W Polsce są całe masy ludzi którzy przez prawo są wypchnięci na margines życia, jak np. osoby w wieku 16- 18 lat.
Znam wiele osób w wieku 16- 18 lat. W zasadzie mogą one siedzieć jedynie w domu, bawić się na imprezach już nie mogą. W Niemczech takie osoby nie są wypchnięte poza margines, tam mogą pić już piwo bodaj od 16 lat. Pamiętam, bo mieszkałem w Niemczech i cieszyłem się z tej wolności, z prawa pójścia do baru i wycieczki na szkolnej przerwie na piwo. A w Polsce w imię pojętej w ultrakonserwatywny sposób hipokryzji piwa im się nie sprzedaje. Festiwal Woodstock w nadgranicznym Kostrzynie był cały obwieszony wywieszkami po niemiecku- osobom w wieku 16- 18 lat piwa nie sprzedajemy, ponieważ młodzi Niemcy nie rozumieli polskiego prawa i wciąż jednak uparcie chcieli piwo.
Typowy polski 16-latek nic nie może- nie może pójść do klubu (od 18-tu lat), pić tam nawet piwa. Barmani jednak proszą o dowód tożsamości, bo sprzedaż piwa jest niestety koncesjonowana. Obostrzenia wcale nie pomagaja zwalczać plagi uchlewania się na umór wśród nastolatków, którzy żłopią niebotyczne ilości alkoholu, i to zwykle wódki (jak już załatwiają sobie alkohol, to zwykle od razu mocny, po co kupować słabiutkie piwo, skoro zachód taki sam).
Starsi po prostu tyle nie piją (ja np. niemal wcale). Wprowadzenie takiego samego prawa jak w Niemczech ucywlizowałoby kulturę picia młodszych, którzy, jeśli zostawieni we własnym gronie, po prostu piją na umór. Zakaz sprzedaży nic tu nie pomaga, wręcz promuje większą drastyczność i zupełny brak kultury picia, a nawet wyczucia, ile alkoholu można wypić- osoby te piją w swojej grupie wiekowej. Znane mi nastoletnie osoby zwykle mają za sobą niezłe alkoholowe przygody, już około 14- 15-tki upiwszy się pierwszy raz do nieprzytomności.
Młodzi nie mają prawa wstępu do w zasadzie wszystkich klubów, więc często siedzą na zewnątrz klubów, na ławkach przed nimi. Nie wiem czemu taki zakaz służy, bo co niby strasznego dzieje się wewnątrz tych klubów- dla nich jest to przede wszystkim zakaz tańczenia z innymi. Jeśli nawet w środku może być niebezpiecznie, to w nocy przed klubem jest znacznie bardziej niebezpiecznie. Niektórzy na szczeście nie przejmują się zakazami i żyją normalnie, bawią się z innymi. Ale ilu wierzy że do klubu iść nie może, bo nie wpuszczą? Do wielu zresztą nie wpuszczają.
Ta polityka to raczej rodzaj cenzury obyczajowej. Polscy konserwatyści chcą wychować kanapowe ziemniaki, siedzące w domu i nigdzie nie wychodzące, a już na pewno nie bawiące się na mieście z przyjaciółmi. To nadopiekuńczy model wychowania pod kloszem, znany z psychorodzin - rodzin toksycznych.
Książki o problemach takich osób w dorosłym życiu i metodach terapii pokazują iż chowanie pod kloszem jest tragedią dla swych ofiar, które potem mają spore problemy z nawiązywaniem relacji społecznych. Polska polityka chowa sobie przyszłe patologie, naród kanapowych ziemniaków, który nawet w okresie nauki szkolnej nie ma szans nauczyć się przyszłego życia w społeczności.
Inne tematy w dziale Polityka