Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy
157
BLOG

Winobranie 2008- karnawał z neonazistami w skansenie komunizmu

Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy Polityka Obserwuj notkę 7

„Neonaziści znów nas wczoraj napadli- przez kilka minut kopali 15-letniego Maciusia, punka z nogą w gipsie (skręcił kostkę na deskorolce). Było ich 5, chyba trzech stało, dwóch bilo. Glinek próbował go obronić, ale kopnęli go w twarz. Dorośli bili dzieci! Nikt nie zareagował, kilkadziesiąt osób siedziało naokoło! Sama poszłam wywlec Maciusia, uderzyli mnie”- mówiła natychmiast jak mnie dostrzegła na deptaku.

 

Jak co roku przyjechałem do Zielonej Góry na Winobranie, by wystąpić w korowodzie, tak samo tandetnym co roku. Żal mi tutejszych nielicznych nastolatków z różnych subkultur. Marika ma jakieś 16 czy 17 lat, Glinek na oko na 15, mówi że 17, choć nie wierzyłem mu, kazałem pokazać jakiś papier. Wojtek Glinek, uczeń III LO. To on dostał wczoraj kopniaka w twarz od neonazisty Alana, jednego z wielu postrachów ulic Zielonej Góry.

 

Niedawno o innym postrachu tego miasta rozpisywano się w „Gazecie Wyborczej”. Młodzi ludzie z tego miasta do obrony przed jednym z mafiosów zorganizowali wówczas grupę z bejsbolami. Mafioso napadł sprzedawców osiedlowym w chińskim barze. Z tego co mi opowiadano, chciał im włożyć ręce do oleju, w barze łatały miski z ryżem. Dopiero groźba samosądu spowodowała reakcję tutejszej policji.

 

O neonazistach w Zielonej Górze usłyszałem dopiero gdy zostałem dwukrotnie pobity podczas moich rzadkich wizyt w tym mieście. Inni mieli mniej szczęścia. Maciek, nastoletni rastaman z osiedla „Strumykowa” nawet nie potrafił powiedzieć ile razy dostał już idąc ulicą. Gdy go zobaczyłem, miał całą siną twarz i złamany nos. Wówczas dostał takiego strzała, że przeleciał przez murek. Powód zawsze ten sam- nie taka fryzura, ubranie, subkultura. Tak samo, a nawet gorzej, jest w Gorzowie, gdzie brytyjska „Sky” nagrywała materiał o polskich neonazistach.

 

Pamiętam wizytę w Gorzowie. Moi przyjaciele, dorośli ludzie, narysowali swymi opowieściami obraz miasta z którego uciekli młodzi zdolni ludzie, zostali ci którzy uciec nie mogli. Miasto sprawiało katastrofalne wrażenie. Główna ulica, Chrobrego, wyglądała jak slums, wszędzie brudno, krzywe płytki, skomunalizowane kamienice-slumsy. Osoba, z którą teraz rozmawiam przez skyp’e, pochodzi z Gorzowa, mieszka dziś w Wielkiej Brytanii, i na pytanie o neonazism w Gorzowie opowiada o napisie „B-Żydy” jaki przez lata widniał na wprost wyjścia z PKS-u w Gorzowie. Pytana o emigrację odpowiada że połowa jej znajomych wyjechała z Gorzowa.

 

W Zielonej Górze jest nieco tylko lepiej. Tutaj także mam przyjaciół mieszkających w komunalnych slumsach, nieremontowanych odkąd zostawili je przepędzeni Niemcy. Grzyby na klatkach, ściany bez tynku, ba, nawet przedwojenne, już zabytkowe rzeźbione framugi okien. W „teoretycznie 120-tysięcznej” Zielonej Górze wg opowieści moich przyjaciół największymi pracodawcami są Urząd Miejski i szpital. Po 1989 roku nie zawitali tu żadni duzi inwestorzy z zewnątrz. Gdy pytam o powody tej smuty tutejszego menedżera, ten opowiada o opiniach inwestorów, którzy na hasło Zielona Góra opisują sceny dantejskiej korupcji, bezczelnych żądań o łapówki padających na każdym kroku w tamtejszym ratuszu.

 

Mąż mojej kuzynki z Zielonej Góry, kark z BMW-icą, dresiarz- neonazista, wielki zwolennik Hitlera, opowiada mi o zdziwieniu jakiego doświadczył jego bliski przyjaciel gdy został radnym tego miasta. Okazało się że radni regularnie „wystawiają” jakieś działki, a potem dzielą się łapówkami. Ci nie biorący są „outowani”. Jego przyjaciel, wtajemniczony w te procedery, zdziwił się niepomiernie ich skalą.

 

Co wspólnego ma ten dziwny region, to dominację postkomunistów, trwającą do całkiem niedawna, a w Zielonej Górze jeszcze się utrzymującą. Do tego dochodzi potęga "propagandy sukcesu" w wykonaniu największej lubuskiej postkomunistycznej gazety codziennej, mającej tylko jednego, niewielkiego konkurenta. Psioczyli na swoje media zarówno gorzowscy, jak i zielonogórscy przyjaciele. Wg nich ta gazeta o upadającym i zacofanym regionie pisze w samych superlatywach, nie stać jej na realizm.

 

Czerwoni burmistrzowie i Zielonej Góry, i Gorzowa byli uwikłani w korupcyjne skandale. W Zielonej Górze mieszczanie wybrali więc konserwatywną panią prezydent, a rada miejska pozostała zdominowana przez postkomunistów. Niedawno sytuacja się odwróciła- postkomunistyczny prezydent miasta, prawicowa rada miejska. W takich sytuacjach wychodzi nieudolność polskiego mechanizmu politycznego. Bezpośrednie wybory prezydentów miały zmobilizować ludzi do głosowania, a stworzyły sytuacje patowe trwające cale dekady.

 

Mój rozmówca, hip-hopowiec z osiedla-getta zwanego „MCS”, pełnego zapuszczonych bloków o wyglądzie brytyjskiego slumsu, opowiada że kocha to miasto, i przed laty było ono pełne twórczych, młodych ludzi. Przyjeżdżali ludzie w Warszawy czy Poznania i dziwili się że panuje w nim taka pozytywna atmosfera, że subkultury mogły żyć razem, nikt nikogo nie atakował, było mnóstwo klubów, imprez. Wszyscy ci aktywni towarzysko ludzie w przeciągu ostatnich 2-3 lat spakowali walizki, zagłosowali nogami, ułożyli sobie życie w innych miastach. Kluby pozamykano, poprzerabiano na domy weselne. Teraz nawet nie ma sensu niczego tworzyć- "bo niby dla kogo?"- pyta.

 

Winobranie w Zielonej Górze to impreza pokazująca prawdziwą prowincjonalną Polskę, impreza podchmielonych karków w dresach najtańszych marek, popijawa przybiedzonego młodego pokolenia w koszulkach za 30 złotych kupionych w tanich sklepach odzieżowych jakie znajdziemy w centrum tego miasta. Tu tak naprawdę nic się nie dzieje, ot, imponujący wielością ciąg straganów i budek z jedzeniem, który zwabia niewiadomo skąd pochodzące tłumy mieszczan na ogół kompletnie pustą i zapomnianą zielonogórską starówkę. Spotkani znajomi z którymi ongiś jeździłem na rowerach do downhillu na pytanie dlaczego przyjechali, mówią że u nich w Głogowie nie ma nawet takiego czegoś.

 

Mój znajomy warszawski pracownik organizacji pozarządowych ilekroć przylatuje do Zielonej Góry, za każdym razem sądzi że dotarł do miasta 40-tysięcznego, a wnioskuje to z małomiasteczkowej zabudowy. 30-tysięczne miasto po wojnie doświadczyło ogromnego rozwoju- komuniści obudowali je 80-tysięcznym blokowiskiem. Ostatnio nawet mój warszawski znajomy brał udział w tutejszej radzie miejskiej. W jego opinii poziomem swoim sięgała ona poziomu zasiadającej w niej kwieciarki z rynku, rozdającej za darmo jedzenie biedniejszym mieszczanom i stąd mającej głosy wyborców.

 

Uniwersytet? Jest gdzieś obok, niemal wszyscy profesorowie przyjeżdżają jedynie na wykłady, więc nie mieszkają w tym mieście, nie zmieniają go, nie mają na nie wpływu. Jest uniwersytet, ale tylko od 7 do 15. Potem kadra odjeżdża do Poznania, Wrocławia.

 

Tutejszy deptak, zwykle opustoszały, raz na rok zapełnia się tłumem, właśnie na owo święto wina. Wolno pić na ulicach, leżeć pijanym na trawniku, i szczególnie późnym wieczorem, tak po północy, zbiorowo czynią to tutejsi mieszczanie. Nieliczni „odmieńcy”, owe biedne niedobitki fanów różnych subkultur, dostają w cięgi od neonazistów. Policja, mimo że opowiadano mi iż wielokrotnie ją informowano i dobrze zna podejrzanych, nie reaguje. Młodzież z subkultur sama się nie obroni, bo zostały nastolatki, starsi wyjechali.

 

Po prostu tak tu jest, i to od ponad dwóch lat, odkąd tu co jakiś czas przyjeżdżam. Moim przyjaciołom z tego miasta współczuję- zostali osamotnieni po emigracji większości młodych ludzi z ich subkultur, mówią że nic się nie dzieje. Neonaziści i fontanny. Tyle się tam dzieje, przynajmniej z punktu widzenia młodej osoby. A teraz idę na owo Winobranie, wezmę dobre buty do kopania i obrony nastoletnich osób które znam. A one znów opowiedzą to samo- nic się nie dzieje i chcą wyjechać, ale mają jeszcze 2 lata szkoły.

Lubię operę i prowadzę witrynę Radiotelewizja.pl Radiotelewizja Promote your Page too

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka