Chciałbym zaapelować tak jak 2500 lat temu czynili obywatele greckiego polis, Aten: na podstawie prawa które mówiło że jeśli ktokolwiek chce, to może. Dzisiejszych praw nie znam, wyprodukowano ich za dużo, są tam tryliony liter, zalano tym nas, obywateli.

Fot. Antyczna platforma mówców w Pnyx, części Aten
Żyjemy według zasad które wypracowaliśmy sami, religii, a także norm etycznych ustanowionych prawami tego kraju. Zaś ruch obywatelski ma wielką i świetną przeszłość. W starożytnej Grecji lud, zwykły lud zaganiano do prac nad ustawami i prawami. Zaganiano z rynku, wielką czerwoną liną. Kto miał ubranie brudne od tej czerwonej liny, płacił karę. Potem już płacono za udział w demokracji bezpośredniej, w której to obywatel uchwala prawa.
Politycy ówcześni byli bardzo ułomni, wszak Ateny to małe, 200 –tysięczne polis, miasto z przyległościami. Perykles żył z kobietą bez obywatelstwa ateńskiego. Pozbawił ją go swoim własnym, obowiązującym dla wszystkich cudzoziemców prawem odbierającym prawa obywatelskie cudzoziemcom nawet jeśli były mężami/ żonami tutejszych. O jego. seksualnych pożądaniach krążyły legendy. Jak głosi jedno ze źródeł, hetera, z którą się związał, prowadziła burdel. Podobno to ona korumpowała kobiety ateńskie by te spełniały wyszukane perwersje Peryklesa.
Żona szefa rządu, jakby to na nasze ująć, była burdelmamą, uważaną zresztą za wzór kobiecej mądrości. Inni ateńczycy przyprowadzali ze sobą swoje żony, by te uczyły się przy niej sztuki posiadania własnego zdania i samodzielnego myślenia. Po jakimś czasie wytoczono jej proces za obrazę obyczajów. Podobno tylko łzy Peryklesa, „rzadki wybuch emocjonalny” wielkiego męża stanu uratowały ją od kary.
Inni przyjaciele szefa rządu to uparty ateista -filozof Anaxagoras, przepędzony z Aten za szerzenie defetyzmu w bogów. Osiedlił się w małej miejscowości Lampsacus w dalekiej Jonii, gdzie mieszkańcy po śmierci wystawili ku jego pamięci pomnik Prawdzie i Rozumowi, i przez wiele lat czcili rocznicę jego śmierci. Anaxagoras obserwował ciała niebieskie, gwiazdy, planety, komety, uważał je za latające fragmenty ziemi. Swoje poglądy na temat wszechświata miał więc zupełnie odmienne niż popularne, dość religijne wyobrażenia.
Inny z jego kompanów to Fidiasz. Umarł w więzieniu, oskarżony o malwersację części złota przeznaczonego na jeden z posągów. Perykles używał pieniędzy związku wojennego sąsiednich polis by opłacić dekorowanie Aten, te wszystkie posągi i statuy które wykonywał Fidiasz. Prawo uchwalono takie że za samo podniesienie tematu „na co wydawane są pieniądze związku wojennego” i jakiekolwiek kwestionowanie ich wydawania groziła kara śmierci. Fidiasz był ponadto pederastą, i wielu autorów starożytnych opisało jego uczucie do chłopca Pantarkesa. Artysta wyrzeźbił jego imię na małym palcu gigantycznego posągu Zeusa.
Perykles był populistą na dzisiejsze czasy. Wybuchały za nim skandale, głównie obyczajowe, choć i malwersacje. Zarzucano mu ostentacyjną ekstrawagancję w wydawaniu publicznych środków oraz złą administrację finansami publicznymi. Perykles tak bardzo się obawiał każdej kolejnej sprawy sądowej, że knuł przeciwko niej fortele. Ale rządził twardo. To on zbudował cały Akropol, wielki kompleks budynków, kosztującą może i z miliard dzisiejszych pieniędzy ekstrawagancję na którą dziś nie pozwoliłyby sobie polskie miasta przy ich budżetach.
Perykles pozostał mitycznym politykiem skutecznym, obyczajowym liberałem który pokonał konserwatywnego przeciwnika politycznego, Cimona, przeciwnika demokratyzacji, wysyłając go poprzez procedurę głosowania przez obywateli ostrakonami na 10-letnią banicję. Gdy Cimona już w Atenach nie było, wraz z Ephialtesem do cna zdemokratyzowali Ateny, ograniczając rolę dawnej arystokracji z jej aeropagiem do minimum i przekazując władzę zgromadzeniu wszystkich obywateli.
Dziś taki polityk byłby niemożliwy: wyobraźmy sobie Donalda Tuska mającego za konkubinę ukraińską burdelmamę z którą musi żyć na kocią łapę ze względu na prawa które właśnie wprowadził, mającego za przyjaciela filozofa zawzięcie propagującego ateizm i podważającego kościelne nauki, a za innego kompana rzeźbiarza pedofila utrzymującego się ze zleceń państwowych zlecanych przez samego Tuska i jeszcze malwersującego powierzone surowce.
Patrząc na Polskę, dziś nie mamy władzy ludu. Nie wiem czy ktoś z Państwa rozmawiał z polskimi parlamentarzystami. Ci ludzie średnio już po dwóch kadencjach tracą wszelki kontakt z rzeczywistością. Nie znają typowych problemów kraju, żyją swoją pracą parlamentarną, reprezentują interes nie obywateli, ale aparatu władzy. Gdy na publicznym spotkaniu z politykami różnych partii ludzie wypowiadają się na temat zwijania granic państwa, ci patrzą z żalem, zupełnie jakby zabierano im plac zabaw.
W ogóle nie rozumieją tematu- posłowie bowiem chcą więcej państwa, a nie mniej. Jest tu oczywista sprzeczność interesów. Głosy wyborców, jakie do nich dochodzą, rzadko są reprezentatywne- to zwykle ludzie szukający rozwiązania swoich problemów. Ci parlamentarzyści mocno umocowani w partiach pracują dla lobbies, grup nacisku, aparatu państwa a nie dla obywateli, którzy w demokracji są reprezentowani jedynie raz na 4 lata.
Polski system zdegenerował- państwo, zamiast działać dla obywateli i być przez nich tworzone, stało się samonapędzającą się maszyną o wewnętrznej dynamice, dzierżone przez kastę nim sterujących zawzięcie walczących o swój rząd dusz i swoje wpływy. Dziś niemal nie ma posłów niezależnych- jest ich koło 1 %, głównie „spady” z innych partii.
Wysłuchanie publiczne, to tak popularne w demokracjach „public hearing”, w Polsce miało miejsce sporadycznie, zwykle zainteresowani o takowej procedurze nawet nie słyszeli, a jej efekty nie miały żadnego wpływu na stanowione prawo- stanowiący je decydują się na wysłuchanie zdania ludu nie z automatu, ale dopiero gdy ktoś z „ludu” wystąpi z wnioskiem o takowe wysłuchanie.
Szczególnie władza sądownicza uciekła ludowi. Jan Piński, dziennikarz śledczy „Wprostu” uwielbia rzucać przykładami sądowego bezprawia, licznych sytuacji w której sąd stronniczo i niesprawiedliwie rozstrzyga spory na korzyść Państwa. Prokurator generalny jest powoływany przez polityków tworzących to państwo, ba, to im podlega prokuratura.
Sądy winny bardziej podlegać ludziom, w niektórych krajach sędziowie są wręcz przez nich wybierani jak w USA, po to by byli niezależni od świata polityki. W Polsce tak nie jest. W moim rodzinnym mieście z rodzin sędziów wywodzą się neonaziści bijący tych którzy im się nie podobają. W sąsiednim mieście syn tamtejszych sędziów mający również światopogląd neonazistowski zamieszany był w zabójstwo czarnoskórego chłopaka, do dziś niewyjaśnione. Dlaczego z takich środowisk wywodzą się przywódcy lokalnych grup polskich neonazistów? Być może wybór sędziów w Polsce był upolityczniony?
W Polsce aby poskarżyć się na jedną z setek ustaw sprzecznych z konstytucją, nałożono na nas obowiązek wynajęcia adwokata aby ludność nie zalała sądu pozwami. Wniesienie pozwu, cywilizowane prawo przyznawane w krajach demokratycznych wszystkim obywatelom, w Polsce odgórnie, wbrew konstytucji ograniczono. Narzucono opłaty sądowe wynoszące część wartości sporu w sprawach majątkowych.
Ktoś skarżący się o nieruchomość wartą miliony którą mu państwo bezprawnie zabrało, nie ma szans na wpłacenie takich opłat. Ubiegając się o kilkusettysięczne odszkodowanie musimy zapłacić sami kilkadziesiąt tysięcy. Jak ofiara wypadku ma ubiegać się o sprawiedliwość? O wielomilionowe odszkodowanie, konieczne gdy nie jest w stanie sama się utrzymać? Opłata sądowa w takich wypadkach wynosi setki tysięcy PLN, a o zmniejszenie jej musi ona występować sądownie!
W Polsce w więzieniach trzyma się miesiącami osoby bez prawomocnego wyroku. Jest to sprzeczne z wszelkimi zasadami wypracowanymi już w starożytności. Polska przegrała w związku z tym 70 % spraw o stosowanie tego tzw. „aresztu tymczasowego” przed Trybunałem w Sztrasburgu. Praktycznie po każdym zastosowaniu takiej kary trzeba się odwoływać do owego trybunału z wnioskiem o odszkodowanie od tego kraju. W Polsce ponadto niemal w ogóle nie istnieje instytucja mediacji, którą w USA załatwia się 90 % sporów.
Sędziowie są wciąż pod butem polityków. O dalszej karierze sędziego decyduje prezydent, i skrupulatnie stosuje on swoje uprawnienia by nie awansować tych sędziów którzy nie realizują jego polityki. Szacuje się że jeśli sędziowie zaczną przestrzegać swojego 40-godzinnego tygodnia pracy, to szczególnie w dużych miastach liczba osądzanych spraw spadnie o połowę. Konstytucja mówi o godnych zarobkach sędziów, a te są kilkakrotnie niższe od zarobków adwokatów czy radców prawnych i zaczynają się od 4 tys. PLN dla początkującego sędziego. Ten zawód wcale nie jest już prestiżowy, głównie z powodów finansowych.
W Polsce przed powstaniem społeczeństwa obywatelskiego jest długa droga. Dziś nie ma go na żadnym poziomie, przede wszystkim na poziomie samorządów lokalnych czy wojewódzkich, nie wspominając o poziomie centralnym, gdzie głos różnych organizacji pozarządowych często nawet nie jest wysłuchiwany- nikt nawet zbytnio nie ogłasza wysłuchań publicznych, mimo że zmieniono prawo by takie dyskusje umożliwiało.
Aż nie chce się wierzyć ze kiedyś to lud stanowił prawo (Grecja), a później mógł je już tylko albo w całości zaakceptować, albo też odrzucić (Rzym). Demokracje zachodnioeuropejskie nie są nimi tylko z nazwy, tak jak ta Polska. Tam w procesie decyzyjnym obywatele i organizacje obywateli mają nieporównanie większe prawa. Typowy proces planistyczny przy budowie drogi ciągnie się latami, ponieważ tak ważne są wysłuchania, serie lokalnych spotkań, zanim cokolwiek się zaplanuje i zrealizuje.
Ktoś chcący z pozycji obywatela mieć wpływ na cokolwiek jest chyba naiwnym szaleńcem, do tego mającym sporo czasu wolnego. Polscy politycy wciąż żyją w aurze swojej własnej wielkości, wiedzy o wszystkim, tej zarozumiałości tak powszechnej dla mieszkańców kraju nad Wisłą. Nie wykorzystują nie tylko wiedzy szarych obywateli, ale także wiedzy naukowców, mających niebywale większe pojęcie na tematy o których polscy politycy stanowią prawo.
Tymczasem typowy polityk czy komisja sejmowa zasięgnie co najwyżej opinii Biura Analiz Sejmowych, będącego raczej karykaturą prawdziwego konsultingu. Kadra tej instytucji nie ma pojęcia o wielu branżach, jest w większości niewykształcona, przynajmniej nie na takim poziomie jakiego byśmy oczekiwali. Jest to wręcz instytucja antynaukowa, opisująca co najwyżej jak się rzeczy mają, a nie jak się mieć powinny. Jej ekspertyzy są, co tu dużo mówić, na poziomie tak niskim jak poziom polskiej polityki.
W polskiej polityce nie ma miejsca nie tylko na obywateli, ale także na ekspertów, szczególnie tych niezależnych, nie powiązanych ze związkami zawodowymi, korporacjami, lobbies. Jeśli popatrzymy w wykazy ekspertów których rad zasięgały poszczególne komisje sejmowe, to są to zwykle osobistości niespecjalnie znane: http://biurose.sejm.gov.pl/eksp_komis_4/komisje.htm
W Polsce tak naprawdę nie ma szans na zmiany i reformy, bo nasz parlament nie jest ciałem do tego przystosowanym. Okupowany przez kliki, koterie, lobbies, to on, a nie mentalność polskiego społeczeństwa, jest głównym hamulcowym procesu zmian. W Polsce wg wielu osób których zdanie cenię, nigdy jeszcze nie było demokracji. Czy można o niej mówić skoro nawet temat ułomności „demokracji po polsku” nie trafia na szpalty mediów mainstreamowych?
Szanse konkurowania partii zadomowionych na rynku i nowych są skrajnie nierówne z racji finansowania partii z budżetu, vide wypowiedź tego polityka: "Koledzy z Platformy straszą mnie na różne sposoby (..) dodają: my już mamy 200 mln na kampanię. Przykryjemy cię czapkami". (Rafał Dutkiewicz, Polska XXI "Dziennik" z dn. 29 października 2008).
Ta partia i dziesiątki innych nie są w stanie konkurować z wielkimi partiami, tylko dlatego że powstały niedawno. Nie jest możliwe dotarcie do wyborców z programem- w Polsce nie ma bezpłatnego rozsyłania programów partyjnych do wyborców. Wymogi dla zarejestrowania list są tak wyśrubowane że w ostatnich wyborach parlamentarnych do wyboru było tylko 7 list partii ogólnokrajowych. Et cetera, et cetera…
Dominująca mentalność wielu młodych i zdolnych ludzi jest dziś taka: po co tu coś zmieniać, męczyć się, skoro można po prostu się przeprowadzić do innego kraju? Dla wielu normalnych ludzi bariery językowe nie są już problemem, co więcej, tamte kraje kuszą brakującą w Polsce wielokulturowością. Z Polski od 2004 roku wyprowadziło się 2 mln osób, a to zdaje się nie koniec exodusu, szczególnie wśród tych o najwyższych kwalifikacjach. 19 lat polskiej „demokracji” okazało się porażką- jesteśmy dziś ostatni w Grupie Wyszehradzkiej, a w rankingach PKB per capita krajów UE za nami są tylko Rumunia i Bułgaria. Czechy i Estonia są dziś o połowę zamożniejsze!
Ale w Polsce nawet nie ma konsensusu, ze jest źle. Receptę widzę jedną- wolność słowa, demokratyzacja. Nawet jeśli tylko ja jestem jedynym który mówi że 19 lat polskiej „demokracji” było gospodarczą tragi-porażką, to powinni to usłyszeć wszyscy obywatele tego kraju, a nie tylko czytelnicy mojego bloga. To jest właśnie demokracja- każdy może. I tak też w tym kraju być powinno.
Inne tematy w dziale Polityka