Na uczelni uczono mnie, jak niedoskonała jest komunikacja. Otóż osoba nadająca koduje swój przekaz (na przykład do formy słów), a odbiorca ten przekaz rozkodowywuje. Tylko że u niego te same słowa mogą znaczyć coś znacznie innego.
Komunikacja jest czymś niedoskonałym, podatnym na straty związane ze wzajemnym niezrozumieniem się. Dla przykładu, gdy Platforma Obywatelska przedstawiała swój program, i deklarowała że wygrała „Polska liberalna”, to spodziewałem się zmiany, przynajmniej w polityce gospodarczej. Tymczasem- czy ta zmiana nastąpiła? Zdaje się że z rządów Platformy mogą się cieszyć jedynie gracze w piłkę nożną i ich fani.
Platforma Obywatelska okazała się nawet nie chadecją, chrześcijańską demokracją. Gdzie jest niby ta demokracja? Czy wybory samorządowe w których część kandydatów ma pokryte koszty kampanii, a inni muszą stracić kilka-kilkanaście tysięcy swoich złotówek, czy takie wybory są demokratyczne?
Nauka, gospodarka, infrastruktura. Tempo przemian w tych branżach jest podobne jak za poprzednika, ale upolitycznienie państwowych koncernów tylko wzrosło. Owszem, PO jest bardziej centro-katolicka. Minęły czasy „faszystów w rządzie” jak grzmiała prasa brytyjska, przedstawiając dokonania byłego ministra edukacji.
Ten „liberalizm” Platformy to może taki kwiatek do kożucha? Może ci ludzie, może oni nawet i chcieli, ale nie potrafią? Może wszystko się kończy na zmianie kilku przepisów o obdarowywaniu podarkami firmowymi, tak żeby wraz z prezentem nie trzeba było wręczać deklaracji podatkowej, czym i tak się nikt nie przejmował?
A poza tym- totalitaryzm narodowego etatyzmu ma się dobrze. Najbardziej cierpią ofiary dantejskiej biurokracji, bo w końcu grzanie końca w światowych rankingach łatwości prowadzenia biznesu oznacza ciężką pracę księgowych, kadrowych, prawników, managerów. I ogromne koszty, które ponosimy my wszyscy.
Obietnice Platformy trafiły u mnie na podatny grunt wyczekiwania na lepsze. Tymczasem ono nie nadchodzi. I nie nadejdzie, obawiam się. Aby dokonać zmiany na lepsze, trzeba mieć wykształcone kadry. Polskie uczelnie, z których bodaj tylko dwie grzeją miejsca w drugiej 500-ce czy nawet zawędrowały na pozycję 400-cośtam. To liga która się nie liczy. To uniwersytety, które są bez porównania gorsze od maleńkich uczelni w 100-tysięcznych miastach Europy Zachodniej.
Zagłosowaliśmy na ludzi którzy swoich ograniczeń nawet nie są w stanie rozpoznać. Ci ludzie są po prostu przeciętni, mają równie przeciętnych doradców, bo nie byli w stanie ocenić ich kompetencji, sami ich mając mało. Stwierdzą nawet, że w naukę nie będą inwestować ani rewolucji robić bo do okresu wyborów nie da to żadnej poprawy. I mają rację.
W Polsce konieczny jest może ponadpolityczny, ponadpartyjny konsensus odnośnie rozwoju nauki w tym kraju. Skoro perspektywa wyborów jest zbyt krótka, to może trzeba szukać innych, niepolitycznych rozwiązań?
Inne tematy w dziale Polityka