Krytyka Polityczna, ta aktywna organizacja pozarządowa z budżetem 0,6 mln PLN, jakiego zazdroszczą jej dziesiątki innych typowych partii, to już niedługo najsilniejsza nowa formacja lewicowa w Polsce.
Tego nie ukrywa nawet sam Sławomir Sierakowski, przyznający się do swych politycznych aspiracji w „Raporcie Rocznym Krytyki Politycznej" za 2007 rok. Droga do sukcesu jest bardzo prosta. Sierakowski, Gdula et consortes nie bawią się w partię polityczną- za dużo zachodu. Nie można dostawać grantów, dotacji, przymilać się innym partiom. A jako stowarzyszenie nie muszą żyć jak mysz kościelna tylko ze składek członkowskich.
Finansowanie partii w Polsce z budżetu jest absurdem. Aby zebrać te same środki finansowe co typowa duża partia (PO lub PiS) wydaje na kampanię wyborczą, trzeba mieć 160 tysięcy członków płacących 10 złotych miesięcznie składki. W Niemczech, gdzie partie już z 5 tysiącami głosów otrzymują subwencje proporcjonalnie do swojego sukcesu, droga do zaistnienia jest kilka razy szybsza.
Sierkakowski, Gdula et consortes to przeskoczą, zapewne dogadując się albo z SLD, albo z inną partią lewicy, być może PPP, i dostając kilka jedynek zapewniających im wejście do parlamentu. Szkoda zmarnować taką popularność jaką wywołali swoim kwartalnikiem, naprawdę czytanym. Jedna z działaczek partii centrowej mówiła o swoim szoku gdy zobaczyła ile osób przyszło na spotkanie Krytyki Politycznej w jednym z wielkich miast Polski. Wielokrotnie więcej niż na spotkania innych popularnych ugrupowań politycznych.
Gdy przegląda się to czasopismo lub rozmawia z tymi ludźmi, wypływa z nich czyste, komunistyczne mleczko. W dużej mierze to typowi komuniści, trockiści i tym podobni. Nie chodzi mi wcale o kwestie obyczajowe czy społeczne, rozumiem „wrażliwość lewicy", ale gospodarczo jest to potężny skręt trzewi u rasowego ekonomisty. Komunizm czy trockizm odnosi się do systemu gospodarczego, w którym robotnicy przejmują tytuły własności nad środkami produkcji. Konkurencję „wyłącza się", jest szkodliwa i niepotrzebna.
Spece z Krytyki Politycznej wszystko wiedzą lepiej niż nobliści, także podstawowe prawa kierujące działaniem gospodarki. Nie bójcie się, po tym jak przejmą uniwersytety, dopuszczą pluralizm poglądów. Chcą komunizmu, ale ewentualnie mogą zgodzić się na socjalizm. Podobnie jak za czasów sowietów, niektórzy wierzyli uparcie w ich działanie mimo doniesień o straszliwej klęsce tej idei w praktyce, tak oni wierzą w Hugo Chaveza, mimo licznych krytycznych doniesień a nawet filmów w Internecie z doniesieniami z wenezuelskiego „pola walk".
Aby założyć biznes w Wenezueli, inwestor potrzebuje 119 dni i musi podjąć się 14 procedur, podczas gdy średnia dla krajów zreszonych w OECD to 30 dni i 6 procedur. Argentyński dziennik finansowy Ambito Financiero opisał Wenezuelę pod Chavezem w 2007 roku jako kraj znacjonalizowanej ekonomii, wydatków które wymknęły się kontroli, rządów dekretami i ciągłych re-elekcji. Porównano go do Ludwika XIV, mówiąc o nie mającej precedensu w Wenezueli tak totalnej koncentracji władzy w jednym ręku. Chavez publicznie wzywa do modlitw (np. za zdrowie Fidela Castro), i sporo mówi o Bogu w swych mowach.
Teorie ekonomiczne ludzi z „Krytyki..." to nowa religia. Oni mówią o „religii neoliberalizmu", ale ichnia jest „religią sowietów". Są ślepi na problemy jakie powoduje rozproszenie akcjonariatu, są ślepi na faktyczny upadek na rynku wielu spółdzielni, które nie są innowacyjne i żyją z wynajmu majątku, albo, powstawszy niedawno, żyją tylko państwowym przywilejom (jak np. kasy SKOK) i nie byłyby w stanie konkurować na równych warunkach.
Na świecie istotnie działają komuny w których „środki produkcji" są wspólne. W Izraelu są jeszcze kibuce (także w fazie upadku, mimo że zostały zreformowane, nie ma już bezpłatnej elektryczności i jedzenia, kibucnicy mają własne pieniądze). Na Jamajce jest kilka wspólnot rasta, ktore ogłosiwszy teokrację na swym terytorium żyją mając wspólne środki produkcji. Idea miła- wspólnota, jedność, szczególnie w wykonaniu rasta raczej rozrywkowa, ale wszystko to są wspólnoty rolnicze, w dużej mierze samowystarczalne, oparte na wspólnej wierze w starotestamentowe przykazania. Do tego w Europie Zachodniej jest wiele tzw. eko-wiosek i rozmaite wolnościowe inicjatywy jak. np. Christiania w Kopenhadze.
Tutaj Sierakowski, Gdula et consortes nie mają motywu który spowoduje że ludzie nie będą oportunistyczni. Powinni mieć prawo i pomoc, by swoje idee wprowadzić najpierw na jakiejś małej próbce. Ale przecież spółdzielni jest w Polsce całe mnóstwo. Poznańska spółdzielnia komunikacyjna to rozlatujące się 30-letnie autobusy- rzęchy, podczas gdy prywatni mają nowiutki tabor nawet z wyświetlaczami pokazującymi trasę kursu.
Podobnych „think-tanków" jest więcej. Bardziej ekologizujący to „Obywatel", który powstaje na bazie 200 tys. kapitału żelaznego jakie wydające go stowarzyszenie zdobyło jako ekoharacz, przy sprzeciwie niemal całego środowiska ekologicznego w Polsce, które się temu przeciwstawiło podczas spotkania Zielonej Sieci w Bramce na Mazurach jeszcze zanim doszło do transakcji. Dziś zagadnięcie o „Obywatela" wywołuje zakłopotanie u wielu przedstawicielu ruchu ekologicznego.
Obecnie wydawcę tego pisma, Remigiusza Okraskę wymienia się w jednym rzędzie z Andrzejem Gwiazdą i innymi najważniejszymi postaciami lewicowej sceny. „Obywatel" to dla ekonomisty kolejny skęt kiszek, tym razem w stronę najdzikszego odłamu „narodowej lewicy". Ten dziwny nurt, opierający się o terceryzm, nacjonalizm, i gospodarczy autarkizm powodował liczne oskarżenia o faszyzujący charakter pisma i budzi we mnie skojarzenia z niejakim Moczarem. Bez wątpienia nie odnajduje się to pismo w podziale lewica-prawica, bo jest bardzo pro-autorytarne i antyliberalne. Wolny rynek? Jest z gruntu zły!
„Krytyka Polityczna" jest najpopularniejszym lewicowym think-tankiem w Polsce. Odniosła sukces, jest na agendzie, ma ogromny, decydujący wpływ na poglądy polskich lewicowych partii politycznych, ale nikomu spoza tego środowiska nie chce się tracić czasu na lekturę i wytykanie błędów. Podobnie jest z „Obywatelem", którego antyliberalne, faszyzujące poglądy gospodarcze infekują coraz dalsze kręgi.
I tak jak w historyjce z Radiem Maryja i jego rasistowskimi wątkami: nikt nie protestuje zawczasu, potem następuje przejęcie władzy, a dziennikarze budzą się kiedy jest za późno i z gorliwością neofity krytykują rzeczy, które miały miejsce lata temu. A Polska lewica czy centrolewica wciąż nie ma typowego cywilizowanego think-tanku bez żadnych radykalizmów.
Inne tematy w dziale Polityka