Pan minister edukacji całkiem sporego europejskiego kraju rapował nader dobrze, i nie było to "crap talk", ale freestajlował po angielsku nawet dość sensowne teksty, tak dla ironii, igraszki towarzyskiej w czasie rozmowy w knajpie.
Poznałem go na konferencji w której uczestniczę. Rozmawialiśmy o polityce, o tym że niektórzy chybaby się tam nie odnaleźli bo przecież nawet nie noszą garniturów, i w ogóle nadzwyczaj nieswojo czują się w czymś innym niż dresy. Wtedy jedna z rozmówczyń wspomniała owego pana ministra, z którym podróżowała ongiś z wykładami po Azji, ba, po chwili upolowała go przy barze i przyprowadziła do naszej grupki dyskutantów. Minister ów miał być dowodem na to że ktoś przyzwyczajony do innego stylu ubioru musiał nieco się zmienić zajmując ważne stanowisko.
Minister po kilku piwach sporo nadużywał słów w stylu f*ck, w różnych bardziej wyuzdanych konstrukcjach gramatycznych (f*ck up, f*ck off). Gdy bankiet w filharmonii się zakończył, pokierował wycieczką po okolicznych barach, odpowiadając nazwami barów na tytułowe pytanie. Widząc mnie, nabijał się z moich "trzech pasków" mojego dresu i zarapował o nich, na tyle dobrze że szczęka mi nieco opadła, bo sam nawijam gorzej i nie mogłem mu odpyskować.
Czemu mi się spodobał? Bo był chyba dość normalnym człowiekiem, chodzącym dowodem na to że w demokracji każdy może być ministrem.
Odpowiadał też za sport w swoim rządzie. Czy zna jakieś sporty? Z ciekawości pytałem jego przyjaciół. Nie, zupełnie. Potem okazało się że ma jakiś pas w sztukach walki. Do polityki jego partia dostała się, ponieważ partia konserwatywno- liberalna zawiodła, przegrała, i oni zajęli jej miejsce. Na moje pytanie o przyczyny sukcesu, odpowiedział że trzeba być liberalnym i coś tam jeszcze, co niestety zapomniałem. Inni jego przyjaciele mówili że wyniosła ich do władzy prasa popularna.
Z ministrem udaliśmy się potem na poszukiwania kolejnego baru. Chodził na ukos przez główne skrzyżowanie miasta, pluł na trotuar, śpiewał piosenki. Na pytanie o papierosa zadane przez jakiegoś Niemca odpowiedział żartem że pali czystą marihuanę, bo nie sądzę żeby mówił to na serio, tak jak przecież żartem były jego angielskie nawijki o paleniu dżointów. Minister mówił jak praca w rządzie pozbawia go czasu na przyjaźnie, rodzinę, że jeszcze ma żonę, ale z czasem jest kiepsko. Nie dziwi się członkom rządów mającym kochanki i płacącym prostytutkom- oni wg niego nie mają czasu na nic więcej. Swoją pracę przedstawiał jako nader zajmującą, kompletnie rujnującą życie prywatne. Pamiętam polskiego kandydata na ministra edukacji, z którym razu pewnego miałem styczność w czasie telewizyjnej debaty w niewielkim mieście. Ów pan nie chodził z spodniach z metką firmy skejtowej, ba, bliżej mu było do nieznoszącego sprzeciwu tyrana i dyktatora niż człowieka mówiącego o tym że przede wszystkim uważnie słucha innych osób wykonując swoją pracę. Polski minister był nie tyle sztywny, co wręcz był książkowym efektem domowej przemocy i braku liberalnego wychowania, tego delikatnego podejścia pozbawionego bicia paskiem. Odmienności nie tolerował tak samo jak jego rodzice czynili to wobec niego.
Rozmawiając z tym niepolskim ministrem pytałem się go czy zlikwiduje sporty zespołowe w edukacji, bo dla mnie sport nie był w dzieciństwie niczym fajnym, i na nowo odkryłem go dopiero jako osoba dorosła. Czytałem w zeszły weekend w "Daily Mail" o tym że w Wielkiej Brytanii niekonserwatyści u władzy wytrzebili wszelkie sporty bazujące na wspózawodnictwie z tamtejszych szkół i że teraz konserwatyści chcą spowrotem je wprowadzać, co wg mnie byłoby błędem. Przekonywałem ministra, że lepsze są sporty bez ducha współzawodnictwa i takie mi nieporównanie bardziej odpowiadają, ba, w Anglii nasza grupa uczyła capoeirę dla nauczycieli wuefu. Minister się nieco krzywił że męczę go zawodowo poza godzinami pracy.
Teraz, jakieś pół godziny temu, pożegnał się i pojechał do domu. Był zwykłym, najnormalniejszym młodym człowiekiem, wg tego co zaobserwowałem bardzo zdolnym i błyskotliwym, choć niespecjalnie alternatywnym. Od świata przedstawicieli polskiej polityki, mającego o sobie gigantyczne mniemanie, sztywnego, nadętego, nudnego, dzieliła go cała dekada lat świetlnych.
Inne tematy w dziale Polityka