SLD nie zauważa, że ofiary przekształceń ustrojowych, ku którym teraz zwracają się postkomuniści, nie są zainteresowane tematem emancypacji gejów, a na sprawę aborcji mogą mieć mało „postępowy" pogląd. SLD nie zauważa że po wielkim wejściu na rynek polityczny kilku nowych partii dzięki wyłomowi jakie w medialnym świecie zrobiło Radio Maryja, te ofiary przekształceń ustrojowych mają już swoich obrońców. Wg słów Olejniczaka na jego blogu, teraz SLD „zacznie bronić interesów ludzi pracy najemnej, która będzie pilnować, by awans cywilizacyjny nie dotyczył tylko najbogatszych, ale wszystkich Polaków".
Świat już nie jest taki sam, a SLD teraz zbiera błędy za swe zaniedbania w przeszłości. Wyborcy zainteresowani liberalizmem obyczajowym to nie koniecznie grupa tożsama z osobami mniej zamożnymi. Ba, jest wręcz przeciwnie- to ci zamożniejsi są bardziej liberalni. Ich stać na wizyty w kawiarniach i klubach, na dalekie podróże, wakacje za granicą. Z zagranicznej perspektywy widzą polski jarmark, zaczynający się już na samej granicy.
Choćby wtedy gdy dojadą koleją do ostatniej stacji nad granicę i okazuje się że dalej do Polski dotrą raczej tylko samochodem, bo pociąg jeździ 3 razy dziennie. Gdy odczekają swoje 5 godzin, to "polski pociąg" przejeżdża granicę światów, z prostych torów i świata pełnego pasażerów na peronach trafia w świat krzywych torów tonących w błocie i roślinności, zrujnowanych i pustych dworców- widm. Podróż drogowa obfituje w podobne obserwacje, polskie drogi to po prostu wyasfaltowane średniowieczne dukty, może jeszcze pamiętające czasy Rzymian.
Wystarczy tylko się ruszyć, by przerazić się Polską, kulturą, manierami i obyczajami jej mieszkańców. W Polsce miałyby szanse nawet partie o bardzo radykalnym programie adresującym problem różnic kulturowych i obyczajowych kierowane do wyborcy liberalnego. Determinacji i buntu w co bardziej obytym światowo społeczeństwie drzemie wiele.
Ale ścieżka łącząca elektoraty liberalne obyczajowo z „ofiarami przekształceń ustrojowych" wydaje się drogą na manowce, bo to elektoraty wg mnie w dużej mierze wykluczające się. W Europie Zachodniej z sukcesem istnieją partie jeśli liberalne, to i obyczajowo, i gospodarczo, jak choćby niemiecka FDP czy brytyjscy LibDems. Nawet klasyczna lewica porzuciła dawną politykę gospodarczego etatyzmu na korzyść liberalnej polityki gospodarczej, określanej jako „there is no alternative" przez thatcherystycznych neokonserwatystów brytyjskich. Szeroko o tym rozpisuje się Adam Chmielewski (por. http://www.chmielewski.uni.wroc.pl/ ). Tymczasem SLD pod wpływem radykalnych think-tanków skręca w stronę gospodarczego populizmu etatyzmu. Zapominając że ekonomia to nie gra o sumie zerowej, a wiele bogactwa jest wypracowywane od zera, z niczego. To że baron H. posiada pałac nijak nie przeszkadza w rozwojowi fabrykantowi C.
W Europie być może ścieżka jaką podąża SLD miałaby szansę. Ale w Polsce biedna, spauperyzowana część społeczeństwa jest zbyt konserwatywna. To świat ludzi którzy się nie spotykają w klubach, to świat w którym naczelną wartością i jedynym ich oparciem jest rodzina. To często świat toksycznych rodziców, z-zewnątrz-sterowalnych dzieci z psychorodzin wychowywanych pod totalnym kloszem nadmiernej rodzicielskiej opieki. Świat liberalny, w którym ludzie żyją w grupach znajomych zamiast środowiska rodziny, w którym spędzają weekendy na rozmowach w kręgu przyjaciół i wspólnych imprezach, to dla tych ludzi czarna magia. Nie mają nawet na takie życie pieniędzy. Ten świat roztacza się tylko w nielicznych polskich wielkomiejskich oazach liberalizmu.
SLD przez lata rządziło, także telewizją publiczną. Wówczas nie wykorzystała mediów by pokazać „ludowi" innych stylów życia niż ten typowo polski, rodzinno-kościelny, ba, to ona stworzyła „rządowe media komercyjne". Nie wspominano w nich o innych systemach wartości niż katolickie, nie mówiono o liberalnej etyce, o liberalnym wychowaniu dzieci. Nie chciano poruszać "drażliwych tematów". A polityka to także pracowanie na sukces za lat naście. To nie teraz zaczął się kryzys lewicy. On się zaczął wiele lat temu, gdy SLD oportunistycznie odcinało kwitki od swojej potęgi zdobytej wpływami w mediach i decydowało się „nie budzić niedźwiedzia" polskiej nietolerancji takimi tematami jak geje i tolerancja dla różnorodności. Wielką bombę zdetonowały mniejsze partie, a dawny układ legł w gruzach. W tym nowym SLD już się nie odnajduje, jego wyborcy odpłynęli.
Dziś chce się zajmować tematami gejów i aborcji, bo tylko takie hasła im pozostały. Nagle obudzili się SLD-owscy antyklerykałowie z krytyką tej instytucji. Dziwne jednak że te hasła nie przeszły im przez usta wtedy gdy dzierżyli media publiczne. Wówczas te tematy dla tej partii nie istniały, nie poruszano ich jako niebezpiecznych (dziś tą samą strategię obrało PO).
Teraz te hasła w ustach SLD wydają się niewiarygodne, nie budzą zaufania wyborców. To partia która nagle próbuje radykalnie zmienić swoją politykę, i jeszcze w dodatku w swym nowym wcieleniu nie jest konsekwentna i godna zaufania. To jakby partia backbencherów, w której dawnych liderów odesłano na tylne rzędy, ale nie ma nowych. „Związek zawodowy polityków", „partia bez ideologii"- to przecież dominujące poglądy na temat tego ruchu. Na swój upadek ruch ten skutecznie zapracował wieloletnim brakiem pracy u podstaw.
Nie mam żadnej nadziei że tym tekstem kogokolwiek przekonam do powrotu z nowej drogi- publicysta przekonany że jego teksty „zmieniają świat" musi mieć chyba problemy emocjonalne. Przyszłość SLD nie jest jednak już ważna ani istotna nawet dla polskiej lewicy. Lewicy której dziś już zresztą niemal nie ma, zmarginalizowała się, uschła jak niepodlewany kwiatek. Zdaje się że nawet w samym SLD jest jej niewiele. Przed laty SLD obrało kurs na oportunizm, i trzeba wiele pracy "u podstaw społeczeństwa" by to odmienić. SLD o zdolność do takiej pracy nie podejrzewam, ba, nawet nie widziałem ani razu tej partii w takiej akcji.
Inne tematy w dziale Polityka