Zawsze robię zakupy warzyw i owoców na bazarze. I bardzo lubię to miejsce. To jedyna szansa spotkania starszych kobiet w moherowych beretach, które długo krążą nim znajdą najtańsze marchewki.
W Anglii bazar koło mojego domu był przeogromny, ciągnął się hektarami. Było co najmniej kilkaset stoisk. Warszawska Hala Mirowska to ciupinka w porównaniu ze swoim angielskim odpowiednikiem.
Na bazar w Anglii przychodzi "biały trash", jak to się niegrzecznie mówi o otyłej biedocie rdzennych Brytyjczyków. Użyję tej nazwy, bo innej nie znam. White trash są grubi. Na bazarze sprzedają frytki z rybą oraz frytki z groszkiem. Oni to lubią. W Polsce nie ma takiego białego trashu, nie tyle. Być może jeszcze nie przywędrował z wiosek, nie wiem.
Ostatni raz takich ludzi których w tą kategorię możnaby wpisać, spotkałem w Poznaniu w tramwaju. Młodzi ludzie, z patologicznych rodzin, młodzi a mieli zmęczone życiem rysy twarzy. Kobieta która sympatycznie do mnie zagadała, nie myła zębów.
Biały trash w Anglii na bazarze kupuje wszelkiego rodzaju buble. Tanie chińskie produkty masowe, sprzęt AGD wątpliwej jakości, tanie perfumy. Osoba biedna, a rozsądna, kupi prędzej używaną rzecz dobrej marki przez ebaya lub allegro. Biały trash lubi dać się nabierać.
Do tego angielskie bazary pełne są starszych kobiet i mężczyzn, studentów, imigrantów, dzieciaków. W Anglii na bazarze były aż trzy stoiska dla rastamanów. Na jednym sprzedawano wisorki, koraliki, akcesoria do palenia, na innym rasta-raperskie ubrania tanich marek streetwearowych, na innym z kolei "sztukę" etiopską w rodzaju rasta-kapci i rasta-dywaników.
Ale ja tam przychodziłem dla warzyw i owoców. Marakuje, świeże kokosy, papaje, bataty, mango, ananasy, plantany, tamarynd, ostra papryczka, i cała gama typowych warzyw i owoców. Uwagę przyciągały te egzotyczne. Kupując te mi nieznane, pytałem się sprzedawców, jak się je przyrządza.
Warszawski bazar to raczej ryneczek. Kupców wypędzono z hal na dwór, w halach są dziś supermarkety. Na dworze są stragany, i straszny brud. Wróciłem cały umorusany. Nieopatrznie postawiłem siatki na zabłoconej ziemi, i cały biały dres poszedł do prania.
Owoce są chyba sporo droższe niż w Anglii, warzywa w zasadzie też, poza nielicznymi w stylu marchewka czy cebula. Nasze warzywa są na szczęście mniej sztuczne, ale bez przesady. Wydałem tyle samo co w Wielkiej Brytanii, a nawet chyba nieco więcej. W sklepiku Chińczyka w jednej z hal kupiłem plantany, ziemniaka taro, ostre papryczki, myślałem nad świeżym kokosem z mlekiem w środku ale był drogi.
Z wcześniejszych wizyt na tym bazarze pamiętam szereg starszych kobiet kręcących się jak hatifnaty wokół barometru przy sprzedawcy moherowych beretów. Na moje pytanie po ile beret nie odpowiedział. W moim mieście niektóre nastolatki noszą takie berety dla jaj.
Smutne, polskie i angielskie bazary dzieli cywilizacyjna przepaść. To i to to kramy na wolnym powietrzu albo hale targowe, ale w Anglii nikt nie wywalił kupców z hal. I było nieporównanie czyściej. Mimo deszczoswej pogody nie ubrudziłem się nigdy.
Inne tematy w dziale Kultura