Polacy nie powinni się ani trochę dziwić swojej pozycji- niskim zarobkom, niskiej kulturze, dziwić. Większość oburza się gdy ktoś to wypomina, i od lat głosuje na tych którzy prawią im komplementy i nie nazywają problemów wprost. Czy kiedyś ta ludność zagłosuje wreszcie na tych którzy ich od góry na dół opieprzą i pokażą im co mają robić?
To społeczeństwo winne jest samo swoim problemom. Przyleciałem właśnie z Brukseli na tyle-dopiero-co że czuję się jakbym odbył nieco dłuższy powrót z brukselskiego muzeum sztuki, skąd dotarłem autobusem, samolotem, a potem autobusem i metrem do mnie do domu. Już to metro mnie przeraziło. Nudno, nikt nie rozmawia. Wszyscy tak samo- bardzo ponuro ubrani. I wszyscy tego samego koloru skóry.
Bruksela- ile tu ras!
Warszawa
Świat jest już globalną wioską. A w polskiej części tej wioski jest po prostu jakoś dziwnie. Chyba bardzo bardzo mroczno i nudno. Chyba trudno tu o tolerancję. Chyba trudno tu o dobre wykształcenie. Chyba trudno tu o dobrą muzykę czy sztukę. Chyba trudno tu o dobrej jakości prasę czy czasopisma, ba, trudno tu o wolność wypowiedzi dla mniejszości. Chyba trudno tu o produkty odnoszące sukcesy na świecie. Chyba trudno to o ekologię, o poszanowanie środowiska. Chyba trudno tu o estetycznie wyglądające miasta, już nawet nie żądam piękna.
I chyba trudno tu o przyjaciół, mówię to po okresie mieszkania we Francji i posiadaniu Francuzów za przyjaciół. Chyba trudno tu o bezinteresowność. Chyba trudno tu o zdrowe jedzenie. Chyba trudno, żyjąc wśród tego społeczeństwa, o bycie na bieżąco z różnymi aktualnymi ideami i pomysłami. Chyba trudno, idąc do polskiej opery czy filharmonii, usłyszeć choćby nowszą muzykę, o tych najnowszych dziełach czołowych kompozytorów nie mówię.
Ach tak, urodziłem się w „Polsce” ale czy jestem Polakiem? A czy to ważne? Urodziwszy się na „Ziemiach Odzyskanych”, od dziecka zastanawiałem się jako można było „odzyskać” ziemie które nigdy wcześniej w historii polskie nie były… I kim są potomkowie polskich kolonistów na tych ziemiach?
Polska? Tu nie chodzi o to czy ludzie mówią po polsku. Tu nie chodzi o to czy mają biały czy czarny kolor skóry. Tu nie chodzi o to czy są katolikami. Ważne aby umieli pracować na tyle wydajnie by zapewnić sobie możliwie najwygodniejsze życie. Ważne aby nie zniszczyli środowiska z którego korzystać będą ich następne pokolenia. Ważne aby w ich wydajnej pracy jak najmniej przeszkadzała biurokracja.
Ważne wreszcie, by ludzie ci byli dla siebie nawzajem dobrzy, potrafili współpracować obdarzyć siebie zaufaniem. By nie byli ludźmi zamkniętymi na inne, na nieznane, na nowe. Ba, by szukali nowości i potrafili być awangardą. Bo to właśnie się liczy we współczesności.
Wyznanie? Znam kilku katolików (na jakiś 1000 dobrych znajomych) i wszyscy oni twierdzili że nie czują potrzeby poznawania innych religii i że katolicyzm im wystarcza i zaspokaja ich potrzeby. Dobrze, okej. Ale czemu potem ci ludzie z perspektywy wiedzących lepiej oceniają innych? Nie znając przyczyn i motywacji ich odmiennych wyborów i zachowań?
Odkrycie innych religii dla nas, byłych katolików, było odkryciem świata wewnętrznego, wewnętrznej równowagi, wewnętrznej duchowości, indywidualnej więzi ze światem duchowym, absolutem. Z czasów bycia katolikiem pamiętam że wyśmiewano pogan, jednocześnie czcząc złote ołtarze w kościołach, uznając ziemskie przedmioty za coś godnego kultu. Dziwię się czy ci ludzie kiedyś czytali Dekalog, którego drugie przykazanie, nieobecne w skróconych katechizmach katolickich, nader brutalnie obchodzi się z oddawaniem czci czy chociaż schylaniem czoła przed jakimikolwiek rzeźbami i obrazami.
Żyję w Polsce w której głównym podziałem jaki widzę jest podział na katolików i niekatolików. Te dwie grupy zdają się nie mieszać, żyją w oddaleniu. Mają inne szanse kariery- spróbujcie dokądś dojść w służbie publicznej choćby, będąc otwarcie niechrześcijaninem, albo jeszcze ateistą czy jakąś egzotyczną mniejszością. Zaś przyznanie się do katolicyzmu na jakimś liberalnym salonie jest jak puszczenie bąka. Sprzeciw wobec aborcji? Od razu daną osobę uznaje się za groźnego fundamentalistę szykującego zamach na wybory moralne innych.
Pamiętam z dzieciństwa że czytałem konserwatywną prasę codzienną, i część niekatolików, innowierców, przedstawiano jako zdemoralizowanych, złych ludzi po prostu. I tak katolicyzm przez setki lat bronił się przed konkurencją- po prostu budując mur nietolerancji by oddzielić innych. Czy Jehoszua Ha Meszija (Jezus) uczył nietolerancji wobec prostytutek? Czy stworzył jakąś instytucję? A może owa wielka instytucja jest dziełem Pawła z Tarsu, który żyjąc pół wieku później Jezusa znał jedynie z przekazów?
Co robią katolicy w czasie wolnym? Czy tak samo, jak my, innowiercy oni też chodzą na imprezy, spotykają się ze sobą? Czy też rzucają się w wir ślubów, rodziny i małżeństw? Polskie popularne opery mydlane bardzo mocno przypominają seriale dokumentalne o życiu rodzin arabskich, nawet poligamia ma swoją tutejszą niesformalizowaną wersję.
Powinniśmy być inni. Nie obawiać się żyć inaczej, ubrać inaczej, jeść inaczej, zachowywać się inaczej. Ja jestem kompletnie inny i różnię się kompletnie od katolickiego standardu już samym żywieniem, ubraniem, gustami i formami spędzania czasu wolnego. Używam innych używek. Słucham innej muzyki. Mam inne poglądy i inne wyznanie. Dlaczego? Bo chciałem być kim jestem teraz. Bo poznałem ludzi z innych kultur niż polska, ludzi którzy ów świat ruszających się firanek mieli gdzieś.
Wychowałem się w świecie w którym inni ludzie bardzo przejmują się co drudzy nich sądzą. W świecie ruszających się firanek. Ludzi przeżywających obgadywanie ich i robiących teatr, jeden wielki teatr na potrzeby obserwujących ich życie. Terror komunizmu jest dziś terrorem ruszających się firanek. Ja miałem te opinie gdzieś, i żyję. Ale chciałbym, by moje dzieci, jeśli kiedykolwiek będą żyły w tym kraju, nie musiały się przedzierać przez wzajemny totalitaryzm tego zdegenerowanego minionym systemem społeczeństwa.
Ras Fufu, marzec 2009
Inne tematy w dziale Polityka