Opiszę sąsiada. To oznaka pustości obgadywać ludzi, ale mój sąsiad bije rekordy. Gdy wchodziłem do domu, przez okno zatrzymał mnie. Ciekawe czy znów mu gaz wpuszczają. Sąsiad stwierdził że nie działa mu komórka i to na pewno jakiś spisek. Ja mu tłumaczyłem że jak komórka nie działa to nie zawsze oznacza ze ktoś chce go zabić i mu wyłączył komórkę. Najpierw kazał mi sprawdzić czy moja komórka działa.
Sąsiad możliwe że jest paranoikiem. Znów będzie opowiadał że mu ci z Pelcowizny wywiercili dziurę w podłodze i gaz mu wpuszczają. Poradziłem mu żeby kupił sobie czujnik wykrywający gaz. Wówczas będzie wiedział czy go trują. Przy mnie zadzwonił na policję, opowiedział oczywiście znów o wierceniu dziury w podłodze i truciu go gazem.
Sąsiad ma na oko 65- 70 lat. Twierdzi ilekroć go spotkam, że mu się włamali do mieszkania i ukradli- a to stare spodnie, a to dwie koszule za 40 złotych. Ci z Pelcowizny, tamci co w jakichś barakach mieszkają, chcą go zatruć gazem, żeby jego mieszkanie przejąć. Już zatruli gazem jego żonę która pracowała w aptece. Wywiercili dziurę w podłodze i wpuszczają mu gaz z butli. A pod numerem 51 czy 52 wprowadziła się kobieta z dzieckiem z Pelcowizny. Mają kamerę która prześwietla mury i widzą jak on chowa banknoty.
Tak, przyszła policja. Po jakichś 30 minutach. Współczuję policjantom. To aż trudno czasem wytrzymać żeby nie parsknąć śmiechem. Nie wiem, to jakieś straszliwe dziedzictwo komunizmu. Pani policjantka przytaknęła gdy sąsiad mówił jej że zamontuje sobie kolejną Gerdę do swojego obsesyjnego ciągu zamków na drzwiach. Po opowieści o kamerze prześwietlającej ściany Pani policjantka stwierdziła że wszystko sobie zanotuje i następnie obiecała że będą patrolować okolicę.
Mój sąsiad pracował w Zomo albo w Policji. Z panią policjantką rozmawiał pytając się z jakiej jest komendy i wymieniając nazwiska komendantów. Chyba trafnie, bo policjantka przytaknęła że ich zna. Gdy dzwonił na policję, przedstawił się jako były pracownik bodajże Komendy Głównej (jakiegoś pogotowia czy czegośtam).To przecież kolega tych ludzi. A twortzona przez nich organizacja nawet nie umie pomóc swojemu dawnemu pracownikowi.
To jest straszne. Takie osoby jak mój sąsiad wymagają terapii. Gdzieś pracowali. Dostali jakichś obsesji, paranoi. Jeszcze sobie coś zrobią. Martwią się całe dnie. Ciekawi mnie czy policjanci w ogóle potrafią odpowiednio zareagować na tego typu przypadki. Zwłaszcza że to ktoś kto był ich kolegą po fachu. Sprawa mojego sąsiada może się im przytrafić gdy sami się zestarzeją i dostaną jakichś schiz. Wówczas też będą dzwonili na policję 5 razy dziennie, a nikt nie przekaże tej sprawy odpowiednim służbom. Ciekaw jestem czy policjanci w ogóle są przeszkoleni by umieć rozpoznać jakieś niezrównoważenie.
W Polsce owe służby powinny tak działać by osoba która ma takie dolegliwości otrzymała pomoc medyczną tudzież no nie wiem, jakąś komisję która przyjdzie zbadać jego mieszkanie i utwierdzi go w przekonaniu że nikt mu gazu nie wpuszcza. A zresztą co ja w ogóle wiem o moim sąsiedzie. Możliwe że nie ma nikogo do kogo mógłby się odezwać poza nami, sąsiadami. Wyrósł w systemie gdzie nie można było zaufać nikomu. Pracował zresztą w tym aparacie i przekonał się na własne oczy. Wg mnie ten człowiek potrzebuje pomocy. Terapii.
Co my w ogóle wiemy o Polakach pokolenia komunizmu i ich zdrowiu psychicznym? Ostre jazdy i schizy w temacie antysemickim pojawiały się u nas nawet w pewnym popularnym radio, będąc przez pewniem czas normą. Gdy jeździłem z kumplami pociągiem osobowym po Rumunii, przysiadł się do nas jakiś człowiek, który chyba w Polsce odsiadywał wyrok, bo trochę mówił po polsku. Opowiadał on że światowi Żydzi mają tajną podziemną komnatę w której trzymają złoto. A ile w Polsce ludzi ma podobne jazdy? Nawet jeśli Żydzi mają jakieś złoto, to co z tego? Czy daje to szczęście? Nawet jeśli, to zdaje się że te środowiska wiele niedawno straciły w piramidzie p. Madoffa.
Inne tematy w dziale Polityka