Po niedzielnych spotkaniach liberałów mam wrażenie że ludzie niespecjalnie wiedzą jakie idee reprezentują liberałowie. W Polsce przecież ich nie ma, czy to w mediach, czy w parlamencie. Pojedynczy posłowie częściowo tylko reprezentują liberalne poglądy, zwykle albo tylko obyczajowe, albo gospodarcze. Nie mamy tak jak w Wielkiej Brytanii, gdzie co 4. wyborca oddaje głos na liberałów.
Liberalizmem rozmaici wycierają sobie usta, jak na przykład p. Adam Michnik, który niedawno określił siebie jako liberalna inteligencja, choć jego gazeta liberalna nie jest, co najwyżej reprezentuje takie wartości w sprawach obyczajowych. Liberał, którego prosiłem o określenie, czym jest dla niego „Gazeta Wyborcza”, stwierdził że jest to tylko kolejna gazeta lewicowa, której nie kupuje i nie czyta. Czasem pojedyncze teksty które mu polecano, odszukuje w wydaniu internetowym. Dla niego gazeta ta przestała być liberalną około 1992, 93 a może 1994 roku. Dziś wg niego „GW” funkcjonuje raczej jako zjawisko socjologiczne.
Co dzieli liberałów i lewicę to poglądy gospodarcze. Liberałowie są za demonopolizacją rynków. Są za wprowadzeniem mechanizmów konkurencji gdzie tylko się da. Ostatnie dokonania liberałów w Europie to demonopolizacja monopoli czy oligopoli energetycznych, lotniczych, kolejowych. Lewica zwykle broniła często państwowych wciąż monopoli, a konserwatyści zwykle byli zwolennikami etatyzmu i niechętnie widzieli zwijanie granic państwa. Choć zdarzały się wyjątki- jak rządy konserwatystki M. Thatcher w Wielkiej Brytanii, które były jedną wielką aukcją państwowych skarbów.
Liberałowie są także za prawami jednostki. Jej prawa są ponad prawem ogółu do narzucania jednostce swojego zdania. Wierzy się w racjonalność ludzi, w to że ludzie generalnie jeśli już podejmują złe decyzje, to z powodu niewiedzy czy niedoinformowania. Liberałowie są za prawami obywatelskimi gejów, lesbijek, palaczy marihuany, osób innej rasy, światopoglądu czy wiary i rozmaitych podobnych mniejszości.
Dlaczego w Polsce nie ma ruchu liberalnego? Mój liberalny rozmówca opowiadał że obecnie „na rynku” są trzy silne ugrupowania odwołujące się do liberalizmu: Projekt Polska, Stronnictwo Demokratyczne oraz resztki Partii Demokratycznej. Natomiast zdecydowana większość liberałów jest wolnymi atomami krążącymi gdzieś ponad tymi podziałami. Każde z tych środowisk próbuje pokonać konkurentów, patrzy na nich spode łba. Takie przeciąganie liny między konkurującymi ugrupowaniami trwa już 10 lat. Przez tą patową sytuację ruch liberalny jest rozdrobniony, do tego np. „Projekt Polska” jeszcze pod dawnym szyldem cierpiał na snobizm, zamknięcie się we własnym elitystycznym środowisku.
Liberalne atomy przystąpiłyby do silnego, dużego ruchu, mającego swoją siłę oddziaływania choćby z racji wielkości. Tymczasem na tej scenie trwa wciąż wyścig. Wg mojego rozmówcy potrwa on jeszcze lat kilka. Ponadto system finansowania partii z budżetu wyrywa zęby już na starcie wszystkim inicjatywom na tej scenie, a koszty prowadzenia nawet małej organizacji rzadko schodzą poniżej 250 tys. rocznie. Mój rozmówca był zdania że Polską rządzą grupy interesu, jedyną „niewinną” partią na tej scenie jest PiS, choć ten, gdy przejmuje jakiś urząd, czyści w zasadzie wszystkich i obsadza wg klucza partyjnego, niszcząc tym samym etyczne standardy wypracowane przez III RP.
Wg mojego rozmówcy PiS, choć odwołuje się do akcentów antykomunistycznych, jest w istocie powrotem komunizmu (chyba w gospodarce, choć tego mój rozmówca nie sprecyzował). Partia Demokratyczna liberalna to może i była, ale pomiędzy 2001 a 2004. Później podjęto decyzję o otwarciu się, przyjęciu chętnych, no i do tego ugrupowania naszło bardzo wielu komunistów. Nie wiadomo dlaczego tak nagle tego zapragnęli- rzuciłem podejrzenie że może chcieli zneutralizować szykujących kres państwowego koryta liberałów, a cała akcja była zaplanowana.
Wg niego młodzi są bardzo zatomizowani, nie stanowią żadnej spójnej grupy jako wyborcy, i dlatego dla polityków są mało atrakcyjni. A liberałowie, jeśliby chcieli się zjednoczyć i pokonać system wspomaganej milionami z budżetu „polityki billboardami” uprawianej przez grupy interesu i jedną przypadkową partię, to wg niego mogliby liczyć na poparcie w granicach 5- 10 %. Ale, jak na razie przeciąganie liny między mniejszymi ugrupowaniami trwa w najlepsze.
Inne tematy w dziale Polityka