Polacy, szczególnie ci młodzi, nie wierzą w ekonomię. Z uwagą obserwuję jedną z konferencji międzynarodowych w której właśnie uczestniczę. Niemieckie miasto, ciężko doświadczone przez przemiany ustrojowe, straciło jedną trzecią mieszkańców. Z dawnych 90 tysięcy zostało 61. Ale zbudowano nową operę/teatr z gigantyczną salą zdolną do wystawienia tu wielkich sztuk. Raz byłem tu na wspaniałej operze Diabły z Loudon, polskiego twórcy notabene, która kończyła się spaleniem głównego bohatera na wielkim stosie przed operą.
Wożą nas po okolicy. Jedziemy przez wschodnioniemieckie miasto, w którym działa huta stali. Widać kompletnie puste bloki mieszkalne. Niekiedy ich okna zabite są dyktami. Innym razem brak w oknach firanek. Takich bloków widzę kilkanaście przy jednej tylko ulicy. To samo czeka polskie mniejsze miasta za 10 do 15 lat. Kiedy starsi mieszkańcy zaczną wymierać, okaże się że ich dzieci dawno już wyjechały i swoje dzieci urodziły w innych krajach czy miastach. Wtedy będzie już za późno, miasta się skurczą. Stadtschrumpfung- tak to się nazywa w Niemczech. W Hoyerswerdzie burzą nawet 10-piętrowe wieżowce.
Teraz jestem na bankiecie w wielkim, nowoczesnym gmachu uniwersytetu. Jakie piękne budynki pobudowano tutaj przez ostatnią dekadę. Miasto to obserwuję od dawna. Zbudowano wiszący most nad rzeczką prowadzący na wyspę z niezwykłym tematycznym placem zabaw oraz pięke minimalistyczne gmachy wzdłuż rzecznego brzegu. A to miasto ma wielkość Kutna czy Pruszkowa. Jeśli ono ma problemy gospodarcze, to jakie problemy stoją przed polskimi miastami?
Była dzisiaj prezentacja polityki ekonomicznej, wg mnie z ekonomią nie mająca wiele wspólnego. Ludzie niestety nie wierzą w ekonomię wolnorynkową i uparcie szukają czegoś nowego, a ja w nią wierzę. Róźni ludzie widzą tylko że niszczone jest środowisko naturalne, w miastach pojawiają się centra handlowe, upada transport zbiorowy. Ich intuicja podpowiada im że to nie jest zdrowe.
A ja widzę to i sądzę że po prostu ekonomia wolnorynkowa nie jest wdrażana, lub wdraża się ją tylko wybiórczo. Przecież wciąż mamy do czynienia najwyżej z mixed economy, ekonomią mieszaną, w której w Polsce jest więcej etatyzmu, a w Niemczech jednak więcej kapitalizmu. Nie pokrywane są w tej ekonomii mieszanej koszty niszczenia środowiska- przedsiębiorcy za nie nie płacą, bo jest ono niczyje, choć powinny istnieć prawa włąsności do niego i ktoś powinien reprezentować dobro ludnosci która z niego korzysta.
Użytkownicy powierzchni drogowej nie płacą za nią poza kilkoma miastami na kontynencie, m.in. Londynem. Gdyby płacili za każdy metr drogi to wówczas kupowaliby w sklepie na rogu. Dlaczego podatnik ma dopłacać do rozbudowy wiecznie za ciasnych dróg w miastach tylko po to by ktoś mógł sobie pojechać do supermarketu? Przecież to kosztuje!
Czemu nie prywatyzuje się kolei, autobusów, tramwajów, czemu nie ma tam konkurencji, jak np. w Anglii, gdzie koleje po prywatyzacji przewożą niemal o połowę więcej pasażerów niż za czasów państwowych pociagów i torów? Ci ludzie szukają alternatyw dla ekonomii wolnorynkowej, tej neoklasycznej, podczas gdy ona sama nigdy nie została wdrożona w pełni.
Nie jestem neoliberałem, przecież słyszałem o asymetrii informacji, o czym uczył George Akerloff. Sądzę że ludzi epowinni mieć dostęp do informacji, i popieram przeznaczanie pieniędzy z podatków na bezpłatny dostęp do edukacji, na stypendia naukowe. Ale nie popieram państwowych szkół, bibliotek, uniwersytetów. Sam pracowałem na prywatnej uczelni w Wielkiej Brytanii, widziałem różnicę w działaniu tej instytucji i typowego dla Polski państwowego urzędu- uniwersytetu który ma tyle wspólnego z wolnym rynkiem i jakością nauki co PKP z pierwszym z brzegu prywatnym przewoźnikiem kolejowym w Wielkiej Brytanii.
Nawet tu, w Niemczech, nei ma takiego socjalizmu mieszkaniowego jak w Polsce. Domami mieszkalnymi zarządzają skomercjalizowane spółki, choć chyba wciąż państwowe. W Polsce mieszkaniami zarządzają różne dinozaury komunizmu, w sód których najgorszym potworem są administracje domów mieszkalnych prowadzone przez urzędy miast. Ot, to takie śmietniki na slumsy, mam przyjaciół którzy mieszkają w takim prawdziwym polskim slumsie.
W Polsce nie mamy ekonomii wolnorynkowej, najwyżej ekonomię mieszaną, i to z większą domieszką etatyzmu niż u naszych bardziej rozwiniętych południowycyh, północnmych czy zachodnich sąsiadów. Nic się od nich nie uczymy, niemal nic się nie zmieniamy jako kraj. Po reformach Balcerowicza, które zadziałały, utknęliśmy niemal w miejscu. Odcinamy kupony od tamtych sukcesów, ale to za mało by kogkolowiek dogonić. Dystans zresztą się nie zminiejsza, ale wręcz powiększa. Polska jeszcze niedawno miała najniższy wzrost gospodarczy w grupie 10 nowych krajów UE.
Inne tematy w dziale Polityka