Boli mnie, a w zasadzie swędzi. Choroba skóry, jakieś bakterie, które mam od dawna, i nasila się po każdych warsztatach sportowych. Do lekarza za moje ubezpieczenie nie pójdę, bo sporo podróżuję służbowo, i nie sposób ze sobą bezustannie wozić książeczki i legitymacji ubezpieczeniowej, dość grubych papierzysk, zwłaszcza gdy się chorób nie przewiduje. W Niemczech wszystko co potrzebowałem miało postać karty z czipem i mieściło się w portfelu. Tutaj owe dokumenty to jakieś nieporozumienie, jedno z wielu zresztą.
Chcąc iść do lekarza od skóry, dermatologa, musiałbym najpierw uzyskać skierowanie od lekarza rodzinnego. Nie wiem nawet jak on się nazywa, i nigdzie to nie jest napisane. Nie pamiętam gdzie się zapisałem. Do lekarza od wszystkiego, czyli niczego, jeszcze nigdy się nie wybrałem. Nie wiem zresztą po co, bo jako nieco wykształcona osoba mogę sam określić specjalistę który pomoże mi z wiązadłem w kolanie czy z chorobą skóry.
Ale to lekarz rodzinny zarabia w polskiej służbie zdrowia najlepiej, podobno nawet po 10 tys. PLN jeśli ma dużo pacjentów wpisanych w rejestr. Zarabia obojętnie czy go odwiedzają czy nie, płaci mu się od duszy która wybrała go jako lekarza pierwszego kontaktu. Na peregrynację po „lekarzach od niczego” nie mam czasu. Znów zapłacę prywatnie, odwiedzę tą samą panią doktor która przepisuje mi leki których już nawet nie produkują, a nowych nie zna. Mojej choroby nie umie wyleczyć, a ostatnio przepisuje na nią maści skandalicznie drogie.
Może Polska potrzebuje takiej opieki medycznej jak w Egipcie? W tamtejszej aptece na migi pokazałem co mi dolega, po czym dostałem maść zawierającą odpowiednie substancje czynne (znam na pamięć składy różnych maści), maść która jeszcze pomogła, ale się niestety już skończyła. A to wszystko za ułamek kosztów wydanych na leczenie w Polsce, gdzie takie maści jak owa egipska dostaje się tylko z polecenia lekarza. Opieka zdrowotna w Polsce to jedna wielka niedoróbka, i nic się tu nie zmienia na obecnego (nie)rządu.
Inne tematy w dziale Polityka