Goście pojechali, a ja jakoś nie mogę otrząsnąć się od wrażenia. Dlaczego dzieci nie chcą wpuszczać do klubów muzycznych? Zabrałem owych gości po warsztatach sportowych do jedynego, nielegalnego zresztą klubu muzycznego gdzie mogliby wpuścić nieletniego z naszej paczki, i niestety, powiedzieli mu że za dwa lata. 17-nastki wpuszczają, 14-letnie siksy podobno niekiedy też, ale on to na 14 to ledwo wygląda. Ciekawe więc co można zrobić w sobotę wieczorem z 15-latkiem? Zwłaszcza gdy ów 15-latek poza wiekiem naprawdę wie tyle co dorośli, jest niesamowicie pyskaty i doprawdy nie wiem, czym, poza może brakiem snu, ów klub mógłby mu zaszkodzić. Bardzo możliwe że dzieciak poradziłby sobie z bramkarzami w owym klubie- jak na swój wiek kopie całkiem przednio i niezwykle szybko, potrafi wywalić mistrza z Brazylii. Ale niestety- wczoraj podszedł do bramki, panowie popatrzyli na niego i powiedzieli mu że jeszcze dwa lata.
Wczoraj oglądałem filmy z Brazylii. Dzieci trenują od małego i walczą dużo lepiej niż zdecydowana większość dorosłych. Do naszej grupy też chodzą takie 4-ro czy 5-cioletnie "Kazie". 8- latki już potrafią całkiem ładnie kopać, od tego co potrafią 11-latki wara opada. A ile wie o życiu 15-latek? Ten którego poznałem nie zadawał głupich pytań, był trochę może mało wesoły, nieco naburmuszony (też nie cieszylibyście się gdyby przez was wszyscy z klubu musieli przyjść do domu i wam to potem wypominać). Palił chyba sporo za dużo marihuany – na filmach i zdjęciach widać go było w towarzystwie strasznie upalonych kolegów.
Jak się okazało, miał zagrożenie z matematyki, nie wiedział nawet co to jest funkcja. Wiele razy puszczał piosenkę pt. „Nienawidzę szkoły” ze swojego telefonu, o tym jak jej autor (na ucho 16 lat) miał "zagrożenie" ale rzucił szkołę, i teraz muszą do niego mówić per "Pan". Trochę się zdziwił słysząc że już w życiu nawet uczyłem matematyki i siedzę nad jakimiś wzorami. A mi się zrobiło jakoś totalnie przykro: czym musi być ta dzisiejsza szkoła, jaka kategoria ludzi musi tam pracować że takie młode, liberalne dzieci po prostu jej na całego nienawidzą. Że nie ma tam ludzi którzy tym dzieciom czymś zaimponują, że te dzieci będą je za coś szanować. Martwi mnie to jakoś.
Może w szkołach uczą osoby w ogóle niezorientowane we współczesnym świecie? Dziś po treningu 5-letni chłopiec śmiał się ze starszego Pana z ławki naprzeciwko który zadawał tak podstawowe pytania odnośnie tego co robiliśmy i na jakim instrumencie graliśmy że mały patrzył na mnie śmiejąc się i dając porozumiewawcze gesty. A co jeśli takie dziecko trafia do szkoły gdzie nauczyciele są tragicznie ograniczeni? Kto tam pracuje skoro płacą tak mało? Jako małe dziecko w szkole dla jaj zrobiłem rysunek zegara z kukułką, pisząc dla jaj „gógółga” czy jakoś tak, chcąc zażartować z zasad ortografii. To była pierwsza klasa chyba, inne dzieci jeszcze robiły błędy ortograficzne. Pani w ogóle nie zrozumiała żartu, mimo że się tłumaczyłem. Dostałem jedynkę. A jeśli wszystkie Panie są takie tępe? Plastykę na poziomie miałem dopiero w Niemczech, gdzie malowaliśmy i w stylu impresjonistycznym, i w kubiźmie etc.
Możliwe też że w szkołach uczy jakaś odmiana inkwizycji sądząca że wie lepiej, lubiąca dyktować dzieciom wszystko co mają robić, podczas gdy dzieci które przeszły dojrzewanie już w zasadzie są samodzielne. W wielu religiach i wiarach (m.in. mojej) jako dorośli są zresztą traktowane. Polska to wciąż kraj psycho-rodzin wszystko kontrolujących i budujących nad dziećmi szklane klosze, psycho-matek które swoją nadopiekuńczością i toksycznością robią z dzieci pacjentów poradni psychologicznych. To wszystko jest standardem, spotykanym w niemal każdym polskim domu. Skoro tak jest w domach, to czemu nie w szkołach?
Mój tato lubi powtarzać że problemu ze szkolnictwem by nie było gdyby pieniądze jakie otrzymują szkoły byłyby uzależnione od wyników tych szkół, podobnie jak pensje nauczycieli byłyby uzależnione od wyników ich pociech na egzaminach. Może ów system trzebaby nieco poprawić tak by szkołom chciało się także uczyć różnych nieuków, którzy inaczej byliby odsyłani od szkoły do szkoły lądując wreszcie w jakiejś najgorszej.
Wg krytyków na moim blogu o takich tematach nie powinno się pisać. Ale szkoły nie są tylko dla dzieci konserwatystów. Chodzą tam też dzieci liberalnie chowane, niekiedy nawet puszczone samopas na ulice, które obawiam się że w polskim systemie są jakoś odrzucane, bo przecież „szkoła po polsku” to nie dla nich. Takie dzieci jak ów nastolatek u mnie w gościach, być może zainteresowałby się nauką, ale jak żartują jego koledzy, w treści zadania od matematyki musiałaby być funkcja łącząca ile bońków z gandzią sprzeda z jego zarobkami. Przecież te dzieci myślą racjonalnie. Czy to ich wina że polską szkołę historycznie zaprojektowano dla dzieci które myśleć nie miały, miały być maszynami w totalitarnym systemie?
Czy polska szkoła uczy bycia obywatelem? Organizowania demonstracji? Zakładania stowarzyszenia? Czy dyskutuje się w niej na ważne obecnie tematy społeczne, np. nad kryzysem finansowym w USA? Szkoła jest dziś totalnie odcięta od życia. Uczy zwykle piramidalnych bzdur zamiast rzeczy dziś istotnych, a podręczniki są napisane tak czerstwo że bynajmniej nie wzbudzają zainteresowania uczniów. Swego czasu jedna z gazet domagała się akcji w której znani pisarze pisaliby ciekawe podręczniki. Co z tego wyszło? Dzieci w szkołach nawet gazet sobie nie poczytają. Idźcie do byle szkolnej biblioteki. Pożółkłe kartki królują. Mediateka? Płyty z muzyką do wypożyczenia? Stanowiska do Internetu? A po co?
Dziś dzieci które znam większość swoich informacji zebrały z Internetu. Nawet 10-letnie dzieci same potrafią się nauczyć parkuru z materiałów i filmów w Internecie. Szkoła jest dla nich przykrym incydentem, gdyby mogli nie chodziliby tam. Polska szkoła została takim muzeum poprzedniego systemu. Jest w niej zwykle brzydko jak w więzieniu, ściany na olejno, krzesła twarde, więzienne światło z migających świetlówek. Dzieciom poczytamy nudnych serów z nieaktualnych podręczników, martyrologicznych moralietów aby może stały się nacjonalistami. Na chemii dzieci z daleka pooglądają kolby i probówki, bo wszystko drogie, i jest ich mało, dotykać nie można. Po takiej szkole te dzieci nawet nie mówią po angielsku, choć podobno ich uczono. Na polskich szkołach się oszczędza jak może, zresztą i tak żrą bodaj połowę budżetów lokalnych samorządów.
Na temat szkolnictwa nie ma dyskusji. Dzieci nie strajkują. Siedzą cicho, choć to one mają dziś najgorzej. Czasem wybuchnie w polskich brukowcach jakaś mała dyskusja z okazji kolejnego filmiku jaki dzieci nakręciły swoją komórką. W głównym brukowcu kraju wybuchnie oburzenie że nauczycielka paliła marihuanę z uczniami (ja jestem zwolennikiem trzymania dystansu i „nie integrowania się” z nauczanymi) choć nie zauważa się że normy są już inne, i tylko starsze pokolenia mają swój inny „mainstream” który powolutku wymiera wraz z nimi.
W Polsce nie mówi się jak się dziś uczy dzieci w szkołach w Holandii, Wielkiej Brytanii, Niemczech. Choć różnice mogą zapierać dech w piersiach- pamiętam że moi brytyjscy nastoletni znajomi, na imprezy przychodzący z mamą (a jednak dzieci wpuszczano), mówili niezrozumiałym Jafaican (mieszanka patois i brytyjskich dialektów lokalnych) i ogólnie wiele o świecie nie wiedzieli, za to tam jednak spotkałem największą ilość młodych ludzi o wybitnej wiedzy. A my- na wychowanie kolejnych pokoleń „położyliśmy pałę”, jak mówią dziś nastolatki. W Polsce kwitnie wychowanie rodem z totalitaryzmu. Kiedy się z tego otrząśniemy?
Inne tematy w dziale Polityka