wzięła się za wielkie wspólne robienie wróżb. Zapędziła wszystkich, mimo że te nie są katolickie, hi hi.
Byłem w tym klubie już drugi raz w życiu. Mimo że daleko od centrum, przez te kilka lat od ostatniej wizyty pub rozrósł się, w środku więcej gwaru, bardziej luksusowo. Geje i lesbijki najwyraźniej tylko tam rozmawiają, bo taneczna impreza i kolorowe światełka przebijają się przez szyby tylko raz w tygodniu. Wizyta w środku to nic strasznego, ot, zwykły klub, ludzie gadają przy stolikach.
Idziemy wieczorem na imprezę do nielegalnego klubu. W starej fabryce jest jakaś biba minimalowo-techoidowo-łupaninowa. Idę tam, bo nie ma tego dnia nic innego. W środku mimo że muza jest raczej kichowata, nie mój klimat zupełnie, jest fajnie, bo poprzychodzili bardzo fajni ludzie. Jest moje osiedle, he he, skejtpark przyszedł. Oj, wielki bauns, ludzie połykają dropsy i popijają wodą, a potem kleją banana na twarzy!
Jakoś o pierwszej jakiś tłusty kark w dresie (i tak niemal wszyscy noszą dziś bluzy dresowe do klubów- taka jest moda klubowa) chyba zjadł za dużo sterydów i zaczął bluzgać "wypierd.. buraki". Nieco się od niego odsunąłem. W zasadzie bardzo pokojowa impreza. Nic się nie działo, mimo że sporo karków się bawiło. Wszyscy mieli smajle (banay- uśmeichy) na ustach. W shopie (sklepiku) sprzedawali nawet soczki, i to tanio. Oj, gdyby nie ten klub, wszyscy by z tego miasta uciekli.
Nie podoba mi się ze ludzie chrupią jakieś dropsy, wolałbym jakby z dwoja złego gandę palili, zdrowsza jest o wiele, ale cóż- gandy z racji polityki państwa jest mniej na rynku, bo ją trzeba hodować, a tego państwo nie pozwala. Zresztą ta polska gandzia daleka od takiej prawdziwej, naturalnej- tak ludzie mówią, że ta nasza chemią podlewana.
Byłem w galerii sztuki, wystawa prac fotograficznych prezentujących współczesną młodzież. W opisie do wystawy kuratorka pisze że w takim małym mieście młodzi muszą sobie sami organizować czas wolny. I że spotykają się na ulicach, w piwnicach, garażach. Fotograf odwiedza te miejsca, dokumentuje jak młodzi ludzie śmieją się i wygłupiają przy piwie, jak bawią się w le parcour etc. Mówi że w poszukiwaniu pracy ci ludzie wyjeżdżają do Anglii. Prawda to- większości moich znajomych już nie ma, zostali ci nieliczni bez ambicji życiowych. Mój brat patrzył w portalu "nasza klasa" i mówi że nawet z jego rocznika, ludzi po 30-ce, mało kto tu został, ludzi rozrzuciło po świecie, Chicago, Porto, Barcelona.
Kto młody będzie mieszkał w Polsce B? Ona się wyludni, bo starzy ludzie dzieci nie robią. Ale mieszka tu wciąż B., młody rzeźnik, kóry na mountainboardzie z kitem jeździ, podrzucałem mu wczoraj mój kask, bo jego nie ma ochranaicza na szczękę. B. nawet na rolki musi jeździć do krytego skejtparku spory kawał do innego kraju, bo u nas nie ma. Mówi że w naszym mieście jazda nie ma sensu. B. ma koło 26 lat i zarabia kilka kafli miesięcznie. W jego szafie jest wielki kajt, latawiec który go ciągnie jak jeździ na mountainboardzie. Na folelu leży rzucona czapeczka, tirówka firmy Ucon, zajebiście mi się ona podoba, dał za nią 210 zika. Fajna. B. ma zajebisty gust do ciuchów, zawsze ma najfajniejsze.
Fot. Jedna z prezentowanych prac na wystawie
Wieczorem mamy trening, przyjeżdżają profesorowie sztuk walki z zagranicy. Potem biba, kolacja z nimi, może uda mi się zorganizować pokaz sztuk walki na wieczornej imprze mojego kumpla. Znów opiekuję się młodszymi z teamu, to takie szczeniaczki z małych miast które mają po 13 lat, pyskują starszym (oj , strasznie mnie gaszą, wyszczekane niesamowici), i palą morze gandy.
Aha, i ostatnia impreza w Kaczej Dziurze. Kacza Dziura to miejsce, ot, zagłębienie w powierzchni tego kraju, nad którym jest osiedlowy bar. Według K. który organizuje tam imprezy reggae, nie ma już ich co organizować, ludzi jest za mało. Kiedyś na takie "gwiazdy" jak teraz przychodziło i 300 osób, teraz jest ich kilkadziesiąt, może setka. Rastamani- nawet oni uciekli z blokowiska okalającego Kaczą Dziurę. Odbywające się od lat imprezy reggae nad tą ziemską rozpadliną odejdą chyba do przeszłości. Nie będzie do czego przyjeżdżać do mojego rodzinnego miasta w Poslce B.
Nawijacz na tej ostatniej imprezie śpiewa o emigracji, o tym że znikła połowa osiedli, połowa naszych ziomków. Wyjechali. Mówi tez o tym że w Polsce nie jest źle, że on wciąż chce tu mieszkać. Mimo że to jeden z najlepszych głosów w Polsce, i ongiś był tu tłok, dziś sala jest pustawa.
Inne tematy w dziale Kultura